Stare i za drogie. 7 aut, które mogłyby kosztować 2 razy mniej
Są na rynku samochody używane, których ceny są po prostu przesadzone. Głównie dotyczy to modeli niemieckich, ale i japońskich. Francuskie i włoskie są trudniej sprzedawalne i chyba dzięki temu ich ceny mieszczą się w granicach zdrowego rozsądku.
23.11.2021 | aktual.: 14.03.2023 14:17
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Obserwuję rynek wtórny i z ciekawością patrzę na ceny starych samochodów, które - zamiast tanieć - drożeją. Nie mnie oceniać, czy słusznie, bo przecież są też auta mniej bezpieczne, bardziej zużyte i wymagające napraw. Ale to też proste, trwałe i tanie konstrukcje w porównaniu z tymi dużo nowszymi.
Uważam jednak, że ceny niektórych aut świadczą o ogromnej fantazji sprzedających. I nie ratują ich wpisy typu "stan kolekcjonerski" czy "materiał na fajnego klasyka", kiedy dotyczy to BMW E46 w dieslu czy Golfa IV.
Oto 7 przykładów aut, które można kupić za "normalne" pieniądze, ale wystawianych niekiedy za niebotyczne sumy.
Nie neguję osobistych preferencji, sam mam dość specyficzną listę aut, jakie chciałbym posiadać, lecz podchodzę do tematu zdroworozsądkowo. Swoją drogą, kilka z nich jest w poniższym zestawieniu. No i doskonale zdaję sobie sprawę, że auto jest warte tyle, ile ktoś za nie zapłaci. Dlatego to tylko moja czysto subiektywna opinia.
Audi 80 (B3/B4)
Jeśli chcesz kupić 30-letniego "gruza" za ponad 10 tys. zł, ale w całkiem dobrym stanie i przenieść się tym samym w czasie do lat, w których emitowano serial "Czterdziestolatek", to polecam zakup Audi 80.
Oczywiście mówimy o sedanach lub kombi z poczciwymi jednostkami TDI lub benzynowymi 1.8/2.0. Więcej zapłacicie za coupe lub cabrio, których ceny zaczynają się od 15 tys. zł. Jeśli macie fantazję, kupicie za 20-40 tys. zł nawet generację B2.
Oczywiście nie brakuje rozsądnych ofert. Znakomita większość wystawionych na sprzedaż aut mieści się w kwocie 10 tys. zł, a za rozsądne 5 tys. zł można znaleźć wcale niezajeżdżony egzemplarz tego niezwykle trwałego samochodu, który – nie ma co sobie na siłę wmawiać – nie ma wartości kolekcjonerskiej. Może mieć najwyżej sentymentalną.
BMW Serii 3 (E46)
O ile rosnące ceny dość klasycznych już Trójek generacji E30/E36 dziwić nie powinny, o tyle wystawione za 20 tys. zł BMW E46 powinno mieć maksymalnie jedną parę drzwi i 6 cylindrów pod maską. Nie, nie jest i nie będzie klasykiem, bo jest za mało analogowe i zbyt nowoczesne.
Patrząc na ten model z drugiej strony, trochę dziwią ceny z dwójką z przodu za 2-litrowe wersje, nierzadko z dieslem, ale w sedanie lub kombi. Nawet dobrze utrzymane, nie jest tyle warte, nawet jeśli przyjechały prosto ze Szwajcarii, a zdjęcia więcej czasu spędziły w fotoszopie niż na karcie aparatu.
BMW Serii 5 (E39)
Kolejne BMW warte więcej dla sprzedającego niż w rzeczywistości. Pochodzi jeszcze ze starych dobrych czasów, a wersje 540i czy M5 owszem – są fajne. Jednak płacić 40 tys. zł za "jedyną taką" z 2,5-litrowym motorem, albo — o zgrozo — z dieslem?
Są oczywiście tańsze sztuki, za 25-30 tys. zł, ale to nadal delikatna przesada, choć faktycznie można znaleźć egzemplarze wręcz dopieszczone. Należy przy tym pamiętać, że to model z lat 90., niezależnie od rocznika produkcji. I nazwanie klasykiem czegoś poniżej M5 lub 540i to jednak lekka przesada.
VW Golf IV
Zdecydowanie uważam, że Golf IV jest bardzo dobrym autem, zwłaszcza jeśli jest ładnie utrzymany. A jeszcze jak ma jeden z tych najlepszych, mocnych silników pod maską, jest wart więcej niż konkurencja z tego samego okresu. Tylko nie 2-3 razy więcej.
Z całym szacunkiem do niemieckiej techniki, ale znacznie lepsze francuskie, nierdzewiejące auta z młodszego rocznika kosztują mniej. Płacić za 20-letnie auto kompaktowe 10-15 tys. zł to jednak przesada. A takie są ceny niemalże bazowych 1.6. I żeby to były chociaż auta z przebiegiem do 100 tys. km, a nie ponad 200 km.
Lexus IS 200
Japończyki są w cenie, zwłaszcza te od Toyoty, a jeszcze jak jest tylny napęd i 6-cylindrowy silnik, to miód na serce każdego fana liter J, D i M. Natomiast nie wiem, co jest aż tak szczególnego w Lexusie IS 200, żeby płacić za 20-letnie auto 20 tys. zł. Można zrozumieć IS 300, ale te z kolei wystawia się za 30 tys. zł, co znów jest przesadą.
Jest mało awaryjny, trwały i wciąż nieźle wygląda, ale to chyba koniec jego zalet. Nawet BMW E46 czy Audi A4 mają w wersjach kombi lepszy bagażnik, a sedan ma tylko wygląd.
Warto przy okazji zaznaczyć, że w razie usterek Lexus IS 200 ma już dużo mniej zalet niż niemieckie auta tej samej klasy i z tego samego okresu. Części nie leżą na półkach w supermarkecie, a i mechanicy mogą kręcić nosem, że to wynalazek.
Zobacz także
Toyota RAV4
Temu modelowi nawet poświęciłem oddzielny artykuł i niestety wciąż nic się nie zmienia. Żeby kupić RAV4 pierwszej generacji w stanie do jazdy, trzeba wydać minimum 10 tys. zł. Przypomnę tylko, że produkcję modelu zakończono w 2000 r. i nie jest to ani youngtimer, ani klasyk. Drogo? To poczekajcie, bo mówię o cenie wyjściowej.
Są natomiast egzemplarze wystawiane za 20 tys. zł i więcej. Owszem, piękne (na zdjęciach), ładnie utrzymane i z małym przebiegiem, jak na ponad 20-letnie auto, ale z takimi pieniędzmi można przebierać w dużo nowszych drugich, a nawet trzecich generacjach. Choć jak popatrzeć na te najdroższe dwójki, to ich ceny też odleciały w kosmos.
Volvo XC70
Ile jest warte w terenie duże kombi z dołączanym automatycznie napędem na cztery koła? Nic. Po co dopłacać za nielakierowane zderzaki? Głupota. Wyżej umieszczony środek ciężkości tylko pogarsza właściwości jezdne. "Terenowe" kombi są bez sensu — tak przynajmniej twierdzą niektórzy nasi czytelnicy oraz dyskutanci na samochodowych grupach. Jednak ich opinie weryfikuje rynek.
Wystarczy porównać ceny Volvo V70 oraz XC70. To prawie ten sam samochód. Pierwszy do kupienia bez problemu do kwoty 10 tys. zł. Drugi auto nie do kupienia za tyle.
Na pułapie 20 tys. zł zaczynają się "perełki" V70, a w przypadku XC70 ta kwota daje dopiero wybór pośród ładniejszych egzemplarzy. Oba modele spotykają się jednak mniej więcej na granicy 35 tys. zł. Różnica jest taka, że w przypadku V70 najczęściej jest to 300-konne R, natomiast XC70 to nadal po prostu XC70.