Zapytaj zanim zatankujesz. Może uda się zapłacić mniej za paliwo
Po wprowadzeniu nowej benzyny E10 na stacjach paliw kilkukrotnie widziałem dylematy – za który pistolet chwycić. Niestety nie możemy oczekiwać od stacji świadectwa jakości, które pokaże faktyczny skład paliwa. Można o nie poprosić, ale kiedy spotkamy się z odmową, trzeba lać na chybił trafił.
10.01.2024 | aktual.: 10.01.2024 12:36
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Od kilku tygodni kierowcy zadają sobie proste pytanie: tankować nową benzynę 95 E10 czy droższą 98 E5? Dylemat jest wbrew pozorom istotny z dwóch powodów. Po pierwsze, nie wszystkie silniki dobrze tolerują benzynę z wyższą zawartością etanolu. Po drugie, nie na każdej stacji paliw (mimo takiego oznaczenia) rzeczywiście mamy dostarczone paliwo E10. Zatem jeśli chcemy nadal tankować E5, to nie jesteśmy skazani na benzynę 98-oktanową. Oznakowanie na dystrybutorach informuje o maksymalnej zawartości etanolu, ale jak pokazuje nasza kontrola stacji - na razie często sprzedawane jest jeszcze stare paliwo E5.
Jak sprawdzić paliwo?
To proste – wystarczy poprosić sprzedawcę o świadectwo jakości. To dokument, który otrzymuje on od dostawcy paliwa. Są w nim wyszczególnione wyniki badań laboratoryjnych, ewentualnie ma formę pisemnej deklaracji potwierdzającej parametry paliwa, a jest ich bardzo dużo. W tym również realna zawartość etanolu.
Oczywiście taka "kontrola" jest obarczona błędem, bo na stacji zazwyczaj otrzymamy dokument z ostatniej dostawy, a wcześniejsza mogła być zupełnie inna. Paliwa natomiast w zbiorniku na stacji są zmieszane. Jednak dobre i to.
Witamy w Polsce
Niestety nie zawsze jest to takie proste, jak się wydaje. Kiedy jeździłem po stacjach paliw w celu weryfikacji, czy ostatnie dostawy paliwa E10 to faktycznie E10, na trzech spotkałem się z dość sceptycznym podejściem do mojej prośby o wgląd w dokumenty. Ostatecznie na żadnej mi nie odmówiono, ale na jednej decyzję musiał podjąć kierownik.
Świadectwo jakości to zazwyczaj rozbudowana tabela z wieloma parametrami. Aby się jej dobrze przyjrzeć i ze zrozumieniem sprawdzić interesujące parametry, potrzeba na to kilku minut. Tymczasem robimy to z reguły z pracownikiem stacji, któremu ten czas zabieramy. Wygodniej byłoby otrzymać kopię takiego dokumentu, usiąść sobie przy stoliku, w aucie, a nawet w domu i przeanalizować. Tu pojawia się problem.
Z ośmiu stacji, które odwiedziłem, tylko na dwóch pozwolono mi zrobić zdjęcie (czyli kopię) świadectwa. Na innych spotkało się to ze stanowczą odmową. W mojej opinii, taki dokument powinien być nie tylko w każdej chwili do wglądu, ale najlepiej wprost wywieszony na ścianie, drzwiach czy np. na dystrybutorach. Gdyby robiono to z każdym kolejnym, po kilku wizytach z rzędu mielibyśmy już pewien pogląd na to, co faktycznie jest w zbiorniku na danej stacji.
Niestety nie znalazłem przepisów, które zobowiązywałyby sprzedawcę paliwa do takiego działania, tak jak obliguje się producentów żywności do podawania składu na opakowaniach. Więcej - nie znalazłem przepisów, które obligowałyby sprzedawcę do pokazania świadectwa jakości. Zapytałem więc o to UOKiK.
"Konsument może zażądać od sprzedawcy wglądu do świadectwa jakości, przy czym należy pamiętać, że świadectwo nie jest dokumentem wymaganym przepisami prawa. Jest to rodzaj oświadczenia przekazywanego pomiędzy przedsiębiorcami dokonującymi obrotu paliwem" – odpowiada Agata Charuba-Chadryś z Departamentu Komunikacji Urzędu Ochrony Konkurencji i Konsumentów.
Niestety z tym "żądaniem" nie jest tak kolorowo – to prędzej prośba.
"Udostępnienie świadectwa konsumentowi zależy od dobrej woli przedsiębiorcy. Nie ma prawnego obowiązku, aby takie świadectwo widniało w publicznie dostępnym miejscu, więc zrobienie kopii czy pozwolenie na zrobienie zdjęcia leży w gestii danej stacji" – informuje UOKiK.
Propozycją urzędu, w razie wątpliwości co do jakości paliwa, jest zgłoszenie tego za pomocą formularza: https://uokik.gov.pl/zgloszenie_paliwa_zlej_jakosci__formularz.php.
Konsument w praktyce, by mieć pewność albo choć cień pewności, że wie co tankuje, w razie odmowy pokazania dokumentu musi zlecić badanie pobranej próbki paliwa co kosztuje od kilkuset do ponad 1000 zł. Wyobraźmy sobie sytuację, że bardzo zależy nam na samochodzie i chcemy wiedzieć, ile w paliwie jest etanolu, a ile związków ETBE, które dają podobny efekt, ale powodują gromadzenie osadów w silników. Albo gdy mamy wtrysk bezpośredni, a nie chcemy co chwila czyścić wtryskiwaczy w wyniku działania olefin.
Dlaczego musimy za każdym razem robić zamieszenie wśród obsługi stacji i prosić o dokument, który mógłby równie dobrze wisieć na dystrybutorze i wgląd w odpowiednią informację zająłby nam kilka sekund? Kiedy w markecie kupujemy choćby wodę, nikt nie patrzy na nas krzywo, gdy sprawdzamy jej skład. Czy tak nie powinno być z paliwem?