Carlos Ghosn uciekł do Libanu. Alians Renault-Nissan nadal z niepewną przyszłością
Nawet odsunięty od władzy i uciekający przed wymiarem sprawiedliwości Carlos Ghosn jest niebezpieczny dla aliansu Renault-Nissan. W momencie podejmowania kluczowych decyzji na stole pojawia się poważna polityka. Przed tymi markami, jak i przed Mitsubishi, ciężkie czasy.
02.01.2020 | aktual.: 22.03.2023 16:50
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Legenda, która wzmocniła pozycję Renault i Nissana. Niezwykły bohater japońskich komiksów (naprawdę!). Menadżer, który był odpowiedzialny za co dziesiąty samochód wyprodukowany na Ziemi. Był, bowiem wskutek (nieudowodnionych jeszcze) malwersacji finansowych Carlos Ghosn został zatrzymany w areszcie domowym w Japonii, w którym przebywał od kwietnia 2019. Pod koniec grudnia uciekł do Libanu i ma jeszcze kilka kart w zanadrzu.
Jak to możliwe? Na razie świat żyje spekulacjami. Jedni mówią, że został przetransportowany w pokrowcu na instrumenty muzyczne. Inni, że użył fałszywego paszportu. Wiadomo, że wykorzystał dwa samoloty i pojawił się na lotnisku w Stambule.
Ghosn narzekał na warunki aresztu: nie mógł skontaktować się z rodziną, ograniczono możliwość komunikacji, każde wyjście w przestrzeń publiczną musiało być zatwierdzone przez sędziego i rejestrowane przez kamerę. Nie zapomnijmy, że japoński wymiar sprawiedliwości ma niemal 100-procentową skuteczność, a prokurator może wykorzystywać dowody zdobyte bez nakazu.
Rozprawa została wyznaczona na pierwszy kwartał 2020, co według Carlosa miało pokazać, jak mało znaczy dla japońskiej Temidy. Teraz Ghosn zamierza walczyć z Libanu, gdzie kiedyś proponowano mu start w wyborach prezydenckich. Poza tym, Liban nie ma umowy ekstradycyjnej z Japonią. Nawet jego prawnicy byli zaskoczeni takim stanem rzeczy.
Takie zagranie menadżera sprawiło, że we Francji (której jest obywatelem) kilka osób nerwowo poprawiło krawaty. To właśnie tam – jak informowała żona Ghosna – chce być sądzony. Tyle tylko, że francuski rząd robi wszystko, by utrzymać alians w jednym kawałku. Jak przyznał jeden z członków rady nadzorczej Renault, Jean-Dominique Senard w rozmowie z The Wall Street Journal, "naprawa sojuszu to kwestia przeżycia". A państwo francuskie ma 15 proc. udziałów w Renault, pracującym pod dyktando związków zawodowych, które dodatkowo nie ma teraz prezesa.
Japończycy będą więc wściekli, że sprzed nosa uciekła im taka gruba ryba. Francuzi za to nie zamierzają oddać pod sąd swojego obywatela. Sprawy nie ułatwia fakt, że to przecież mocniejsze połączenie dwóch marek, francuskiej i japońskiej, sprawiło, że Ghosn stał się bardzo niewygodną osobą.
Tuż po jego zatrzymaniu kilkanaście miesięcy temu pojawiło się wiele teorii dot. zarzutów. Sam Ghosn podpowiadał opinii publicznej, że Japończycy byli przeciwni połączeniu Renault i Nissana w jedną, nierozerwalną całość. Chcieli z tym skończyć, choć przez lata przymykali oko na jego wydatki - wynajął przecież pałac w Wersalu na swój ślub i zarabiał 4 razy więcej niż koledzy z Toyoty. Ale taka synergia koncernów, która miała być pokazem siły Ghosna, skończyła się jego upadkiem. Teraz nie ma nic do stracenia, w przeciwieństwie do osób, które z uśmiechem powitały jego odejście.