Samochody używaneAudiUżywane SUV-y: tanie w zakupie, a drogie w utrzymaniu. Te modele kupuj świadomie

Używane SUV‑y: tanie w zakupie, a drogie w utrzymaniu. Te modele kupuj świadomie

Kiedy używane auto jest podejrzanie tanie, to może oznaczać tylko dwie rzeczy. Albo ma niski prestiż, albo jest drogie w utrzymaniu. Oto kilka przykładów SUV-ów, które jako nowe z salonu wyjeżdżały w konfiguracjach za 200-400 tys. zł, a po 10 latach kosztują 10 razy mniej. Dlaczego? Bo ich utrzymanie kosztuje krocie.

Biada temu, kto kupi Audi Q7 za 30 tys. zł i myśli, że jego utrzymanie kosztuje tyle, co A4 w tej cenie
Biada temu, kto kupi Audi Q7 za 30 tys. zł i myśli, że jego utrzymanie kosztuje tyle, co A4 w tej cenie
Źródło zdjęć: © fot. mat. prasowe / Audi
Marcin Łobodziński

31.10.2020 | aktual.: 16.03.2023 15:44

Zalogowani mogą więcej

Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika

Zazwyczaj reguła jest taka – tanie w utrzymaniu auto traci powoli na wartości, bo zawsze będzie poszukiwane i łatwo je odsprzedać. Natomiast drogi w utrzymaniu samochód traci na wartości szybko, bo potencjalni kupujący się go boją i kupują te pierwsze. Dlatego cena musi być odpowiednio zaniżona, czasami do skrajnie niskiego poziomu, by taki pojazd znalazł nabywcę,

Są jednak od tej reguły pewne wyjątki, zazwyczaj wynikające z prestiżu konkretnego modelu, ale zawsze gdzieś na końcu chodzi i niezawodność i koszty utrzymania.

W przypadku SUV-ów doskonałym przykładem jest Mercedes Klasy G, którego koszmarne ceny wcale nie idą za niskimi kosztami eksploatacji, ale za to samochód jest postrzegany jako bardzo niezawodny. Kiedy w późnych latach 90. wyjeżdżał z salonu, był jednym z konkurentów Range Rovera drugiej generacji. Tylko, że brytyjskie auto kosztuje obecnie tyle, co dobry serwis mercedesa. Kwestia niższego prestiżu? Nie, po prostu Range Rover to jeden z najbardziej usterkowych modeli.

Obraz
Obraz;

Inny przykład: Subaru Forester. Auto niezbyt tanie w utrzymaniu, ale dobrze trzyma cenę. No, chyba że mówimy o dieslu, który nie tylko obniża prestiż modelu i tym samym jego cenę, a do tego jest dość ryzykowny i bardzo drogi w naprawach, co rzutuje na niższe zainteresowanie.

Niskie koszty utrzymania mają realny wpływ na wartość rynkową pojazdu, i to do tego stopnia, że wyżej pozycjonowane modele tej samej marki nierzadko kosztują tylko minimalnie więcej lub nawet tyle samo co te niższej klasy.

Przykładem może być wysoko cenione Audi Q5 i kosztowne w utrzymaniu Audi Q7. Auta w porównywalnym stanie z podobnymi jednostkami napędowymi kosztują albo tyle samo, albo Q5 jest droższe. Podobnie jest z BMW – X3 oraz X5. Od tych modeli zacznijmy.

Audi Q7 to zaawansowana technika, ale na szczęście jest popularna

Choć Audi Q7 jest jednym z najbardziej zaawansowanych technicznie modeli od 2005 r., to sytuację ratuje znana technika i duża popularność rozwiązań. Przykładowo silniki 6-cylindrowe stosowano także w autach klasy średniej i wyższej, takich jak A4, A6, a także SUV-ie Q5. Dzięki temu koszty eksploatacji są znośne.

Patrząc z punktu widzenia typowego użytkownika używanego audi czy volkswagena, Q7 jest koszmarnie drogi w utrzymaniu. Ale z drugiej strony, dzięki niemu części do Porsche Cayenne są tańsze.
Patrząc z punktu widzenia typowego użytkownika używanego audi czy volkswagena, Q7 jest koszmarnie drogi w utrzymaniu. Ale z drugiej strony, dzięki niemu części do Porsche Cayenne są tańsze.© fot. mat. prasowe / Audi

Co nie zmienia jednak faktu, że utrzymanie samochodu jest drogie. I bynajmniej nie chodzi o jego awaryjność, która nie jest aż tak wysoka w porównaniu z konkurencją, ale sam serwis zawieszenia (aluminiowe i pneumatyczne), hamulców, wymiana opon (rozmiar) to są rzeczy liczone w tysiącach złotych.

Gorzej kiedy przyjdzie do większego serwisu silników – bardzo drogi łańcuchowy napęd rozrządu. Tymczasem auto można kupić już za 30 tys. zł, a to niewiele jak na 15-letniego, ogromnego i luksusowego SUV-a. Drugie tyle można wydać przez pierwsze 2-3 lata po zakupie samochodu z dużym przebiegiem i sporymi zaniedbaniami.

BMW X5 - będziesz miał wydatki i nie jest to mit

Zwłaszcza, kiedy połasicie się na dość tanie X5 pierwszej generacji E53 myśląc, że koszty użytkowania będą porównywalne z BMW Serii 5. Choć te dwa modele sporo łączy, to SUV jest znacznie cięższy i choćby wymiana hamulców, zwłaszcza przy dynamicznej jeździe, do której auto zachęca, kosztuje sporo. Niektóre wersje mają też duże opony.

BMW X5 jest jeszcze w miarę do utrzymania, kiedy pod maską jest 6 cylindrów. Wersje V8 mogą generować znacznie większe koszty.
BMW X5 jest jeszcze w miarę do utrzymania, kiedy pod maską jest 6 cylindrów. Wersje V8 mogą generować znacznie większe koszty.© fot. mat. prasowe / BMW

Największe ryzyko niesie za sobą wybór silnika V8. To dlatego, że ich serwis jest bardzo drogi, a nie są to też jednostki w pełni udane. Ceny aut z silnikiem R6 (benzyniaki i diesle) są wyższe. O ile X5 30i można jeszcze względnie tanio utrzymać jak na luksusowe auto kosztujące 30 tys. zł, o tyle V8 może zrujnować domowy budżet.

Nie tylko silniki wymagają kosztownej opieki, ale także układ przeniesienia napędu. Automatyczne przekładnie i system xDrive drugiej generacji nie należą do szczególnie trwałych. I nie liczcie na to, że X5 (E70) jest bardziej dopracowane mechanicznie. Jest tylko ta różnica, że jego ceny jeszcze skutecznie odstraszają osoby, których tak naprawdę nie stać na ten model.

Jeep Grand Cherokee (WH) – prawdziwy dżip w cenie dacii

Prawdziwy amerykański SUV marki Jeep i to wcale nie bardzo stary, kosztuje dziś tyle, co dacia duster. Tak jest, jeśli porównamy najtańsze auta dostępne na rynku z tą różnicą, że dacie będą o 5-6 lat młodsze. Czy to oznacza, że jeep grand cherokee jest aż tak nieudanym autem?

Jeep Grand Cherokee sam w sobie nie jest drogi w utrzymaniu, ale w tym przypadku łatwo może zmylić niska cena zakupu.
Jeep Grand Cherokee sam w sobie nie jest drogi w utrzymaniu, ale w tym przypadku łatwo może zmylić niska cena zakupu.© fot. mat. prasowe / Jeep

Nie do końca nieudanym, ale dość awaryjnym. Głównie psują się drobiazgi, które trudno naprawić (czasochłonne poszukiwanie usterek i potrzeba dużej wiedzy o modelu). Serwis jest kosztowny ze względu na duże silniki. Nawet w najmłodszych egzemplarzach remontu może wymagać już skrzynia biegów czy tylny most, a jest to szczególnie odczuwalne w tej generacji – pierwszej, która naprawdę dobrze jeździ po drogach utwardzonych i jeszcze dość rzadko jest używana jako terenówka.

Dużym zagrożeniem jest też korozja, z którą trzeba walczyć na bieżąco. Koniec końców użytkując jeepa, trzeba się po prostu przyzwyczaić, że nie wszystko będzie w pełni sprawne lub zostawić w serwisie drugie tyle, ile zapłacicie za auto.

Range Rover w każdej postaci to auto dla prawdziwego miłośnika

Pisałem już o tym wielokrotnie i będę powtarzał bez końca – Range Rover nie jest samochodem dla każdego, a właściwie jest autem dla wybranych. Dla tych, którym usterki z byle powodu nie przeszkadzają i mają budżet na ich ciągłe usuwanie.

Koszty serwisu i napraw Range Rovera tej generacji mogą być przerażające. Im wyższa wersja silnikowa i wyposażenia, tym gorzej.
Koszty serwisu i napraw Range Rovera tej generacji mogą być przerażające. Im wyższa wersja silnikowa i wyposażenia, tym gorzej.© fot. mat. prasowe / Land Rover

Wystarczy popatrzeć na ceny. Jeden z najdroższych SUV-ów tego okresu – Range Rover L322 - dziś kosztuje ok. 20 tys. zł. Oczywiście mowa o autach najtańszych, ale średnie ceny rynkowe też nie są wysokie.

Auto jest pod każdym względem wspaniałe, lecz koszmarnie drogie w użytkowaniu. I w przeciwieństwie do wspomnianych wcześniej modeli nie chodzi tu wyłącznie o drogi serwis, lecz także usterki. Są nieprzewidywalne i trudne do zdiagnozowania. Najlepiej zaprzyjaźnić się z najbliższym warsztatem specjalizującym się w tych autach oraz laweciarzem.

Dokładnie to samo dotyczy wyraźnie droższego Range Rovera Sport, którego konstrukcję oparto na modelu Discovery. Generalnie land rovery najlepiej zostawić w spokoju. Niech jeżdżą nimi pasjonaci.

Cayenne jest dla ludzi, których stać na porsche

Jeśli widzisz kierowcę jadącego Porsche Cayenne, to jeszcze nie oznacza, że jest bogaty. Auto pierwszej generacji można kupić za… mniej niż 20 tys. zł! Niestety koszty utrzymania nie są adekwatne do ceny zakupu, a przynajmniej egzemplarza używanego.

Choć Cayenne to jedno z najtańszych dostepnych na rynku wtórnym porsche, to koszty serwisu - tylko częściowo - ratują części pasujące z VW Touarega i Audi Q7. A i tak jest drogo.
Choć Cayenne to jedno z najtańszych dostepnych na rynku wtórnym porsche, to koszty serwisu - tylko częściowo - ratują części pasujące z VW Touarega i Audi Q7. A i tak jest drogo.© fot. mat. prasowe / Porsche

Sam serwis silników V8 trzeba liczyć w tysiącach złotych. Jeśli kupicie odmianę VR6, koszty mogą być trochę niższe. Z dieslem 3.0 V6 jest mniej problemów. To silnik znany m.in. z modeli Audi i VW. Jednak do gamy wszedł dopiero w 2009 r., więc takie auta kosztują od 50 tys. zł w górę.

Każda wizyta w serwisie autoryzowanym może kosztować kilkanaście tysięcy złotych, dlatego użytkownicy starszych aut, korzystają z serwisów niezależnych i jednej dużej zalety modelu - wspólne elementy z Volkswagenem Touaregiem. Niestety tylko niektóre. Tanio nie jest, a trzeba się też liczyć z zużyciem układu napędowego, bo ten samochód zachęca do agresywnej jazdy.

Komentarze (26)