TSUE wprost o oprogramowaniu Volkswagena. Wiadomo, co z umowami sprzedaży

Trybunał Sprawiedliwości Unii Europejskiej podjął decyzję ws. oprogramowania Volkswagena wykorzystywanego podczas Dieselgate. Stanowi ono "zakazane urządzenie" ograniczające skuteczność działania, a ten fakt "nie może zostać uznany za mający nikłe znacznie". Oznacza to, że umowy sprzedaży mogą być rozwiązane.

Po Dieselgate rynek motoryzacyjny odwrócił się od jednostek wysokoprężnych
Po Dieselgate rynek motoryzacyjny odwrócił się od jednostek wysokoprężnych
Źródło zdjęć: © mat. prasowe
Mateusz Lubczański

14.07.2022 | aktual.: 13.03.2023 16:36

Zalogowani mogą więcej

Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika

Dieselgate to afera, która całkowicie zmieniła krajobraz motoryzacyjny nie tylko Europy, ale i świata. Jak się okazało, Volkswagen instalował w swoich samochodach oprogramowanie, które sprawiało, że pojazd "wiedział", że jest badany. W takiej sytuacji zmieniał tryb pracy i emitował znacznie mniej tlenków azotu. Gdyby pomiaru dokonywano w normalnych warunkach, te auta z jednostką Diesla nigdy nie mogłyby pojawić się na drodze.

Do sprawy ustosunkował się Trybunał Sprawiedliwości Unii Europejskiej. "Oprogramowanie stanowiące wyposażenie pojazdów z silnikiem wysokoprężnym, które zmniejsza skuteczność działania układu kontrolującego emisję zanieczyszczeń przy zwykłych temperaturach przez większą część roku, stanowi zakazane urządzenie ograniczające skuteczność działania” – czytamy w komunikacie.

Zaczęło się od klientów z Austrii, którzy chcieli unieważnienia ich umów sprzedaży aut, zawartych w latach 2011-2013. Volkswagen wprowadził w międzyczasie aktualizację oprogramowania, a niemiecki federalny urząd ds. ruchu pojazdów silnikowych wydał zezwolenie na jej instalację. Nie stanowiła ona wówczas problemu.

Austriacki sąd najwyższy, sąd okręgowy w Eisenstadt i sąd okręgowy w Klagenfurcie miały jednak wątpliwości. Fakt, że oryginalne oprogramowanie przyczynia się do prawidłowej (czyt: bezawaryjnej) pracy zaworu EGR czy filtra cząstek stałych, nie czyni go zgodnym z prawem. Inaczej byłoby, gdyby samochód emitował szkodliwe związki, unikając przy tym niebezpieczeństwa podczas jazdy. Trudno mówić o takiej potrzebie w momencie badań i uzyskiwania homologacji.

Trybunał uznał, że pojazd z oprogramowaniem pozwalającym na emisję szkodliwych związków azotu "nie wykazuje jakości, która jest normalna dla towarów tego samego rodzaju, jakiej konsument może racjonalnie oczekiwać, i który zatem jest niezgodny z umową". Brak zgodności z homologacją – czyli badaniami laboratoryjnymi – nie może być uznany za mający nikłe znaczenie, a co za tym idzie, rozwiązanie umowy sprzedaży nie jest wykluczone. Nie będzie to jednak proces automatyczny, lecz każda sprawa będzie musiała być rozpatrywana indywidualnie przez sądy odpowiednie dla danego kraju UE.

Oznacza to, że teraz posiadacze samochodów, w których pracowało nielegalne oprogramowanie mają dużą szansę wygrać w sądzie z Volkswagenem. Można się zatem spodziewać odszkodowań, zwrotów aut czy ugód finansowych mimo tego, że Niemiecki koncern zaktualizował oprogramowanie sterujące silnikami.

Komentarze (44)