Sportowe wersje zwykłych samochodów mogą być pułapką
Przeglądając rynek samochodów używanych można znaleźć interesujące, sportowe wersje zwykłych modeli, które wcale nie są dużo droższe, a wyglądają lepiej i obiecują emocje. Niestety niektóre z nich to pułapki, które mogą wam zapewnić emocje, ale w warsztacie. Nie twierdzimy, że prezentowane tu modele są złe, ale przestrzegamy przed ich zakupem osoby nieświadome.
22.06.2017 | aktual.: 30.03.2023 09:51
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Ford Focus ST170 - kiepski efekt i fatalny stan techniczny
Ford Focus ST170 był pierwotnie stworzony jako hot hatch do jazdy po krętych drogach. Specyficzna w tym modelu jest skrzynia biegów, przygotowana specjalnie dla niego i… BMW. Ma sześć długich przełożeń – jedyna taka w Focusie I. Szczególnie długie są biegi 1. i 2., co miało pomóc w jeździe po krętych drogach, gdzie najczęściej korzysta się z niskich przełożeń.
Niestety efekt jest taki, że podczas normalnej jazdy 170-konny motor 2.0 daje niedużo lepszą dynamikę niż 130-konny w standardowym Focusie z pięcioma, normalnymi biegami. Co prawda Focus ST jest szybszy od zwykłego, ale po drobnych modyfikacjach - do około 150 KM - ten drugi spokojnie mu dorównuje. Ma też skrzynię biegów, którą można łatwo wymienić lub naprawić, a przekładnia Getrag z ST jest bardzo droga i części zamienne są poza zasięgiem przeciętnego użytkownika.
Obecnie taki samochód można kupić w cenie około 10-12 tys. zł. Większość aut pochodzi ze Szwajcarii i są niestety w fatalnej kondycji. Model ten nie ma i raczej nie będzie miał wartości kolekcjonerskiej, więc jego wyższa cena wynika głównie z wyglądu i faktu, że oferuje lepsze wyposażenie. Jako alternatywę proponujemy po prostu Focusa 2.0 o mocy 130 KM z pancernym silnikiem i dobrą przekładnią 5-biegową, który będzie tańszy w naprawach.
Honda Accord Type R – mocny, zardzewiały i zaniedbany
Polski rynek w przypadku tego modelu jest bardzo niestabilny – czasami jest kilka ofert, innym razem nie ma wcale. Auto można kupić za około 20-30 tys. zł, czyli dwa-trzy razy drożej niż zwykłego Accorda VI. Osiągi silnika 2.2 VTEC o mocy 212 KM i prowadzenie to bajka. Niestety nie wszystko jest idealne.
Jest kilka rzeczy, o których trzeba wiedzieć. Podstawowy problem to korozja i to bardzo silna, choć nie zawsze widoczna gołym okiem. Zarówno model podstawowy jak i Type R rdzewieją na potęgę. Druga kwestia to zaniedbania. Cokolwiek przeczytacie w ogłoszeniu wiedzcie, że te auta są często mocno niedoinwestowane.
Użytkownicy Hond to specyficzna grupa, która przesadza z wydatkami w jednym obszarze, by oszczędzać w innym, często ważniejszym. Kolejna sprawa to sam silnik, który jak na jednostkę sportową jest bardzo trwały, ale w naprawach drogi.
Ponadto samochód nie wygląda dużo lepiej, ma uboższe wyposażenie, więc jest raczej wersją dla typowych, motoryzacyjnych purystów. Naszym zdaniem lepszą, sportową Hondą jest Civic VII Type R, który okazuje się autem zarówno bardziej praktycznym jak i bardziej radykalnym, jeździ lepiej i szybciej, ma lepszy motor, a dostęp do części jest doskonały.
Zobacz także
MG ZT – piękny brytyjczyk bez części zamiennych
MG ZT był sportową wersją dość popularnego w swoim czasie Rovera 75. Tworzony w firmie obok tylko z pozoru różni się wyglądem od "siedemdziesiątki piątki". Oba auta postawione jedno przy drugim to niebo i ziemia. Poza topową jednostką napędową (ZT 190) różnice w osiągach są minimalne, ale prowadzenie jest zupełnie inne.
Samochód ten zasługuje sam w sobie na bardzo wysoką ocenę. Poza pięknym wyglądem, jego nadwozie praktycznie nie rdzewieje, a mechanika jest trwała. Prowadzenie przy sprawnym zawieszeniu w swoim czasie było oceniane jako doskonałe, na co wpływ mają drobne, ale kluczowe modyfikacje układu jezdnego. Diesel jest pancerny, a benzyniak V6 czy 1.8 Turbo wcale nie droższe w naprawach niż odpowiedniki innych firm. Gdyby tylko nie brakowało części.
Niestety to największa pułapka tego auta. O ile do Rovera da się coś jeszcze kupić, do MG jest bardzo trudno. Niektóre z części nie są zamienne pomiędzy markami. Problem w tym, że obie firmy już nie istnieją i wszystkiego trzeba szukać. Producenci zamienników powoli się wycofują. Jeżeli coś znajdziecie, to często jest to bardzo drogie.
Druga sprawa to odpowiedni serwis, który wymaga specjalistycznej wiedzy. Dlatego jeżeli nie jesteś zakochany w tym modelu, kosztującym około 10 tys. zł, lepiej sobie odpuść i wybierz coś innego. Niestety trudno o jakieś alternatywy, bo tak taniego odpowiednika nie znajdziesz.
Mini Cooper S – wadliwy i awaryjny
Mini Cooper już sam w sobie jest postrzegany jako auto o charakterze sportowym, ale naprawdę sportową wersją jest Cooper S. Autko pierwszej generacji z silnikiem o mocy 174 KM można kupić za 20 tys. zł i cieszyć się nie tylko doskonałym prowadzeniem, ale także świetnym przyspieszeniem. Niestety do pierwszej awarii.
To nastąpi szybko, ponieważ Mini jest niedopracowane i mało trwałe, ale największą pułapką jest sam silnik 1.6. To konstrukcja opracowana przez koncern PSA wspólnie z BMW. Ma wadę napędu rozrządu, awaryjną elektronikę oraz problem z zużyciem oleju. Samochód jest przez to nie tylko ryzykowny, ale drogi w utrzymaniu. Wcześniejsze wersje z kompresorem wcale nie będą lepsze - każde starsze Mini wymaga kosztownego serwisu i jest awaryjne.
Oczywiście, że można kupić w miarę dobry egzemplarz, ale pod warunkiem, że był on starannie serwisowany, najlepiej od początku. Nie liczylibyśmy na to w przypadku aut sprowadzonych, od pierwszego właściciela i z niskim przebiegiem. Takie sztuki często przyjeżdżają do Polski przed poważnymi wydatkami. Lepiej kupić coś z w miarę pewnego źródła lub po prostu przygotować się na wydatek kilku tysięcy złotych.
Zobacz także
Opel Zafira I OPC - rodzinny ekspres do remontu
Ten dziwny samochód był bodaj pierwszym, sportowym minivanem w Europie. Pod maskę rodzinnej Zafiry włożono 2-litrowy motor Turbo o mocy 192-200 KM. Przyspieszenie do setki w 8,2 s i 220 km/h prędkości maksymalnej robią wrażenie, a i z wyglądu Zafira prezentuje się naprawdę dobrze. Zawieszenie jest tak zestrojone, że wysoko umieszczony środek ciężkości to nie problem. Jest za to inny.
Poza tym, że na rynku trudno o auto w naprawdę dobrej kondycji i bez korozji, 2-litrowa jednostka ma niską trwałość. Co ciekawe, przez pierwsze 200-250 tys. km jest bardzo niezawodna. Potem trzeba przeprowadzić kapitalny remont, który wykonany prawidłowo i na dobrych częściach będzie kosztował około 7000 zł. To sporo jak na auto za 15 tys. zł. A jak nietrudno się domyślić, większość importowanych Zafir OPC ma takie właśnie przebiegi, że po zakupie można jechać bezpośrednio na warsztat.
Naszym zdaniem warto kupić Zafirę OPC, pod warunkiem, że nadwozie jest w dobrej kondycji i z założeniem, że trzeba będzie w auto prędzej czy później włożyć dużą sumę pieniędzy. Przestrzegamy jednak tych, którzy myślą, że to dobra alternatywa dla zwykłej Zafiry. Jeżeli potrzebujecie taniego i tak wyglądającego transportera dla rodziny, to lepiej poszukajcie tego modelu z pakietem OPC Line, który wygląda prawie identycznie, ale będzie znacznie tańszy w utrzymaniu.
Zobacz także
Škoda Fabia RS/Seat Ibiza Cupra 1.9 TDI - tylko pozornie sportowe
Już na wstępie podkreślamy, że nie są to złe auta – wręcz przeciwnie. Małe, zwinne, z mocnymi silnikami i bardzo dobrym dostępem do części zamiennych. Do tego ekonomiczne jak na samochody o takich osiągach. W czym więc problem?
Choć diesel 1.9 TDI jest uznawany za pancerny, to w praktyce wysilone wersje, a tu mamy przynajmniej 130 KM, nie są takie bezobsługowe jak 90 i 110 KM. Seat w Ibizie Cuprze oferował nawet wersję 160-konną. Wymagają dobrego serwisu i dbałości, a nie zawsze tak wygląda historia tych samochodów. Nierzadko, na papierze mocne motory ledwie dyszą pod maską i kopcą na czarno po lepiej lub gorzej przeprowadzonym chiptuningu, nierzadko w garażu u kolegi, który ma program.
Druga kwestia to gabaryty i masa silnika. Pod maską niewielkiej Fabii czy Ibizy ledwie mieści się osprzęt, przez co niektóre naprawy wymagają więcej czasu i czynności w warsztacie. Do tego charakter samochodu nie jest tak sportowy, jak mogłoby się wydawać, patrząc na parametry, a prowadzenie też jest specyficzne, bo wyważanie autka nie należy do idealnych – duże obciążenie przedniej osi.
Podkreślamy – to nie są złe samochody, ale możecie być zawiedzeni, jeżeli myślicie, że kupicie tani (ok. 10-15 tys. zł) model o sportowych osiągach. Możecie być też zaskoczeni tym, że pomimo legendarnej trwałości i niezawodności jednostki 1.9 TDI, wydatki jakie trzeba będzie ponieść przy serwisie i naprawach wcale nie są takie małe.
Peugeot 207 RC - młody, ale bardzo ryzykowny
Zdecydowanie najmłodsze i techniczne nowocześniejsze auto, ale wcale nie dużo droższe. Peugeota 207 RC – najmocniejszą odmianę tego modelu – można kupić za około 20 tys. zł. Wygląda bardzo dobrze, jest nawet praktyczna odmiana kombi, a doładowany motor 1.6 pozwala rozpędzić ją do setki w mniej niż 7 sekund! Ma bogate wyposażenie, a na rynku nie brakuje zadbanych egzemplarzy. Dlaczego więc umieszczamy ten model na liście?
Jest ryzykowny i to bardzo. Za te pieniądze naprawdę trudno kupić sportowego hatchbacka o porównywalnych osiągach i z tego rocznika, ale też równie niebezpiecznego jeżeli chodzi o potencjalne wydatki. Ma ten sam, wadliwy motor 1.6 THP, który jest pod maską Mini Coopera S. Co prawda trochę poprawiony, ale wciąż problematyczny.
Niestety nie tylko sam silnik może być uciążliwy. Elektryka tego modelu jak przystało na francuza lubi płatać figle, a szczególnie obszar odpowiedzialny za sterowanie pracą jednostki napędowej. Sytuacja wygląda tak, że nie tylko na motor trzeba chuchać i dmuchać, ale także na każdy mechanizm i podzespół, który z nim współpracuje.
Podsumowując, to naprawdę dobra propozycja, ale wyłącznie dla osób świadomych i w pełni przygotowanych na liczne awarie, które mogą pochłonąć spory budżet. Nic więc dziwnego, że samochód jest tani. Nie kupujcie tej wersji tylko dlatego, że ma skórzaną tapicerkę i wygląda lepiej od diesla.