Test długodystansowy: 1500 km największym dieslem na rynku
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Nasza długodystansowa Mazda CX-60 e-Skyactiv D prosto z garażu Mariusza Zmysłowskiego trafiła do mnie. Zabrałem ją do domu, na północ kraju i przez dwa tygodnie używałem na co dzień. Sprawdziłem, jak 3,3-litrowy diesel radzi sobie w zróżnicowanych warunkach drogowych. To wyjątkowy napęd, który najbardziej zaskoczył tam, gdzie się tego nie spodziewałem.
3,3 litra pojemności, sześć cylindrów w rzędzie, 254 KM mocy i 550 Nm maksymalnego momentu obrotowego – tak w skrócie prezentują się najważniejsze parametry dotyczące silnika naszej długodystansowej Mazdy. Silnika, który jest największym dieslem na polskim rynku w kategorii samochodów osobowych i jeżdżącym uosobieniem maksymy "no replacement for displacement".
O największej zalecie tej jednostki przekonałem się już po kilkudziesięciu minutach jazdy. Odebrałem auto na Mokotowie, wyzerowałem wskazania średniego spalania i ruszyłem w kierunku Gdańska. Na rogatkach stolicy, w Łomiankach komputer wskazał średnio 4,9 litra na 100 km. Mniej niż piątka w gęstym, miejskim ruchu to wynik, w który aż trudno uwierzyć. Diesle słyną z oszczędności na trasie, ale w mieście bywa różnie. Tu wyszło rewelacyjnie. Podejrzewam, że spora w tym zasługa przełożeń 8-stopniowego automatu, który podczas spokojnej jazdy utrzymuje ekstremalnie niskie obroty rzędu 1100-1200 obr./min. oraz systemu miękkiej hybrydy i-stop pozwalającego na żeglowanie z wyłączonym silnikiem.
Dalej (czyli na S7) było równie dobrze, choć tego akurat się spodziewałem – w końcu ekspresówki to żywioł silników wysokoprężnych. Średnie spalanie przy przepisowych 120 km/h wyniosło 6,4 litra. Jak na dużego SUV-a o masie blisko 1,9 tony to więcej niż przyzwoity wynik. I to bez rezygnacji z dobrych osiągów. Setka w 7,4 sekundy robi wrażenie na papierze, ale tym, co naprawdę zachwyca na drodze, jest poczucie, że pod maską drzemią niewyczerpane pokłady momentu obrotowego. Wystarczy wcisnąć gaz, by rzędowa szóstka natychmiast katapultowała auto do prędkości niedozwolonych, przy akompaniamencie rasowego pomruku, który natychmiast zdradza zarówno sporą pojemność jak i liczbę cylindrów.
Do domu dotarłem ze średnim spalaniem na poziomie 6,5 litra. W kolejnych dniach korzystałem z auta głównie na podmiejskich trasach i sporadycznie w mieście. Mimo, że jeździłem na bardzo krótkich odcinkach, spalanie nadal nie przekroczyło 7 litrów na setkę. Wyższy wynik zobaczyłem dopiero po wycieczce na autostradę – przy 140 km/h "nasza" CX-60 spala 8,4 litra na 100 km. Dużo więcej niż przy 120 km/h, ale wciąż stosunkowo niewiele. Powrót do Warszawy z taką prędkością wywindował średnie zużycie z 1500 km testu do 6,8 litra. Wszystko to bez starania się o każdą kropelkę – normalna eksploatacja, nie żaden eco-driving. I na co komu downsizing?
Podczas przygody z Mazdą skupiłem się głównie na spalaniu, lecz na tym zalety się nie kończą. Więcej o nich dowiecie się w kolejnych tekstach poświęconych długodystansowej CX-60, która prosto z północy pojechała na południe, do Tomka Budzika. Tomek sprawdzi, jak japoński SUV spisuje się w roli auta rodzinnego, a ja wrócę do tematu przy okazji porównania z bliskimi konkurentami.