Nie wskazał sprawcy wykroczenia. Sąd i tak srogo go ukarał
Przyłapany przez fotoradar w Jasieniu mężczyzna jechał o 100 km/h za szybko i myślał, że zachowa prawo jazdy, wykorzystując lukę w przepisach. Mylił się. GITD sięgnęło po sposób, o którym wielu zmotoryzowanych nie słyszało, a sąd nie miał dla pirata litości.
04.07.2019 | aktual.: 28.03.2023 10:30
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Na bezczelnego
Fotoradary są na naszych drogach już od lat i wielu kierowców nauczyło się unikać odpowiedzialności za swoje wybryki. Oczywistą metodą życia w cieniu fotoradarów stało się zwalnianie przed nimi i przyspieszanie tuż po ich minięciu. Tu zmotoryzowanym pomaga fakt, że fotoradary są u nas obligatoryjnie oznakowane, a same urządzenia za sprawą żółtej obudowy rzucają się w oczy.
Jest i drugi sposób na "oszukanie systemu". Niektórzy kierowcy, którzy mimo wszystko dali się przyłapać, po otrzymaniu korespondencji od zarządzającej pracą fotoradarów Generalnej Inspekcji Transportu Drogowego, nie przyznają się do winy. Jako sprawcę wskazują inną osobę lub w ogóle odmawiają wskazania kogokolwiek. W ten sposób co prawda muszą zapłacić za wykroczenie polegające na niewskazaniu sprawcy, ale sądzą, że nie otrzymają punktów karnych lub zachowają prawo jazdy w przypadku przekroczenia dozwolonej prędkości w terenie zabudowanym o ponad 50 km/h.
Właśnie tak postanowił zachować się kierowca przyłapany przez fotoradar w Jasieniu. Sprawy potoczyły się jednak zupełnie inaczej, niż się tego spodziewał.
Bez przebaczenia
W październiku 2018 r. fotoradar w Jasieniu w woj. małopolskim wykonał zdjęcie samochodowi, który nocą w terenie zabudowanym poruszał się z prędkością 155 km/h. Było to aż o 95 km/h więcej, niż pozwala ograniczenie. Zgodnie z procedurą GITD wysłało do właściciela pojazdu list z informacją o wykroczeniu. Zawierał on dokument, w którym należy oświadczyć, kto prowadził samochód w momencie wykonania zdjęcia.
Mężczyzna musiał doskonale zdawać sobie sprawę z tego, że jeśli przyzna się do winy, będzie musiał na trzy miesiące pożegnać się z prawem jazdy. Postanowił więc wykorzystać mechanizm, który uważał za lukę systemu. Oświadczenie przysyłane przez GITD pozwala na rezygnację z podania winnego wykroczenia. Furtka została przewidziana po to, by nie stawiać pod ścianą osób, które rzeczywiście nie pamiętają, kto danego dnia mógł prowadzić auto. Wówczas odpowiada się z art. 96 par. 3 Kodeksu wykroczeń – za niewskazanie osoby, której powierzono pojazd.
Wielu kierowców sądzi, że wybranie takiej opcji automatycznie oznacza zakończenie postępowania. Nic bardziej mylnego. W opisywanym przypadku urzędnik GITD postanowił wystąpić do starostwa, w którym wydano prawo jazdy właściciela opla, z prośbą o udostępnienie wizerunku twarzy mężczyzny. Okazał się on niezmiernie podobny do kierowcy ze zdjęcia wykonanego przez fotoradar.
Sprawa trafiła do sądu, a wyrok na pewno nie był po myśli właściciela sfotografowanej vectry. Mężczyźnie na trzy miesiące zatrzymano prawo jazdy, a sędzia orzekł grzywnę w wysokości tysiąca złotych.
Nie zawsze warto ufać w mity i złote rady innych kierowców. Jeśli zaś decydujemy się usiąść za kierownicą, powinniśmy też mieć cywilną odwagę, by ponieść konsekwencje swojego postępowania.