Uber ma kłopoty. Wyciekły tysiące maili, które pokazują, jak firma zdobyła swoją pozycję
Tajemnice Ubera ujrzały światło dzienne. BBC ujawniła korespondencję, która pokazuje mechanizmy spektakularnego rozwoju firmy w Europie. Przyczyniły się do tego miliony euro wydane na działania wizerunkowe oraz pomoc wpływowych polityków – m.in. aktualnego prezydenta Francji.
11.07.2022 | aktual.: 13.03.2023 16:39
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
"Uber Files" – tak okrzyknięto zbiór 124 tys. dokumentów, w tym 83 tys. wiadomości e-mail, które wyciekły do wiadomości publicznej i dziś są źródłem wiedzy na temat początków Ubera w Europie. Amerykańska firma tłumaczy, że ówczesne działania koncernu nie są w zgodzie z dzisiejszymi standardami obowiązującymi w Uberze i dziś byłyby niemożliwe. Obraz, jaki wyłania się z ujawnionych dokumentów, nie jest jednak pocieszający.
Jak informuje BBC, amerykańska firma rocznie wydawała 90 mln dolarów na działania medialne i przekonywanie władz do zaproponowanego modelu prowadzenia biznesu. Uber stawiał przy tym na polityków z najwyższej półki. W przypadku rynków europejskich, zdaniem brytyjskich mediów, byli to m.in. unijna komisarz do spraw cyfryzacji Neelie Kroes oraz Emmanuel Macron, który był wówczas minister gospodarki Francji.
Otwarte drzwi Macrona
To właśnie nad Sekwaną nastąpił europejski debiut Ubera. Fakt ten spowodował jednak mocy opór francuskiej branży taksówkarskiej. Według ujawnionych dokumentów, w październiku 2014 r. Macron spotkał się z Travisem Kalanickiem (jednym z założycieli Ubera), innymi członkami kierownictwa firmy oraz lobbystami w celu przedyskutowania działalności firmy we Francji. Polityk widział w tym możliwość powstania nowych miejsc pracy, których wówczas francuska gospodarka bardzo potrzebowała. Działający na rzecz Ubera lobbysta Mark MacGann w ujawnionych informacjach opisywał spotkanie jako "spektakularne", a Macrona i Kalanicka miały wkrótce połączyć na tyle bliskie relacje, że mówili sobie po imieniu.
Tymczasem wprowadzenie we Francji usługi UberPop, pozwalającej nielicencjonowanym kierowcom oferować przejazdy po niższych cenach, spotkało się z silnymi protestami środowiska taksówkarzy. Sąd zakazał jej oferowania, ale Uber wciąż realizował swój plan, ponieważ po zaskarżeniu wyroku nie zaprzestał działalności. W ujawnionych informacji wynika, że Uber brał bardzo aktywny udział w powstaniu we Francji nowego prawa regulującego rynek przewozów. "Zbiorę wszystkich w przyszłym tygodniu, aby przygotować reformę i poprawić przepisy", miał napisać Macron do Kalanicka. Tego samego dnia UberPop ogłosił zawieszenie usługi we Francji.
Dziś rzecznik Emmanuela Macrona twierdzi, że spotkania z przedstawicielami Ubera nie były niczym nadzwyczajnym w czasach, gdy branża taksówkarska przeobrażała się ze względu na zachodzące zmiany technologiczne. Od wpływu na kształtowanie francuskiego prawa odżegnuje się także sam Uber. Jak stwierdził cytowany przez BBC przedstawiciel firmy, w 2018 r. we Francji wprowadzone zostało restrykcyjne prawo, które nie było korzystne dla amerykańskiej firmy.
Związki unijnej komisarz
Zdaniem BBC ujawnione informacje przedstawiają również dalekie od transparentnych związki pomiędzy Uberem a ówczesną unijną komisarz do spraw cyfryzacji Neelie Kroes. Holenderka miała rozmawiać z amerykańską firmą o jej dołączeniu do rady doradczej Ubera już przed opuszczeniem stanowiska w unijnych władzach w listopadzie 2014 r. Jest to kontrowersyjne, ponieważ zgodnie z przepisami komisarze jeszcze 18 miesięcy po zakończeniu pracy w Brukseli muszą uzyskać zgodę Komisji Europejskiej. To zabezpieczenie, które ma wykluczyć sytuacje stawiające pod znakiem zapytania szczerość intencji polityków.
Dlaczego Uberowi zależało na poparciu Kroes? W październiku 2014 r. w Holandii rozpoczęły się aresztowania kierowców Ubera przez policję, a w grudniu tego roku holenderski sąd zakazał działalności w ramach UberPop. Ustalono wówczas, że kary za jej prowadzenie mogą sięgać 100 tys. euro. W marcu 2015 r. do biura Ubera w Amsterdamie wkroczyła policja. Według ujawnionych maili Keelie Kroes dzwoniła wówczas do członków holenderskiego rządu, by zatrzymano akcję. Sytuacja powtórzyła się tydzień później, podczas innego nalotu holenderskich służb.
Po zakończeniu pracy w strukturach unijnych Neelie Kroes zwróciła się do Komisji Europejskiej o pozwolenie na podjęcie pracy przed upływem 18 miesięcy. Komisja, na czele której stał wówczas Jean-Claude Juncker, nie wyraziła takiej zgody, ale tuż po minięciu wspomnianego okresu holenderska polityk dołączyła do amerykańskiej firmy, a – jak pokazują ujawnione dokumenty – wcześniej nieformalnie pomagała jej swoimi kontaktami.
Neelie Kroes zaprzeczyła, jakoby w czasie swojej aktywności we władzach UE w jakikolwiek sposób pełniła formalną lub nieformalną rolę w firmie Uber. Stwierdziła również, że w czasie ograniczenia współpracy z zewnętrznymi podmiotami po zakończeniu pracy we władzach UE, kiedy holenderski rząd mianował ją specjalistką do spraw statru-upów, współpracowała z szerokim gronem firm czy instytucji, by "promować przyjazny dla biznesu ekosystemu w Holandii". Rzecznik prasowy holenderskiego resortu spraw gospodarczych stwierdził natomiast, że w 2015 r. Uber nie był uważany za start-up. Sam Uber przekazał, że Kroes nie jest już w radzie firmy od 2018 r., a firma wzmocniła nadzór nad procesem lobbingu i współpracy z władzami w Europie.