Tydzień w motorsporcie #23
Mam pomysł na karierę dla Roberta Kubicy, podzielam opinię Sebastiana Vettela w kwestii wyprzedzania i współczuję Fernando Alonso trudnej decyzji odnośnie przyszłości z McLarenem. Te trzy kwestie poruszę w nowej formule tygodnia w motorsporcie.
14.05.2017 | aktual.: 01.10.2022 20:08
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Kubica potrzebny od zaraz
Lider Rallycrossowych Mistrzostw Polski Tomasz Kuchar namawiał Roberta Kubicę na udział w tej dyscyplinie motorsportu. Zdradził to w wywiadzie dla Sportowych Faktów. Do rozmowy pomiędzy kierowcami doszło około pół roku temu. Zadzwonił Kubica i spytał, czy rallycross jest fajny.
Bądźmy szczerzy, Kubica nie potrzebuje rallycrossu tak, jak rallycross jego. To świetna dyscyplina, bardzo widowiskowa oraz łącząca rajdy i wyścigi - takie "wyścigi rajdowe". Te odbywają się na niezbyt długim torze, na którym w bezpośredniej walce konkurują ze sobą auta o charakterze - właśnie rajdowym. Nie ma monotonnej jazdy przez godzinę, bo całe zawody to wyścig za wyścigiem, na krótkim dystansie, na którym kierowcy nie oszczędzają sprzętu i sił. Każdy bieg jest ważny, więc nie ma miejsca na kalkulację.
Czy to nie jest podejście Roberta Kubicy? Czyż nie tak jeździł w rajdach? Był niesamowicie szybki, ale nie miał wyników, ponieważ zbyt wcześnie odpadał, zwykle w wyniku błędu? Rozumiecie już, co mam na myśli? Kubica w rajdach nie osiągnął tak wiele, jak mógłby osiągnąć w rallycrossie. Szybki start, szybki wyścig, szybko meta - bez cackania się z samochodem i rywalami.
To jednak nie wszystko. Tomasz Kuchar słusznie stwierdził, że ta dyscyplina – stara jak motorsport, ale wciąż mało popularna – potrzebuje wielkich nazwisk. Zwłaszcza w Polsce. Kuchar to jedno z nich. Jednak to wciąż za mało.
Zerknijcie na FIA Rallycross RX, które też jako dyscyplina o randze mistrzowskiej jest dość młoda. Gdzie byłaby, gdyby nie pojawił się w niej rajdowy mistrz świata Petter Solberg? Gdzie jest teraz, gdy na starcie pojawiają się inni, znani kierowcy rajdowi, w tym Sébastien Loeb? To jeden z najbardziej pasjonujących, intensywnych i widowiskowych sportów motorowych.
A teraz sobie wyobraźcie, co byłoby, gdyby obok Solberga i Loeba na starcie stanął Robert Kubica. To byłby prawdziwy powrót Roberta i powrót do kubicomanii. Widowisko, które można oglądać w telewizji oraz w internecie, a co najważniejsze – nie jest nudne i niezrozumiałe dla mas jak Formuła 1.
Jest sześciu "partyzantów”, którzy w 600-konnych maszynach walczą na śmierć i życie o zwycięstwo. Nie ma taktyki, zmian ogumienia, stref DRS. Zwykle walka toczy się do samego końca, który następuje po około 4 minutach od startu. Chwila przerwy i następny wyścig. Jak skoki narciarskie. Można oglądać wybiórczo, kibicując tylko jednemu zawodnikowi i obejrzeć zawody na YouTubie, gdy z jakiegoś powodu przegapi się transmisję na żywo. Podoba wam się ta wizja? Wyobraźcie tu sobie Kubicę:
Nie róbmy sztucznego wyprzedzania
Kierowcy Formuły 1 przed sezonem z nowymi bolidami mieli bardzo podzielone opinie na temat możliwości wyprzedzania z nową aerodynamiką i ogumieniem. Jedni twierdzili, że nie będzie żadnej różnicy, a inni uważali, że może to być utrudnione.
Po pięciu Grand Prix – wczorajsze zakończone zwycięstwem Lewisa Hamiltona – można jednoznacznie stwierdzić, że w najlepszym przypadku nic się nie zmieniło. Nie do końca o to chodziło. Były wielkie słowa o bohaterskich wyczynach kierowców, o wielu potencjalnych błędach, o widowiskowych bolidach i ekscytującej walce na torze. Tymczasem FIA już się zastanawia nad dodatkowymi strefami DRS.
Stało się to realne, gdy podjęto decyzję o wydłużeniu strefy aktywacji DRS na głównej prostej Circuit de Barcelona Catalunya, dążąc w ten sposób do zapewnienia kierowcom większych szans na wyprzedzanie. Przypomnę tylko, że strefa DRS to odcinek na torze, na którym kierowcy mają możliwość zmniejszenia oporu powietrza poprzez wciśnięcie przycisku i zmianę kąta nachylenia płata tylnego skrzydła.
W ten sposób strefa DRS staje się nie tyle strefą wyprzedzania, co strefą mijania innych bolidów. Jeżeli dwa mają podobne osiągi, to ten jadący z tyłu zyskuje ogromną przewagę w prędkości maksymalnej. W ten sposób sztucznie zwiększono możliwość wyprzedzania.
Sebastian Vettel, obecny lider klasyfikacji generalnej kierowców F1, jest zdania, że nie powinno się tego robić, a walka na torze to nie tylko samo wyprzedzanie, choć pewnie tak to odbierają kibice. To przede wszystkim znalezienie sposobu na wyprzedzenie rywala, który ma takie same szanse i bardzo zbliżone osiągi. To walka o odnalezienie odpowiedniego momentu, to naciskanie przeciwnika i zmuszanie go do błędu. Zdaniem czterokrotnego mistrza świata nie można używać sztucznych narzędzi do wątpliwej poprawy jakości widowiska.
Jest to stara i dobrze znana w gronie kierowców prawda, że to, co ich ekscytuje, to niekoniecznie interesuje widza. Tylko prawdziwi puryści pasjonują się sytuacją, w której przez kilkanaście okrążeń jeden kierowca jedzie za drugim i usiłuje znaleźć sposób na rywala.
Jednak takich nie ma wielu na trybunach i przed telewizorami, bo odkąd wprowadzono sztuczne narzędzia, hybrydowe jednostki napędowe i całą masę niezrozumiałych systemów oraz przepisów, ludzie po prostu mają dość. Miało być ekscytująco, a nie jest. Miało być nowocześnie, a nikogo to nie obchodzi. Miał być powrót do prawdziwej F1, a już się rozmyśla nad tym, jak pójść na łatwiznę. Kolejna metamorfoza, którą trudno uznać za udaną. Może wy macie jakiś pomysł na poprawę Formuły 1?
Alonso szuka radości i ostrzega Hondę
McLaren-Honda musi dokonać niemożliwego, by Fernando Alonso pozostał w zespole po bodaj najgorszym w historii tej ekipy starcie sezonu. Tak złego okresu nie pamiętam i nie widać dużych nadziei na poprawę. Ekipa ma kilka miesięcy by dokonać cudów, zwłaszcza w obszarze silnika. Potwierdził to sam Eric Boullier z McLarena, wiedzą o tym ludzie z Hondy.
Japoński producent zdaniem Alonso nie tylko musi się poprawić, ale też przemyśleć jak wygląda ich wizerunek. Marka znana z dobrych osiągów i wysokiej niezawodności w obu tych obszarach ponosi klęskę w Formule 1. Podobno do samego nadwozia nie ma najmniejszych zastrzeżeń. Zresztą Hiszpan sam to potwierdził mówiąc, że zespół i bolid mu się podobają.
Mistrz świata szuka radości na amerykańskim owalu w wyścigu Indy 500, który odbędzie się w ten sam weekend co Grand Prix Monaco (27-28 maja), z którego zrezygnował. Zapytany o taki wybór jednoznacznie stwierdził, że chciałby zwyciężać, a to w Formule 1 jest na razie niemożliwe. Czy pozostanie w zespole na przyszły rok?
Moim zdaniem mamy tu trzy oddzielne strony: McLarena, Fernando Alonso i Hondę. Ktoś musi odejść, a na pewno nie odejdzie McLaren. Fernando Alonso między wierszami być może daje do zrozumienia, że nie do końca chodzi o cuda (czyt. poprawki) w silniku. Może chodzić o zmianę silnika na innego producenta. Zupełnie nieprzypadkowo Honda podpisała kontrakt z Sauberem na sezon 2018, by środki włożone w rozwój jednostki w tym roku nie poszły na marne, jeżeli McLaren zrezygnuje z ich usług.
Z kolei sam Fernando Alonso jest niezwykle ważny dla McLarena. W tej pozycji, w jakiej są obecnie i byli przez ostatnie lata, nie znajdą łatwo kierowcy tej klasy, a nowicjusz nie przyniesie od razu wyników. Lewis Hamilton był wyjątkiem, a przy okazji McLaren był w roku jego debiutu bardzo konkurencyjną konstrukcją.
Fernando Alonso jest moim zdaniem bardziej potrzebny McLarenowi niż współpraca z Hondą. Hondzie też jest potrzebny. Jeżeli Hiszpan nie przedłuży kontraktu, może przejść do innego zespołu, co tylko pogorszy sytuację McLarena. W najlepszym przypadku – dla zespołu – całkowicie wycofa się z F1. W momencie gdy Alonso opuści ekipę z Woking, pozostanie wakat, na który… nie będzie chętnych.
Oczywiście, że każdy nowicjusz i kierowca ze środka stawki chciałby jeździć McLarenem, ale prawdziwi zwycięzcy raczej nie zaryzykują. Widząc co się działo w ostatnich latach, musieliby mieć ogromne zaufanie do ekipy, by poświęcić kilka lat kariery czekając na sukcesy. Znacie kogoś, kto byłby w stanie tyle zaryzykować? A może macie jakieś konkretne propozycje na zastępstwo za Alonso? Bo obawiam się, że będzie potrzebne.