Strach w oczach Wielkiej Trójki. Czuje już pierwsze konsekwencje strajków
Od 15 września trwa strajk związku zawodowego UAW wymierzony w General Motors, Forda i Stellantis. Już teraz koncerny, a także osoby powiązane z biznesem motoryzacyjnym zaczynają odczuwać skutki paraliżu.
25.09.2023 | aktual.: 26.09.2023 11:00
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
15 września rozpoczął się, zdaniem amerykańskich mediów, jeden z najbardziej ambitnych strajków w USA od dziesięcioleci. Równocześnie stanęły trzy fabryki - po jednej należącej do General Motors, Chryslera (którego właścicielem jest Stellantis) oraz Forda. Związkowcy zrzeszeni w związku UAW żądają znacznej poprawy warunków zatrudnienia w obliczu rekordowych zysków koncernów.
Brak postępów w negocjacjach pomiędzy UAW a GM i Stellantisem sprawił, że w piątek 22 września o strajku dołączyło aż 38 punktów dystrybucyjnych tych dwóch podmiotów. Oznacza to, że protesty uderzają już nie tylko w samą produkcję samochodów, ale również w dostawy części do fabryk, serwisów czy sklepów.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Stworzone w ten sposób wąskie gardło oczywiście ma sprawić, by konsekwencje strajku okazały się dla koncernów jak najbardziej dotkliwe. Każdy dzień strajku ma teraz być kosztem rzędu nawet 150 mln dolarów, a mimo górek produkcyjnych te w końcu się wyczerpią. Jeżeli do tego momentu nie uda się ustalić kompromisu, może dojść do gigantycznego załamania się branży.
Rykoszetem obrywają jednak osoby, które również zarabiają na życie będąc częścią całego łańcucha. W rozmowach z agencją Reuters wyrażają one zaniepokojenie dotyczące najbliższej przyszłości.
- Zdobycie dużej liczby części stanie się zaraz prawie niemożliwe. Niedługo niektóre warsztaty czy sklepy powiedzą swoim klientom: "nie wiemy, kiedy będziemy mogli naprawić twój samochód. Może to być czas nieokreślony" - mówi Richard Fasulo, technik diagnostyczny w salonie dealerskim Cadillaca w Wappinger w stanie Nowy Jork.
Podobnie wypowiadają się zresztą sami dealerzy.
- Jeśli twój samochód nie działa, po prostu utkniesz. To podłe, nie uważasz? [...] Nie sądziłem, że to wszystko skończy się parkingiem zapchanym autami, których nie mogę naprawić, ponieważ [pracownicy] nie chcą obsługiwać centrum dystrybucji - mówi Howard Drake, właściciel salonu GM w Kalifornii.