Rękojmia na używane auto. Sędzia: "trzeba używać zdrowego rozsądku"
Kupujący samochody używane coraz chętniej dochodzą swoich praw z tytułu rękojmi. Niestety, obserwując grupy dyskusyjne, mam wrażenie, że przesadzają w drugą stronę. Podobnie jest w sądach. Decydując się na auto używane, nie można przecież spodziewać się nowego, jeszcze na gwarancji.
29.07.2021 | aktual.: 14.03.2023 15:42
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Obserwując motoryzacyjne grupy dyskusyjne w mediach społecznościowych, coraz częściej trafiam na pytania dotyczące rękojmi. Niestety, odnoszę wrażenie, że spora grupa osób wie coś o rękojmi, ale kompletnie nie rozumie jej istoty.
Przykładowo, jakiś czas temu osoba, która kupiła ok. 30-letniego pick-upa, zapytała, czy może oddać auto sprzedającemu, bo się złamała rama. Niemal bez wyjątku odpowiadający podpowiadali, że jak najbardziej, bo to wada pojazdu.
Na grupie dla kierowców zawodowych padło natomiast pytanie, czy można zażądać zwrotu kosztów naprawy zerwanego paska rozrządu w aucie dostawczym, w którym doszło do tego na drugi dzień po zakupie.
Widziały gały, co brały, czy nie widziały?
W każdej z opisanych sytuacji można coś zdziałać, ale w każdej z nich nabywca pojazdu musi udowodnić (to na nim spoczywa ten ciężar), że doszło do zaistnienia wady lub niezgodności z zapewnieniem sprzedającego.
W najlepszej sytuacji byłaby ostatnia osoba, ale pod warunkiem, że sprzedawca wymienił niedawno przed sprzedażą rozrząd i zapewniał o tym kupującego (na umowie lub fakturami). Kupujący może w związku z takim zapewnieniem zakładać, że nie musi w najbliższym czasie wymieniać rozrządu i oczekiwać, że w tym obszarze nie dojdzie do awarii. W innych sytuacjach może jednak nie być tak łatwo. Do obowiązku kupującego należy bowiem sprawdzenie stanu pojazdu.
W przypadku 30-letniego auta trudno oczekiwać, że zawsze będzie w dobrym stanie. Gdyby natomiast pęknięcie - czy to ramy, czy mocowania zawieszenia - nastąpiło dzień lub dwa dni po zakupie albo na skutek naprawy (np. spawanie), o której kupujący nie został poinformowany, to już można próbować dochodzić swoich praw w sądzie.
Kupujesz auto używane czy nowe części? Zdecyduj się
O tym, że nie da się tak łatwo wyłudzić pieniędzy od sprzedającego, przekonała się osoba, która wniosła o zwrot kosztów wymiany akumulatora, naprawy układu paliwowego i wspomagania kierownicy w kilkunastoletnim samochodzie z silnikiem Diesla i z przebiegiem blisko 400 tys. km. Jakby tego było mało, auto "z kratką" (typu VAT-1) zostało przed sprzedażą wyposażone w siedzenia z tyłu i pozbawione kratki, czego osoba kupująca "nie zauważyła". Ostatecznie zamiast "odzyskać" pieniądze, musiała zapłacić 1800 zł kosztów sądowych. Sędzia był bezlitosny.
"Przede wszystkim powódka powinna używać zdrowego rozsądku, kupując samochód o przebiegu takim, jaki nierzadko mają tiry, 370 000 km. [...] trzeba włączyć zdrowy rozsądek. […] Nie można wymagać, że nie pojawi się żadna usterka przez - nie wiem - miesiąc, dwa, trzy, cztery. To są normalne kwestie eksploatacyjne. […] pojazd był sprzedawany jako sprawny, ale trudno oczekiwać, by pozwany przed sprzedażą tego pojazdu wymienił wszystkie elementy na nowe" – powiedział sędzia, uzasadniając wyrok.
Wskazał też, że kupując samochód z przebiegiem blisko 400 tys. km bez sprawdzania go, a potem mając roszczenia z tytułu rękojmi na podstawie eksploatacyjnych usterek, "to już nawet trudno mówić o lekkomyślności. To jest po prostu rażące niedbalstwo".
Używany pojazd nie będzie złożony z nowych części, a nawet takie mają prawo się zużyć, zwłaszcza że auto ma kilkanaście lat i znaczny przebieg.
Podobny przypadek został opisany na blogu Autoprawo.pl przez Oskara Możdżynia, specjalistę w dziedzinie prawa samochodowego i prawnika czynnie biorącego udział w sprawach dotyczących m.in. rękojmi.
Jego kancelaria tym razem stanęła po stronie sprzedawcy, od którego kupujący zażądał zwrotu ponad 3,8 tys. zł kosztów wymiany sprzęgła i koła dwumasowego. W 13-letnim fordzie focusie kupionym za 9 tys. zł.
Sąd orzekł, że "usterka pojazdu ma charakter eksploatacyjny i usterka powinna zostać zauważona przez kupującego samochód, który jest przeciętnym użytkownikiem pojazdu". Co więcej, "skoro usterkę powinien zauważyć kupujący, to i powinien zauważyć ją sprzedający, poprzednik użytkujący auto. Konsekwentnie uzasadnione może być twierdzenie, że skoro powód (kupujący - przyp. red.) jej nie zauważył, to mógł tego nie zauważyć sprzedający".
Inna sprawa, że powód złożył pozew o nienależyte wykonanie zobowiązania, a nie z tytułu rękojmi. I jednym z istotnych błędów, jakie popełnił, było samodzielne wykonanie naprawy bez informowania o tym sprzedawcy.
- Kupujący w niektórych sprawach zachowują się tak, jakby sprzedawca nie istniał - mówi Oskar Możdżyń. - Nie pozwalają mu niczego dowiedzieć się o wadzie, nie sporządzają opinii rzeczoznawcy, w sądzie nie wnoszą o biegłego i liczą na to, że same rachunki za naprawę sprzęgła, rozrządu czy silnika wystarczą do wygrania sprawy. Jeśli reprezentujemy kupujących, to niemal nigdy nie kierujemy spraw do sądu bez wcześniejszego zasięgnięcia opinii rzeczoznawcy i mechaników – podkreśla prawnik.
Rękojmia obejmuje wady w rozumieniu Kodeksu cywilnego, a nie wszystkie usterki
Rękojmia obejmuje wady prawne i fizyczne, a wada fizyczna polega na niezgodności rzeczy sprzedanej z umową, w szczególności jeżeli:
- nie ma właściwości, które rzecz tego rodzaju powinna mieć ze względu na cel w umowie oznaczony albo wynikający z okoliczności lub przeznaczenia;
- nie ma właściwości, o których istnieniu sprzedawca zapewnił kupującego, w tym przedstawiając próbkę lub wzór;
- nie nadaje się do celu, o którym kupujący poinformował sprzedawcę przy zawarciu umowy, a sprzedawca nie zgłosił zastrzeżenia co do takiego jej przeznaczenia;
- została kupującemu wydana w stanie niezupełnym.
Ważny jest zapis art. 557. § 1. Kodeksu cywilnego, mówiący że: "sprzedawca jest zwolniony od odpowiedzialności z tytułu rękojmi, jeżeli kupujący wiedział o wadzie w chwili zawarcia umowy".
Wyłącza on odpowiedzialność sprzedającego nawet za te wady, które zostały wskazane wyżej, jeśli poinformuje o nich kupującego. To, kiedy można uznać, że kupujący wiedział o wadzie, bada się w każdej sprawie odrębnie.
Przykładem bardzo korzystnej interpretacji dla kupującego jest orzeczenie Sądu Najwyższego w sprawie V CKN 66/00, który w wyroku z 29 czerwca 2000 r. stwierdził, że "w myśl art. 557 kc, aby nastąpiło zwolnienie sprzedawcy od odpowiedzialności z rękojmi, kupujący musi wiedzieć o wadzie i nie podlega badaniu kwestia, czy powinien był wiedzieć np. dlatego, że wada rzeczy była jawna". Wynika stąd, że - biorąc pod uwagę zapisy Kodeksu cywilnego - nie ma znaczenia podział na wady jawne i ukryte.
Czy kupujący ma obowiązek zbadania rzeczy (sprawdzenia pojazdu) w celu wykrycia wad?
- W tej kwestii punktem wyjścia jest reguła, że takiego obowiązku nie ma, chyba że zbadanie rzeczy jest w danych stosunkach przyjęte (art. 563 kc) – mówi Oskar Możdżyń. - To oznacza, że kupujący, mając oczywiście prawo zbadania nabytej rzeczy, nie jest obciążony prawnym obowiązkiem czujności ani szczególnego badania rzeczy. Pogląd ten został powtórzony w niedawnym orzeczeniu Sądu Najwyższego z 24 stycznia 2019 r. w sprawie II CSK 762/17 – wskazuje prawnik.
- Jak jednak wyżej wskazałem, sądy powszechne prezentują bardzo różne podejście do tego, o czym kupujący w momencie sprzedaży wiedział, czego efektem jest drobiazgowe postępowanie dowodowe i korzystanie z pomocy biegłego ze specjalizacją z zakresu motoryzacji - dodaje. - Biorąc pod uwagę, jak skomplikowane jest prawo, a postępowanie sądowe kosztowne, jedno jest pewne – żaden przepis nie zastąpi zdrowego rozsądku, o którym musimy pamiętać przy kupowaniu używanego samochodu – konkluduje prawnik.