Producenci aut przekonują się, do czego prowadzi współpraca z Putinem. Niektórzy już utracili setki milionów
Izolacja Rosji na arenie międzynarodowej nie trwa od wczoraj, jednak nie przeszkodziło to kilku producentom aut zwiększać inwestycji w tym kraju. Teraz sytuacja stała się skomplikowana dla obu stron, bo od Renault i VW zależy ponad połowa tamtejszego rynku aut.
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Kilkanaście lat temu we Francji musiało wystrzelić kilka korków od szampana. W 2007 roku Renault udało się kupić ¼ firmy AvtoVAZ, właściciela marki Łada, i bezpośredniego spadkobiercy swego czasu największego producenta samochodów w Związku Radzieckim. Było to osiągnięcie postrzegane jako wielki sukces Carlosa Ghosna. Wygrał on z ofertami mocnych konkurentów.
O zainwestowanie w rosyjską firmę walczyli też General Motors, Fiat, Volkswagen i kanadyjski koncern inżynierii motoryzacyjnej Magna. Francuzi rozdzielili AvtoVAZ między siebie a dwóch oligarchów z bliskiego otoczenia Putina, Alieksieja Mordaszowa i Aliszera Usmanowa. Kosztowało ich to najprawdopodobniej kilka miliardów dolarów, choć dokładna kwota transakcji nie została nigdy ujawniona.
Co prawda już wtedy znane było ciemne oblicza działalności tych rosyjskich miliarderów, ale u inwestorów przeważyły kwestie finansowe. AvtoVAZ potrzebował zastrzyku gotówki i dostępu do nowych technologii, by odbudować swoją słabnącą pozycję na rynku rosyjskim. A ten – przekonywano na kilkanaście miesięcy przed ogólnoświatowym krachem giełdowym – do 2015 roku miał stać się największy w Europie i prześcignąć nawet Niemcy. Słynna fabryka w Togliatti, gdzie przez dekady produkowano między innymi Łady Żiguli, była wtedy drugim największym obiektem produkcyjnym w tej części Europy.
Francuski koncern musiał jednak dość szybko zrewidować swoje plany. W 2008 roku rosyjski rynek osiągnął rekord sprzedaży (2,96 mln aut), ale na tym się skończyło. Niestabilna gospodarka doprowadziła do ograniczenia tego wyniku w ostatnich latach do poziomu 1,6–1,7 miliona sztuk (dla porównania: w Polsce rok 2021 zakończył się z wynikiem ok. 446 tys. rejestracji nowych aut).
To właśnie słabe perspektywy dla rosyjskiego rynku i rubla doprowadził do ograniczenia entuzjazmu wśród zagranicznych inwestycji w tamtejszy przemysł motoryzacyjny. Izolacyjna polityka Rosji – jeszcze wzmocniona po wydarzeniach Euromajdanu i narastającej agresji na Ukrainę – postawiła koncerny samochodowe przed trudnym wyborem. By coś sprzedać na rosyjskim rynku, najpierw trzeba było to tam wyprodukować. Inwestycje we własną produkcję lub montaż były właściwie jedynym wyborem z ekonomicznego punktu widzenia.
Sytuacja ta sprawiła, że część doskonale znanych również w Rosji marek zaczęło się stamtąd wycofywać. General Motors zakończyło produkcję w Rosji w roku 2015, a spółkę joint-venture przerwało cztery lata później. Działalność produkcyjną i rynkową bardzo ograniczyły Ford, BMW i Stellantis.
Zobacz także
To podziałało z kolei na korzyść tych producentów, którzy zostali. AvtoVAZ pozostaje najsilniejszym graczem na wewnętrznym rynku. W 2021 roku był odpowiedzialny za blisko 40 proc. całej sprzedaży. Na drugim miejscu uplasował się koreański koncern Hyundai-Kia (27 proc.), na trzecim Volkswagen (12 proc.). Swoją obecność zaznaczała również Toyota (5 proc.), która w Sankt Petersburgu rozwinęła produkcję modeli Camry i RAV4.
Taki wynik to duży sukces również dla Volkswagena, dla którego podbicie rosyjskiego rynku było ważne w obliczu globalnych zapędów Ferdinanda Piëcha i rywalizacji z Toyotą o tytuł największego producenta samochodów na świecie. Od 2006 roku niemiecki koncern zostawił tam równowartość ponad dwóch miliardów euro, zainwestowanych w kilka fabryk samochodów i silników. Rocznie wytwarzano w nich około 200 tys. aut.
Opisywanie tego wszystkiego w czasie przeszłym jest o tyle zasadne, że obecna sytuacja geopolityczna Rosji i nałożone na nią sankcje już w tej chwili mają kolosalne znaczenie również dla tamtejszego przemysłu motoryzacyjnego i roli zagranicznych inwestorów na nim. Co prawda prezydent Putin w ramach programu "rosyjskiej fortecy" już od kilku lat starał się przygotować swoją gospodarkę na zamknięcie od świata zewnętrznego, ale w przypadku tak zglobalizowanego przemysłu, jak motoryzacyjny jest to właściwie niemożliwe. Nawet jeśli sama produkcja aut w Rosji jest nastawiona właściwie wyłącznie na rynek wewnętrzny (tylko ok. 10 proc. trafia na eksport, głównie do Wspólnoty Niepodległych Państw), to i tak wymaga ona inwestycji liderów tej branży, którzy pochodzą z zagranicy, oraz poleganiu na skomplikowanym łańcuchu dostaw.
To właśnie ten drugi czynnik może doprowadzić do znacznego spowolnienia rynku motoryzacyjnego w tym kraju, nawet jeśli wiele właśnie nakładanych sankcji nie dotyka nawet jeszcze w tej chwili bezpośrednio na przykład firmy AvtoVAZ, która w tej chwili należy do Grupy Renault w 2/3 udziałów. Mimo poważnych turbulencji, rosyjski rynek pozostaje ważny dla tego koncernu: generuje na nim 8 proc. swojego światowego obrotu, jak podaje Citibank.
W chwili pisania tego tekstu rosyjskie fabryki francuskiego koncernu jednak już stoją. Za powód podawany jest jednak nie konflikt w Ukrainie, a problemy z transportem podzespołów. Część z nich utknęło na granicach, dla innych trzeba opracować nowe trasy dostaw.
Historia ta pokazuje, jak w ciągu zaledwie ostatnich kilkunastu lat zażyłe stały się zależności gospodarcze inwestorów z Unii Europejskiej z rosyjskimi elitami. Są to zależności, z których nie będzie się dało szybko wyjść nie tylko z powodu ogromnych inwestycji, z którymi trudno będzie się rozstać. Producenci samochodów potrzebują Rosji między innymi dla bogatych złóż palladu, który ma kluczowe znaczenie w produkcji bardzo potrzebnych teraz półprzewodników oraz katalizatorów.
Izolacja przemysłu motoryzacyjnego w Rosji miałaby jeszcze jeden skutek, który byłby niepożądany również w wymiarze politycznym przez Unię Europejską i USA. Na taki ruch zapewne tylko czekają Chiny, których wschodzące potęgi motoryzacyjne uzyskałyby korzystniejszą pozycję na rosyjskim rynku i które mogłyby jeszcze silniej uniezależnić resztę motoryzacyjnego świata od swoich surowców. Jakkolwiek ta sytuacja się nie skończy, jedno jest pewne już teraz: czas oczekiwania na nowe samochody może znów się wydłużyć, a koszty ich produkcji znów wzrosną.