Pół roku z ustawą o elektromobilności. Do potęgi nam jeszcze sporo brakuje
Minęło pół roku od wprowadzenia ustawy o elektromobilności. Miała stanowić podstawę do realizacji wielkiego planu premiera Morawieckiego, tymczasem pierwsze rezultaty nie napawają optymizmem. Wzrost sprzedaży elektryków wręcz przyhamował.
22.08.2018 | aktual.: 01.10.2022 17:02
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Milion aut elektrycznych na polskich drogach do 2025 roku – taka była obietnica planu "W drodze do elektromobilności" przygotowanego przez Ministerstwo Energii we współpracy z Ministerstwem Rozwoju w połowie 2016 roku. Prezentował go m.in. Mateusz Morawiecki, wtedy jeszcze jako wiceminister. Odkąd objął stanowiska Prezesa Rady Ministrów można było przypuszczać, że będzie pilnował, by ambitny cel został zrealizowany. Faktycznie, już pod koniec lutego w życie weszła ustawa o elektromobilności.
– Przyjęcie przepisów ustawy stwarza warunki do upowszechnienia transportu elektrycznego w Polsce – komentował wtedy minister energii Krzysztof Tchórzewski. Parkowanie w mieście bez opłat, możliwość korzystania z buspasów, rezygnacja z akcyz i rozbudowa sieci ładowarek miały przekonać Polaków do zamiany aut spalinowych na takie na prąd. Ustawa pozwala miastom na tworzenie specjalnych stref czystego transportu oraz przewiduje, że floty administracji państwowej też częściowo będą elektryczne. Po pół roku efekty trudno nazywać napawającymi optymizmem.
Zacznijmy od sprzedaży aut elektrycznych. Dobra wiadomość jest taka, że rośnie. Według danych Europejskiego Obserwatorium Paliw Alternatywnych (EAFO) w pierwszym półroczu 2018 roku w Polsce zarejestrowano 266 elektryków, czyli o 95 więcej niż w analogicznym okresie rok wcześniej. Brzmi to jak duży skok, dopóki nie porównamy tego ze wzrostem odnotowanym w 2017 roku. Wtedy na polskich drogach przybyło o 317 proc. aut na prąd więcej niż w pierwszej połowie 2016 roku. Lepiej sytuacja wygląda w przypadku hybryd typu plug-in. Tutaj rynek urósł o 164 proc., czyli blisko dwukrotnie więcej niż rok wcześniej. Na tradycyjne hybrydy nie patrzymy, bo według ustawy o elektromobilności nie są to... hybrydy.
Samego wzrostu sprzedaży hybryd typu plug-in również nie wiązałbym ze zmianą w prawie. Jedynym przywilejem, jaki przepisy przewidują dla kierowców takich aut, jest możliwość obniżenia ceny samochodu o wysokość akcyzy. Problem w tym, że tego zapisu "się nie stosuje", bowiem taką dotację musiałaby zaakceptować Komisja Europejska. Odpowiednie dokumenty złożono 3 stycznia, ale zostały wycofane, więc akcyzę ciągle płacić trzeba. W większości przypadków różnice byłyby duże (np. kupując Kię Niro PHEV można by oszczędzić niecałe 4 tys. zł), ale sięgając po topowe modele w kieszeni mogłoby zostać nawet powyżej 100 tys. zł. Kiedy prawo zacznie obowiązywać? Oby przed 1 stycznia 2021 roku, bowiem do wtedy ustawa przewiduje obniżenie cen o wartość akcyzy.
Zobacz także
A co z przywilejami dla aut elektrycznych? Faktycznie za parkowanie w miastach płacić nie trzeba, można też korzystać z buspasów. Wiem, bo to wielokrotnie sprawdzałem. Sporo zamieszania było jednak z naklejkami służącymi do oznaczania elektryków. Miały pojawić się 1 lipca 2018 roku, lecz wtedy nikt nie wiedział, kto za nie odpowiada – nawet ministerstwa energii i intrastruktury przerzucały między sobą odpowiedzialność. Teraz nalepki są już dostępne, więc kierowcy aut elektrycznych nie muszą martwić się o konieczność walczenia o swoje prawa. Te oznaczenia mają jeszcze jedno zastosowanie.
Jest to oczywiście wjazd do stref czystego transportu. Ustawa zakłada, że do odpowiednio wydzielonej części miasta bez opłat wjadą samochody napędzane prądem, wodorem lub gazem CNG/LNG. Reszta kierowców będzie musiała sięgnąć do kieszeni po maksymalnie 2,5 zł za godzinę. Co ciekawe, opłaty będą pobierane tylko od 9.00 do 17.00. Pierwsza taka strefa pojawi się na krakowskim Kazimierzu.
Dla właścicieli elektryków ważniejsze od wprowadzenia kolejnych stref może być rozszerzenie infrastruktury ładowarek. Urzędnicy przygotowali też coś w tym temacie. Do 2020 roku na terenie Polski ma pojawić się 6 tys. ładowarek o normalnej mocy. W 2017 roku było ich 410. Według danych EAFO przez pierwsze pół roku 2018 roku w Polsce nie przybyło ani jednej takiej ładowarki. Tutaj winnym może być (paradoksalnie) ustawa o elektromobilności, która utrudniała oddawania takich punktów do użytku. Nie przeszkodziło to jednak, by w kraju pojawiło się 30 szybkich ładowarek. Ustawa przewiduje, że do 2020 roku przybędzie 400 takich stacji.
Najlepiej wygląda kwestia przesiadki urzędników do samochodów elektrycznych. Pierwsze auta zamówiły już Lasy Państwowe, swoje plany zakupowe ogłosiło TVP, odpowiedni przetarg rozpisała też Kancelaria Prezydenta. Niestety w takim tempie plany o staniu się elektromobilną potęgą raczej się nie spełnią, co było do przewidzenia. Do miliona aut nam ciągle daleko.