Nowe przepisy o karaniu kierowców. Burzliwa dyskusja w Sejmie podczas pierwszego czytania
Do 3,5 tys. zł kary w postępowaniu mandatowym, powiązanie liczby mandatów z ceną OC oraz zaostrzenie finansowej odpowiedzialności nietrzeźwych sprawców wypadków – to główne zmiany w nowelizacji, która doczekała się pierwszego czytania w Sejmie. W piątek 1 października na Wiejskiej nie było jednak spokojnie.
01.10.2021 | aktual.: 14.03.2023 14:54
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Projekt gładko nie przejdzie
Jeśli rząd liczył na to, że zaproponowany przez niego projekt nowelizacji Prawa o ruchu drogowym, radykalnie podnoszący niektóre kary, nie wzbudzi emocji i ekspresowo przejdzie drogę legislacyjną, to musiał się mocno zawieść. Po przedstawieniu w Sejmie głównych założeń nowego prawa na głowę Rafała Webera, reprezentującego Ministerstwo Infrastruktury, wylała się fala krytyki. Głównie w kwestii zaproponowanych kwot kar.
- Jedyne, co widzicie, to zasada represji. Te drakońskie kary nie mają waloru wychowawczego. Jak poradzicie sobie z egzekwowaniem tych kar, skoro dziś państwo nie radzi sobie z egzekwowaniem tych niewysokich mandatów? - pytał Michał Gramatyka z Polski 2050.
- Jest taki moment, w którym podnoszenie kar budzi śmieszność. Kara w wysokości 30 tys. zł jest absurdalna. Większości Polaków nie stać na takie kary – stwierdził Jan Szopiński z Lewicy. Wtórowała mu Urszula Pasławska z Koalicji Obywatelskiej. – Bogaci zapłacą karę, biedni pójdą do więzienia. Konieczna jest weryfikacja oznakowania drogowego. Rząd musi się w pierwszej kolejności wykazać własną inicjatywą – powiedziała posłanka.
- Działacie w myśl zasady "Kiedy boli głowa, to należy uciąć tę głowę". Trzeba modernizować drogi i dostosowywać przepisy do rzeczywistości. W przeciwnym przypadku czekają nas permanentne korki – stwierdził Ryszard Wilczyński, reprezentujący Koalicję Obywatelską. - Tu chodzi o podwyższenie wpływów do budżetu państwa. Powinniśmy implementować rozwiązania drogowe, które są stosowane na Zachodzie. Wam chodzi o to, by wydoić kierowców, a nie podnieść bezpieczeństwo – krytykował Dariusz Klimczak z PSL-u.
W Sejmie wskazano również na problem z rzeczywistym wykorzystaniem proponowanych przepisów. - Kto ma egzekwować te kary? Mamy za mało policjantów - mówił Dariusz Kurzawa z Koalicji Polskiej. - Jak rząd chce to egzekwować? Ja mam prawo jazdy od 14 lat i zostałam skontrolowana przez policję tylko dwa razy. Może czas na program "Radar+", aby w każdej gminie pojawił się fotoradar? - dodała Klaudia Jachira z KO.
- Kwota niewyegzekwowanych mandatów to kilka miliardów złotych. Jak chcecie wyegzekwować te nowe kary? Dlaczego nie dba się o sprawne działanie fotoradarów? Szef GITD rozdaje odblaski, a nie ma kto rozpatrywać wniosków samorządów o umiejscowienie fotoradaru – krytykował Franciszek Sterczewski z KO.
Posłowie przedstawili też swoje pomysły na poprawę bezpieczeństwa na polskich drogach. - Trzeba zacząć od siebie, od karania posłów, którzy rozbijają się w pędzących limuzynach – mówił Mirosław Suchoń z Polski 2050.
- Jeśli chcecie poprawić bezpieczeństwo, znieście akcyzę na samochody i inne obciążenia, które nie pozwalają Polakom na zakup nowoczesnych i bezpiecznych pojazdów – stwierdził Dobromir Sośnierz z Konfederacji. – Prawo o ruchu drogowym zmieniane jest bardzo często, więc wielu kierowców za tymi zmianami nie nadąża. Projekt jest szokująco represyjny i skończy się więzieniem dla wielu osób – dodała Zofia Czernow z KO.
- Projekt ma dobry kierunek, ale szczegóły budzą wątpliwości, także Rzecznika Praw Obywatelskich. Będziemy zgłaszać do niego szereg poprawek – powiedziała Karolina Pawliczak z Lewicy.
Jak zauważono, projekt zakłada wejście w życie zmian 1 grudnia 2021 r., a to nie daje czasu na konsultacje społeczne i dialog z organizacjami, które zajmują się kwestią bezpieczeństwa na drogach. Wskazano również na to, że prawo jest zmieniane w wyniku następujących od czasu do czasu szczególnie tragicznych wypadków. Nie ma natomiast głębszego wejrzenia w kwestię szkolenia kierowców. Rząd nie mówi także nic o tym, że z kwot nowych mandatów będzie można wspierać budowę dróg innych niż krajowe.
- Nie możemy prawa tworzyć pochopnie. Przyjęte rozwiązanie ma zwiększyć bezpieczeństwo, a nie wylać dziecko z kąpielą. Mandaty wpłyną do Krajowego Funduszu Drogowego. Te środki będą kierowane na drogi krajowe, ale nie można powiedzieć, że nie ma pieniędzy na drogi lokalne. Projekt zakłada punktowe podwyższenie mandatów tylko za radykalne złamanie prawa – tłumaczył sekretarz stanu w Ministerstwie Infrastruktury Rafał Weber.
- Ten projekt nie jest żadnym zamachem na kierowców. Nie zmieniają się dopuszczalne prędkości na poszczególnych kategoriach dróg. Po prostu wymagamy, by te przepisy były przestrzegane. Chcemy karać surowiej tych, którzy łamią drogowe zasady w sposób radykalny. Nie podnosimy mandatów dla tych, którzy przekroczą prędkość o 10 km/h. Skupiamy się na tym, by karać piratów drogowych. Celem numer dwa jest walka z pijanymi kierowcami. Nie zamykamy się na te poprawki, które będą uszczegóławiać przepisy. Jestem jednak przekonany, że idziemy w dobrą stronę – dodał Rafał Weber.
Jak zaznaczył polityk, nowelizacja zawiera również przepis, który ma ułatwić egzekwowanie nowych kar. Ci kierowcy, którzy zapłacą na miejscu kartą płatniczą, dostaną 10 proc. upustu. Dzięki temu sami zaoszczędzą sobie kłopotu, a państwo nie będzie musiało zwracać się o pieniądze do obywatela.
Los nowelizacji z pewnością będzie burzliwy. Zapowiedziano już wniosek o odrzucenie projektu zmian. Nawet jeśli tak się nie stanie, do projektu z pewnością wniesione zostaną niezwykle liczne poprawki. Założony przez rząd termin wprowadzenia zmian 1 grudnia 2021 r. w świetle wydarzeń na Wiejskiej wydaje się więc mocno wątpliwy.
Co ma się zmienić?
Złożony w Sejmie projekt nowelizacji przepisów przewiduje, że w postępowaniu mandatowym będzie można nałożyć do 3,5 tys. zł kary, a w razie zbiegu wykroczeń — do 4,5 tys. zł. Dziś jest to odpowiednio 500 zł oraz 1000 zł. Jeśli sprawa trafiłaby do sądu, grzywna mogłaby jeszcze bardziej zaboleć. Zgodnie z projektem wówczas kara mogłaby wynieść do 30 tys. zł. Obecnie jest to 5 tys. zł.
W praktyce kary miałyby być niższe. Projekt przewiduje 2,5 tys. zł za jazdę z większą zawartością alkoholu w organizmie niż dozwolona, 2 tys. zł za omijanie zamkniętych zapór na przejeździe kolejowym czy 1,5 tys. zł za przekroczenie dozwolonej prędkości o więcej niż 30 km/h. Z karą w wysokości przynajmniej 1 tys. zł miałby liczyć się każdy, kto postanowi prowadzić pojazd, lecz nie posiada do tego uprawnień.
Minimalna grzywna za nieprawidłowe zachowanie względem pieszego, np. wyprzedzanie na przejściu dla pieszych, omijanie pojazdu, który zatrzymał się w celu ustąpienia pierwszeństwa pieszemu, wyniesie nie mniej niż 1,5 tys. zł. Jeśli w ciągu 2 lat sprawca ponownie popełni takie naruszenie, to kara grzywny wyniesie nie mniej niż 3 tys. zł. W przypadku realnego zagrożenia bezpieczeństwa życia i zdrowia pieszego sąd będzie mógł orzec zakaz prowadzenia pojazdów na okres od 6 miesięcy do 3 lat.
Dodatkowo każdy mandat kierowcy odczuliby dwukrotnie, ponieważ projekt nowelizacji przewiduje udostępnianie danych o mandatach ubezpieczycielom. Ci, dzięki tym informacjom, mogliby lepiej szacować ryzyko związane z zawieraną polisą OC. W praktyce więc osoby ukarane mandatami przy następnym ubezpieczeniu swojego pojazdu zapłaciłyby więcej.
Bardzo poważne konsekwencje finansowe czekają kierowców, którzy spowodują wypadek ze skutkiem śmiertelnym pod wpływem alkoholu. Taki kierowca zostanie w szybkim trybie postępowania zobowiązany do wypłacania renty najbliższej rodzinie śmiertelnej ofiary wypadku.
Aktualizacja:
Po pierwszym czytaniu Sejm głosował nad odrzuceniem rządowego projektu. Głosowało 445 posłów, a większość – 384 – było przeciwnych temu pomysłowi. Projekt ustawy został skierowany do Komisji Infrastruktury, gdzie będzie rozpatrywany.