Genewa Motor Show 2024 – subiektywne top 5
Tegoroczny salon samochodowy w Genewie świeci pustkami – to jednak nie znaczy, że nie ma czego oglądać. Oto samochody, które wzbudziły moją szczególną uwagę.
28.02.2024 | aktual.: 29.02.2024 14:52
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Genewa Motor Show 2024 zostanie zapamiętana jako ta z długą listą wielkich nieobecnych i być może nawet jest ostatnią w historii. Targi są cieniem dawnej świetności, jednak garstka obecnych wystawców nie zawiodła. Jest o czym opowiadać i choć większość aut ma oczywiście napęd elektryczny, to są też różnorodne. Przygotowałem listę najciekawszych moim zdaniem nowości. Kolejność – przypadkowa.
Renault 5 e-tech
Głównym powodem mojej wizyty w Genewie była nowa "piątka". Odkąd Renault zdradziło, że zamierza przywrócić ten model, mocno kibicowałem projektowi i się nie zawiodłem. Produkcyjna wersja Renault 5 e-tech electric wygląda retrofuturystycznie, niemal identycznie jak koncept. Mimo że w aucie elektrycznym kluczowy jest niski współczynnik oporu powietrza, stylistom udało się pogodzić wymagania aerodynamiczne z kanciastą sylwetką i za to należą im się wyrazy uznania.
Zobaczcie – da się zaprojektować felgę, która będzie zarówno aerodynamiczna jak i atrakcyjna wizualnie. Właściwe proporcje, bardzo krótkie zwisy i poszerzenia błotników sprawiają, że te proste kształty w nadwoziu o długości zaledwie 3,92 m są naładowane niezwykłym dynamizmem.
À propos ładowania: piątka swoimi elektrowłaściwościami nie bije rekordów, w klasie miejskich hatchbacków – oferuje "tylko" satysfakcjonujący pakiet. Do wyboru dwie baterie: o pojemności 40 kWh i zasięgiem ok. 300 km oraz 52 kWh z zasięgiem 400 km. Maksymalna moc ładowania wynosi 100 kW, a uzupełnienie od 10 do 80 proc. ma trwać ok. 30 minut. Godne pochwały: pompa ciepła ma być seryjna, a mówimy o progu wyjściowym ok. 25 tys. euro. Ceny w Polsce poznamy dopiero we wrześniu.
Moje serce skradły też detale nawiązujące wprost do pierwowzoru: starannie wyprofilowane fotele z tapicerką "z koca", podsufitka z przetłoczeniami czy... koszyk na bagietkę. Może się to wydawać banalne, ale dzięki temu bagietka podróżuje stabilnie i bez ryzyka pobrudzenia tapicerki. Alternatywnie można tu też przewieźć bukiet kwiatów.
Inżynierowie obiecują, że elektryczna "piątka" ma jeździć równie dobrze jak wygląda. Przy tylnej osi zastosowano wielowahaczowe zawieszenie – nie tylko, by zwiększyć przestrzeń w podłodze na ogniwa baterii (belka skrętna zabiera więcej miejsca), lecz przede wszystkim, by poprawić właściwości jezdne. Taki był też wymóg inżynierów Alpine, którzy na bazie "piątki" szykują swojego pierwszego elektryka.
Lucid
Lucid to założony w 2007 roku w Kalifornii start-up, który swoimi innowacjami w dziedzinie elektromobilności przyćmiewa nawet Teslę. W Genewie swoją europejską premierę miał duży, 5,03-metrowy SUV o nazwie Gravity. Luksusowa kabina oferuje do 7 miejsc, napęd – ponad 800 KM, a zasięg przekracza 700 km (wg amerykańskiego cyklu EPA). Akumulator można ładować z mocą ponad 300 kW, czyli mówimy o lidze Porsche – tyle że Gravity ma kosztować mniej niż 80 tys. dolarów.
Lucid jest jedyną firmą stosującą architekturę 900V i posiadającą patent na maszynę elektryczną o najwyższej gęstości energii w autach osobowych. Zarówno akumulator, jak i silnik mają niezwykle kompaktową budowę, dzięki czemu zostaje więcej miejsca dla pasażerów w kabinie i na bagaż.
W Genewie Lucid nie pozwalał wsiadać do Gravity, ale korzyści kompaktowych komponentów napędu widać jeszcze wyraźniej w limuzynie o nazwie Air. W pięciometrowym nadwoziu jest znacznie więcej miejsca niż w Taycanie (mającym podobne gabaryty), a kabina sprawia też wrażenie szlachetniejszej.
Choć kierowca ma przed sobą aż cztery ekrany o niesamowitej jakości obrazu, interfejs jest harmonijnie zgrany i wcale nie przytłaczający. Wyrafinowane są też nieliczne fizyczne przyciski. Kapitalne wrażenie robi również szyba czołowa zachodząca na dach. Lucid Air w najmocniejszej wersji Saphire ma trzy silniki elektryczne o łącznej mocy 1251 KM i według danych producenta przyspiesza od 0 do 100 km/h w 2 s. Z kolei w wersji Dream Edition Range oferuje nawet 837 km zasięgu wg EPA – najwięcej ze wszystkich elektryków na świecie.
Microlino
Z jednej skrajności zapraszam teraz do drugiej, z miejsca skradającej serca. W Genewie można było zobaczyć trzy samochody elektryczne w cenie 20 tys. euro. Moim faworytem jest Microlino, czyli długo wyczekiwana nowa interpretacja BMW Isetty, ale w wykonaniu producenta hulajnóg waszych dzieci. Naprawdę, to ta sama firma, czyli szwajcarskie Micro i BMW nie ma z tym nic wspólnego. "Moi koledzy kupują sobie jachty, a ja zwariowałem i postanowiłem zrealizować taki pomysł" powiedział mi Wim Outbouter, założyciel firmy Micro i twórca Microlino.
Microlino ma tylko 2,52 m długości i ma homologację L7e – czyli jest tzw. czterokołowcem. Występuje też w wersji "Lite" i można nim jeździć z prawem jazdy kat. B1, dla młodzieży (w Polsce od lat 16). Do wyboru są trzy warianty baterii (5,5/10,5/15 kWh), które oferują maksymalny zasięg odpowiednio 93, 177 i 228 km. Silnik elektryczny ma 17 KM i bez limitera kategorii B1 pozwala rozpędzać się do 90 km/h.
Popisowym numerem Microlino jest oczywiście "właz od frontu", jak w pierwowzorze. Wystarczy nacisnąć guzik i drzwi otwierają się na bok. Przytulne wnętrze skrywa dwuosobową, przesuwaną kanapę i 230-litrowy kuferek. Niestety, mimo bezbłędnego retro-designu jakość wykonania wnętrza wymaga jeszcze poprawy – z jednej strony jest alcantara, z drugiej – twardy plastik z ostrymi krawędziami. Trzeba się też pogodzić z brakiem klimatyzacji, dość topornym mechanizmem odsuwania bocznych szyb i specyficzną pozycją za kierownicą.
W przeciwieństwie do wielu innych mikroaut, Microlino nie jest oparty na rurowej ramie, tylko posiadana nadwozie samonośne, które ma zapewniać wyższą trwałość konstrukcji. Bezpieczeństwo w razie zderzeń? Pan Wim zapewniał mnie, że poziom bezpieczeństwa jest wyższy, niż można by się spodziewać po aucie, które de facto nie ma strefy kontrolowanego zgniotu. Choć na pokładzie nie ma nawet jednej poduszki powietrznej.
Intelligent Mobility
W Genewie największe zagęszczenie samochodów na stoisku osiągnęło chińskie MG. Światową premierę świętowało MG3 Hybrid, jednak po drugiej stronie stoiska Chińczycy po raz pierwszy pokazali w Europie auta nowej submarki Intelligent Mobility – w tym premierowo model L6. Intelligent Mobility nazywa się banalnie, mierzy wysoko, bo w klasę premium – i ma argumenty. Wyposażone w akumulatory z elektrolitem stałym L6 ma oferować zasięg ponad 800 km wg WLTP. Będzie też tańsza wersja, z ogniwami litowo-jonowymi, które pozwolą przejechać ponad 600 km na ładowaniu. Jednocześnie LM obiecuje przyspieszenie do 100 km/h w 3 s.
Prezentowany L6 miał jeszcze oklejone szyby i nie można było zajrzeć do środka. Sądząc jednak po innych modelach, jakość wykonania kabiny robi dobre pierwsze wrażenie. Gdyby IM tylko jeszcze pozbyło się dziwnego zamiłowania do obłości w stylu amerykańskich fordów z lat 90. i nie myliło swoich wzorców stylistycznych – Aston Martin to nie MG. Co nie przeszkadza MG chwalić się crossoverem wyglądającym jak połączenie Skody Enyaq Coupe z Cuprą z kokpitem podpatrzonym w Mercedesie. Sprzedaż marki IM ma się rozpocząć w Europie w 2025 roku i może potrwa dłużej niż pięć minut, które zajęło wymyślenie nazwy marki.
Totem GTAmodificata
Na koniec proponuję coś małego i zarazem zupełne oderwanego od rzeczywistości: Totem jest dla Alf Romeo Giulii trochę tym, czym Ruf czy Singer dla Porsche 911. Marka z Wenecji buduje "restomody", ale niemalże od podstaw, z wykorzystaniem rozwiązań z supercarów. W Genewie odsłonięto ekstremalny projekt – GTAmodificata. Panele nadwozia wyglądają jak w Alfie Giulii GTAm z lat sześćdziesiątych, ale są wykonane z włókna węglowego, podobnie jak monokok, który wraz z elementami oryginalnego "dawcy" tworzy rdzeń konstrukcji nośnej. Widać, że włosi cenią sobie karbon, bo ozdobili swoje stoisko także zabawkowym torem zbudowanym z tego materiału.
Dzięki lekkiej konstrukcji GTAmodificata waży niewiarygodne 1095 kg, które spotykają się z mocą – przełknijcie – 810 KM. 3,2-litrowe V6 biturbo to konstrukcja Italtecnica Engineering. Zgodnie z surowym charakterem biegi są "szarpane ręcznie", a mimo to, według twórców Totem GTAmodificata rozpędza się do 100 km/h w 2,6 s i rozwija maksymalną prędkość ponad 300 km/h.
Totem zapowiada budowę pięciu egzemplarzy w cenie 1,1 mln euro sztuka. Samochód prezentowany na stoisku miał jeszcze zaklejone szyby, ale przedsmak możliwości wykonania kabiny dawał drugi wystawiony projekt Totema: nieco mniej ekstremalny Totem GT Super, przy czym "nieco" oznacza 2,8-litrowe V6 o mocy 600 KM i 3,2 s 0-100 km/h. Wnętrze równie mocno powala na kolana. Każdy detal jest rzemieślniczym majstersztykiem, trudno oderwać wzrok od prostych zegarów, kierownicy, drążka skrzyni z widocznym mechanizmem zmiany biegów. Stoisko opuszczałem w przekonaniu, że Totem gra w jednej lidze ze wspomnianym Singerem. I nawet jeśli Włosi oferują swoje dzieło też już z napędem elektrycznym, to silniki spalinowe będą jeszcze długo żyły w takiej postaci.