Diagnosta "załatwiał" przegląd, może trafić za kraty. Kierowcy też
Wielu kierowców nie zdaje sobie sprawy z tego, czym może grozić próba uzyskania pieczątki przeglądu technicznego w zamian za łapówkę. Organy ścigania podchodzą do takich spraw poważnie, a kara jest bardzo surowa.
27.06.2022 | aktual.: 13.03.2023 16:48
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Garwolińscy policjanci zakończyli sprawę dotyczącą "załatwiania" pieczątek przeglądu pojazdów za łapówki. Funkcjonariusze z jednostki do zwalczania przestępstw gospodarczych od dłuższego czasu pracowali nad tym przypadkiem, analizując dziesiątki dokumentów i przesłuchując świadków. Finałem było zatrzymanie 42-letniego diagnosty oraz korzystających z jego usług kierowców.
Jak ustalili policjanci, diagnosta wielokrotnie podbijał dowody rejestracyjne pojazdów, które w ogóle nie pojawiły się na stacji kontroli. Mimo to w dokumentach pojawiała się pieczątka potwierdzająca ich sprawność, a odpowiedni wpis był wprowadzany do Centralnej Ewidencji Pojazdów. W sidła mundurowych wpadło także dwóch mężczyzn, którzy za takie usługi wręczyli diagnoście łapówki.
Teraz każdemu z uczestników tej "transakcji" grozi do 10 lat pozbawienia wolności. Nieuczciwy diagnosta usłyszał już kilkanaście zarzutów i trzy najbliższe miesiące spędzi w areszcie. Przed sądem odpowie za przyjęcie korzyści majątkowej w związku z pełnioną funkcją publiczną oraz poświadczenie nieprawdy. Kierowcy, którzy korzystali z nieprzewidzianych prawem usług diagnosty, odpowiedzą za wręczenie łapówki. Sprawa jest rozwojowa, a policja poszukuje innych kierowców, którzy wręczali łapówki diagnoście.
Przypadek z Garwolina z pewnością jest oburzający, ale wiele wskazuje na to, że nie jest odosobniony. W 2021 r. jedynie 2,26 proc. przeglądów samochodów osobowych przeprowadzonych na polskich stacjach kontroli zakończył się wynikiem negatywnym. To mniej niż w 2020 r., gdy wynik wyniósł 2,45 proc. To zaskakująco nisko odsetek, bo w Niemczech przeglądu nie przechodzi blisko 20 proc. aut. Trudno podejrzewać, że jest to kwestia lepszego stanu technicznego samochodów po tej stronie Odry.
Kontrola stanu technicznego zarejestrowanych w Polsce pojazdów to iluzja i przyznaje to nawet rząd. "(...) Należy wskazać na znaczne uchybienia w przeprowadzaniu badań technicznych oraz na niedoskonałość, wręcz niewydolność obecnego systemu prawa", pisał w odpowiedzi na jedną z interpelacji poselskich Bogdan Oleksiak, dyrektor Departamentu Transportu Drogowego w Ministerstwie Infrastruktury.
Te uchybienia po części wynikają z problemu łapówek, a po części z niedbałości diagnostów, którzy chcą wykonać codziennie jak najwięcej przeglądów. Dlaczego? Opłata za badania techniczne nie zmieniła się od kilkunastu lat i dziś nie odpowiada już kosztom, jakie wiążą się z prowadzeniem stacji kontroli pojazdów. Problemy mogłaby rozwiązać zmiana prawa.
Od początku 2023 r. mają obowiązywać przepisy nakazujące diagnostom fotografowanie każdego badanego pojazdu. To ma ukrócić przypadki załatwiania przeglądu "korespondencyjnie". Środowisko właścicieli stacji diagnostycznych walczy też o zmianę cennika badań. Po jego nowelizacji za podstawowy przegląd mielibyśmy płacić 184,5 zł. Na taką zmianę na razie zgody nie daje jednak rząd, który opieszale działa również w kwestii nowelizacji przepisów o przeglądach. Wiele wskazuje więc na to, że o przypadkach podobnych do tego z Garwolina będziemy jeszcze słyszeć nie raz.