Cudów nie ma. Kubica jest na końcu stawki, ale gdzie ma być?
Reprezentant Williamsa nie miał łatwego początku znajomości ze swoim nowym bolidem. Czwarty dzień testów w Barcelonie zakończył z ostatnim wynikiem, zauważalnie odstającym od reszty stawki. Nie tak wyobrażali sobie powrót Roberta do Formuła 1 polscy fani. Ale tak naprawdę, na co liczyli?
22.02.2019 | aktual.: 28.03.2023 11:46
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Informacja o powrocie Roberta Kubicy do Formuły 1 była jedną z najbardziej wyczekiwanych wiadomości zeszłego roku. Radość kibiców była tak wielka, że część z nich nie zwróciła uwagi na gorzką rzeczywistość. Szanse polskiego zawodnika na osiągnięcie jakiegokolwiek sukcesu w nadchodzącym sezonie są bliskie zeru. Nawet największy kierowcy talent nie zmieni kondycji obecnie najsłabszego zespołu w stawce.
Choć Williams od początku swojej historii miał wzloty i upadki, sytuacja tego brytyjskiego zespołu jeszcze nigdy nie była tak zła jak obecnie. Przez cały zeszły sezon zdołał on wywalczyć zaledwie siedem punktów. Przedostatnia Scuderia Toro Rosso zdobyła ich 33. Zwycięski Mercedes – 655.
Przedstawiciele zespołu zapewniali, że po zeszłorocznym zagubieniu w tym roku poprawią swoje błędy i powrócą do gry. Pierwszym dobrym sygnałem potwierdzającym ich szczere intencje było właśnie zatrudnienie Kubicy. Brytyjczycy odrzucili oferty młodych pay driverów, których jedynym argumentem był portfel rodziców. W ich miejsce wybrali doświadczonego zawodnika, gotowego do dzielenia się swoim doświadczeniem i wiedzą. Wszystko w końcu wyglądało tak, jak powinno. Morale rosły.
Nadzieje brutalnie zderzyły się jednak z rzeczywistością podczas przedsezonowych, zimowych testów na Circuit de Catalunya. Pierwsze cztery dni sesji z nowymi bolidami wykazały, że Williams nie tylko nie nawiązał walki z konkurentami, których miał gonić, ale jeszcze pogłębił wobec nich stratę.
Przedostatnie w zeszłym roku Toro Rosso w ostatnich dniach imponowało formą, regularnie meldując się na szczycie listy czasów okrążeń. Drugi z zeszłorocznych najbliższych rywali Williamsa, odrodzony zespół Saubera przechrzczony na Alfę Romeo, także wykazywał solidne przygotowanie.
Podczas gdy ostatniego dnia testów obydwaj kierowcy Williamsa pokonali łącznie w trudach 65 okrążeń, sam Antonio Giovanizzi nabił w tym czasie w nowym bolidzie Alfy Romeo 154 okrążenia – najwięcej z całej stawki. Póki co kierowcy Williamsa odstawali wynikami nawet od powstałego w wielkim chaosie na bazie Force Indii nowego zespołu w stawce, sponsorowanego przez ojca Lance'a Strolla Racing Point.
Kubicy Williams dopiero będzie potrzebował. Najpierw czas na podstawy
Jeśli więc Kubica miał jakieś nadzieje związane z progresem zespołu w momencie podpisywania kontraktu, teraz już wyzbył się złudzeń. Po zakończeniu jazd nowym bolidem, w wywiadzie dla Eleven Sports przyznał: "Nie trzeba być geniuszem. Jeśli się buduje na ostatnią chwilę, to trzeba iść na skróty w pewnych rzeczach. Ten tydzień nic dla mnie nie wniósł, co jest trochę słabe." Po czym sam osobiście najlepiej wyjaśnił, dlaczego on sam nie ma wpływu na obecną formę bolidu: "Jak się nie ma części do zbudowania bolidu, to on nie powstanie".
Czemu tych części nie było i bolid Kubicy pojawił się na torze dwa dni po wszystkich innych? Przedstawiciele zespołu nie wskazują palcem winnych, ale mówią, że problemy pojawiły się tuż przed testami i stąd tak dramatyczny ich przebieg. Zespołowi Williamsa trudniej szybko nadrobić takie straty, ponieważ bardzo dużą część swojego bolidu projektuje on i buduje samodzielnie w Anglii. Wschodzący konkurenci w F1, pokroju Haasa i Racing Point, pozostają elastyczniejsi dzięki zlecaniu wielu podzespołów podwykonawcom.
Co dalej? Optymista zauważy, że w ostatni dzień testów – czyli pierwszy, w którym Williams dysponował swoim nowym bolidem od samego rana – szybszy z duetu kierowców tego zespołu George Russel osiągnął najlepszy czas tuż poniżej 1 minuty 21 sekund. To tylko o mniej niż dwie dziesiąte sekundy gorzej od wyników, które w swój pierwszy dzień osiągali rozkręcający się kierowcy Renault.
Problemem jednak jest fakt, że czasu na rozkręcanie się jest coraz mniej. Od pierwszego wyścigu w Australii dzieli nas już tylko druga czterodniowa sesja w Montmelo, która zostanie przeprowadzona w przyszłym tygodniu. Sam zespół Williamsa także nie sprawia wrażenia, by szybko miał ugasić ten pożar.
Losy zespołu miał odmienić inżynier Paddy Lowe, którego dotychczasowa kariera opierała się na paśmie sukcesów zdobywanych, cofając się chronologicznie, z Mercedesem, McLarenem i Williamsem właśnie. Ten doświadczony konstruktor odegrał kluczową rolę w zdobyciu tytułu mistrzowskiego przez Nigela Mansella w 1992 roku.
W Williamsie póki co robi dobrą minę do coraz gorszej gry. Czy powinien zostać zwolniony? Pole manewru jest ograniczone, ponieważ z chwilą objęcia stanowiska dyrektora technicznego zespołu stał się on również jego udziałowcem. Poza tym, wobec całego chaosu organizacyjnego i wszystkich zmian prowadzonych w jego dziale, i tak to on jest jednym z najsolidniejszych i najpewniejszych jego elementów. Gwałtownych ruchów nie będzie teraz popełniała także Claire Williams, która w ostatnich dniach sama musi dementować plotki o swoim odejściu.
Mark Webber: "Linczowanie Robertowi nie pomoże"
Warto pamiętać o tym wszystkim, gdy w niedzielny poranek 17 marca zasiądziemy do obejrzenia pierwszego wyścigu Roberta Kubicy w Formule 1 od 2010 roku. Polski kierowca nie będzie w nim pierwszy. Istnieje niestety dużo większa szansa, że będzie w tym wyścigu maruderem.
Nie zmienia to jednak faktu, że dla samego Roberta będzie to kolejny, piękny rozdział w jego karierze, a nawet więcej – w jego życiu. Nawet jeśli nie wygra na torze, to już wygrał poza nim. Jak trudna i nieprawdopodobna była droga powrotu w to miejsce wie tylko on, i największą satysfakcję z tego będzie miał on sam.
Rolą polskich kibiców będzie tylko mu tej satysfakcji nie zepsuć. W niedawnej rozmowie ze mną niegdysiejszy rywal Kubicy Mark Webber powiedział bez ogródek: "Cokolwiek by się nie działo, ważne jest, aby kibice i media nie naskakiwały na niego od razu. Jeśli tylko zdarzy się jakiś incydent albo Robert popełni błąd, prasa naturalnie będzie chciała go od razu zlinczować i zbiegnie się wiele mądrych głów, które będą analizowały na każdy możliwy sposób, gdzie popełnił błąd. To mu na pewno nie pomoże."
W Polsce mamy już 38 milionów ekspertów od skoków narciarskich i tyle samo od piłki nożnej. Nim staną się również ekspertami od Formuły 1 to liczę na to, że nawet jeśli nie poznają wszystkich zawiłości tej bardzo złożonej dyscypliny, to chociaż realia zespołu, którego Kubica reprezentuje. Nasz polski zawodnik bowiem już jest dużo większy, niż powiedzą o tym jakiekolwiek wyniki.