Cała prawda o brytyjskich samochodach - rozmowa z Mariuszem Stanisławskim, właścicielem serwisu British Cars
Choć brytyjska motoryzacja to kawał pięknej historii i masa wielkich osiągnięć, wciąż pozostaje nieco tajemnicza. Boimy się samochodów z Anglii, mechanicy umywają ręce, a obiegowe opinie mówią, że to auta drogie w eksploatacji i awaryjne. Warsztaty specjalizujące się w naprawach Jaguarów czy Roverów można policzyć na palcach jednej ręki, a odnalezienie prawdziwego fachowca, który rzeczywiście potrafi się nimi zająć jest niezwykle trudne. Czy należy się bać brytyjskich samochodów, czy warto je kupować, jak eksploatować i czy naprawdę są drogie i awaryjne? O Land Roverach, Roverach, MG, MINI i Jaguarach, a także o swojej pracy opowiada nam Mariusz Stanisławski, właściciel serwisu Britisch Cars.
09.11.2015 | aktual.: 30.03.2023 12:53
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Marcin Łobodziński: Czym zajmowałeś się przed otwarciem British Cars?
Mariusz Stanisławski: Mechaniką zajmowałem się zaraz po skończeniu szkoły podstawowej. Między innymi przez 13 lat pracowałem w firmie ECC Babice, gdzie przez 9 lat byłem mechanikiem i resztę czasu szefem serwisu. W tym okresie konkurencja pukała do drzwi. JLR Polska namawiało mnie na pracę u nich i w końcu się zdecydowałem. Zacząłem pracę w JLR Centrum na ulicy Waszyngtona w Warszawie, gdzie przez pięć lat byłem kierownikiem serwisu. W końcu z żoną postanowiliśmy, że otworzymy swoją firmę. Teraz już mijają 3 lata odkąd istnieje British Cars.
Jak zaczęła się przygoda z brytyjskimi samochodami, to był przypadek czy już wcześniej Cię do nich ciągnęło?
To zbieg okoliczności. Wcześniej, zanim zajmowałem się samochodami brytyjskimi naprawiałem samochody ciężarowe, m. in. w autoryzowanym serwisie MAN. Straciłem pracę ponieważ pracodawca postanowił zmniejszyć liczebność załogi. Chciałem pracować w ECC Babice. Pamiętam ten dzień jakby to było wczoraj, byłem bardzo młody. Pan Adam Czeladzki wyrywkowo wyciągał różne rzeczy z pudełek i pytał co to jest. Gdy wyjął jakieś przewody od razu powiedziałem, że to sonda lambda, choć jeszcze jej nie było widać. Zaskoczony Pan Adam zapytał skąd wiem. Ja odpowiedziałem, że poznałem po kolorach przewodów. Następnego dnia zadzwonił bym przyszedł do pracy. Byłem tam bardzo doceniany i wiele się nauczyłem. Jeździłem do Anglii na szkolenia co dało mi bardzo dużo wiedzy na temat brytyjskich aut i tak się wkręciłem.
Serwisujesz nie tylko auta brytyjskie…
Nie, nie serwisujemy tylko aut brytyjskich, staramy się nie zamykać na inne marki z tego powodu, że nasi klienci posiadają często więcej niż jedno auto i niekoniecznie brytyjskie. Staramy się rozwijać w dziedzinie innych marek, wysyłamy pracowników na szkolenia.
Łatwiej prowadzić serwis, który z założenia jest specjalistyczny? Widzisz pewne korzyści, masz stałą grupę klientów?
Przede wszystkim nie robię żadnej masówki, pracuję tak jak mnie uczono – powoli i dokładnie. Nie oszukujemy, zakładamy części takie, na jakie się umawiamy, a nie najtańsze zamienniki. Jeżeli klient chce, wysyłam mu nawet zdjęcia z przebiegu naprawy. Nie zawsze jesteśmy konkurencyjni cenowo do innych warsztatów, zwłaszcza dlatego, że staramy się używać oryginalnych części, zwłaszcza do Land Rovera i robimy wszystko by nie montować chińskich zamienników. Nie jest tanio, ale klient jest zadowolony.
Otworzyło się wiele serwisów, które chwalą się, że naprawiają wszystkie marki – moim zdaniem to niemożliwe, by znać wszystkie samochody na wylot. Musisz specjalizować się w danej marce czy grupie marek, by twierdzić, że jesteś rzeczywiście specjalistą. Każda marka ma swoje cechy. Z klientami jest tak, że bazujemy na opinii – klienci polecają nasz warsztat. Nie ogłaszamy się w Internecie, wiele osób nas nie zna. Ze strony biznesowej może nie jest to dobre, ale mi bardziej zależy na zadowoleniu klientów niż na samym liczeniu kasy. Jeżeli ludzie są zadowoleni, to pieniądze same przychodzą, bo wolą zapłacić więcej u mnie, niż mniej w innym warsztacie. To dlatego musieliśmy się też otworzyć na inne marki, bo zadowoleni klienci pytają czy zrobię też takie czy inne auto znajomego czy kogoś z rodziny. Nie mogę przecież odmówić. Rzadko kiedy tracimy klientów, chyba, że sprzedają samochód. Mamy zawsze pełne ręce roboty, więc chyba działam dobrze.
Czy jest jakaś marka, którą w swojej działalności możesz uznać za kluczową? Bo patrząc na różne znaczki czy chociażby na wizytówkę wydaje się, że jest to Land Rover.
Nie ukrywam, że ostatnio mamy bardzo dużo klientów przyjeżdżających Land Roverami, zwłaszcza z innych serwisów. Właściciel Land Rovera, a szczególnie Jaguara to jednak specyficzny klient. Chce poczuć luksus i wysoki poziom również w serwisie, a u nas choć jest schludnie, to nie mamy eleganckiej poczekalni z telewizorem LCD i barem. W marce Jaguar wygląd serwisu ma często większe znaczenie niż jakość napraw. My nadrabiamy właśnie tą jakością. Są efekty, bo choć mamy bardzo wąskie grono klientów z Jaguarem, to właściciele Land Roverów przyjeżdżają autami, których nie naprawiono im gdzie indziej. Land Rover staje się bardzo popularny, a klient, który raz nas odwiedził zwykle jest zadowolony z usług.
Natomiast jeśli chodzi o inne marki, to jak sam wiesz Rover czy MG już się kończą. MINI przyjeżdża do nas sporo, bo to często samochody rodziny właścicieli Land Roverów. Jednak to właśnie Land Rover wydaje się najważniejszy.
Chyba nie masz zbyt dużej konkurencji?
Serwisy się otwierają, są coraz ładniejsze, ale ostatecznie klient patrzy na opakowanie tylko raz. Musi się sparzyć, a później szuka alternatywy. Często klienci przywożą nam samochody na lawetach zabrane z innych warsztatów. Jest zaskakująco dużo takich sytuacji.
Wielu mechaników boi się naprawiać brytyjskie samochody. Jak myślisz, z czego to wynika i co byś im poradził?
To dobre pytanie. Zwróć uwagę na to, że jeśli chodzi o najpopularniejsze marki jak Volkswagen, Opel czy Ford to wszystko masz w Internecie. Masz schematy, manuale, dokładny opis problemów, możesz korzystać ze standardowych urządzeń diagnostycznych. Natomiast Land Rover bardzo mocno ogranicza wycieki schematów czy oprogramowania, niewiele jest informacji na ten temat w Internecie. Stąd problem takich mechaników. Po prostu brakuje im specyficznej wiedzy na ich temat. Ponadto Rover i MG wymaga komputera diagnostycznego T4, który posiada bardzo niewiele osób w Polsce. Ja go mam.
Są różne brytyjskie marki: LR, Jaguar, Rover, MINI. Pomijając Bentleya i Rolls-Royce czy coś szczególnego je łączy z punktu widzenia mechanika? Można mówić o nich jak o jednej, specyficznej grupie samochodów jak francuskie czy japońskie, które w pewnym sensie są tworzone według jednej filozofii?
Czy ja wiem? Nie wymagają żadnych specyficznych umiejętności, natomiast wymagają spokoju. Są kapryśne. Każdy mechanik sobie z nimi poradzi, ale nie tak łatwo jak z popularnymi. Tylko potrzeba cierpliwości. Natomiast jeśli chodzi o podobieństwa między sobą… raczej nie można wszystkich brytyjskich samochodów włożyć do jednej szuflady. Na przykład Freelender pod wieloma względami stał się podobny do Forda Kugi, m. in. elektronika i oprogramowanie. To samo mamy w przypadku pewnej grupy Jaguarów. Z kolei pomiędzy Jaguarem i Land Roverem pewne rzeczy też stały się podobne, ale to dwie marki, a nie wszystkie brytyjskie. MINI jest zupełnie inną marką, nie ma nic wspólnego z Jaguarem i Land Roverem, a nawet z poprzednim MINI (czasy przed wykupieniem przez BMW przyp. red.). Rover i MG to różne samochody z okresu przed przejęciem przez BMW i po. Ich historia się skończyła dawno temu, choć wiadomo, że wykupili ich Chińczycy i składali MG pod marką Roewe. Chcieli to nawet sprzedawać w Polsce.
Pamiętam, jak byłem w fabryce Rovera i MG. Gdy Chińczycy kupili Rovera to po prostu zabrali fabrykę do Chin. Całą fabrykę! Zostały tylko fundamenty. W krótkim okresie czasu można było kupić oryginalne części do Rovera, ale w Chinach. Została fabryka MG, która nadal tam funkcjonuje, choć należy do Chińczyków. W Anglii pozostało nawet biuro konstrukcyjne.
Jest wiele opinii o wysokiej awaryjności aut brytyjskich – zgadzasz się z tym?
Land Rover, nawet jak leje się z niego jak z wiadra jest autem nie do zabicia – mówię o starszych modelach. Zresztą Rovery też są bardzo trwałe, ale te auta są księżniczkami, które trzeba dopieścić. To skutkuje niezawodnością. Pół mojej rodziny jeździ Roverami i nikt nie ma z nimi problemów. Wiele osób mówi, że są awaryjne, ale nie można ich porównać na przykład z markami francuskimi. Niestety Francuzi dali do Land Roverów i Jaguarów diesla 2.7 HDI, który był bardzo awaryjny. Z drugiej strony diesel 2.2 HDI uważam za bardzo udany. Czy brytyjskie auta są awaryjne…? (śmiech). Tak, są awaryjne. Niestety ludzie nie dbają o nie, nie są nauczeni, że te samochody trzeba częściej przyprowadzać do warsztatu i zapobiegać usterkom. Na pewno nie są tak odporne na zaniedbania jak Toyota czy Volkswagen.
Mówi się, że Land Rovera lub Range Rovera można tanio kupić, ale żeby go użytkować, trzeba mieć dużo pieniędzy. Na przykład Discovery II czy RR P38 są samochodami tanimi w stosunku do tego, co oferują.
Akurat Discovery II to taki ciągniczek, który można tanio kupić i jeszcze dość tanio naprawić. Ale już na przykład P38 to chluba i zguba Land Rovera. Natomiast wracając do Discovery, model trzeciej generacji to rosyjska ruletka. Na sam początek trzeba włożyć na dzień dobry około 10-12 tys. zł. Nie dlatego, że są złe, tylko zaniedbane. Są źle naprawiane, źle poskładane, bo klienci szukali oszczędności w warsztatach, które się na nich nie znają.
Jest też tak, że ludzie używają LR Discovery II i Range Rovery w terenie. Zaczynają brnąć w modyfikacje, a wiadomo jak to jest. Najpierw podniesienie zawieszenia, opony, potem blokady, wyciągarka, wzmacniane półośki, osłony itd. Zdarza się, że klienci potrafią włożyć w auto więcej niż cena zakupu, ale to kwestia chęci zmodyfikowania, a nie napraw.
Powiedz jeszcze coś o P38…
(śmiech) P38 to jest po prostu… zawsze jak się pojawia, to chce mi się śmiać i płakać. Jest tam wiele rzeczy mocno nieprzemyślanych. Problemy są chyba wszędzie i nie tylko w dieslu 2.5, ale też z silnikami benzynowymi, które wiecznie się przegrzewają. Podsumowując: chluba i zguba Land Rovera.
Więc nie polecasz tego samochodu?
Raczej zalecam być świadomym co się kupuje. Klient musi wiedzieć, że to nie jest dobre auto. Niektóre usterki są tak idiotyczne, że jeśli nie usunie się ich na czas, to problemy się nawarstwiają i koszty napraw szybko rosną. Natomiast sam samochód jest fajny, nie można mu odmówić luksusu, klasy i komfortu. O tym aucie można napisać książkę, ale łatwiej byłoby chyba napisać co się w tym samochodzie nie psuje.
Pozostańmy jeszcze w temacie Land Rovera. Im nowsze tym gorsze?
Discovery I jest bardzo trwały, tylko koroduje. Nowsze są bardziej skomplikowane i mają choroby wieku dziecięcego, ale Anglicy te problemy likwidują na bieżąco. Zawsze nowy model ma jakiś mankament. Pamiętam, że jak weszły na rynek Discovery 3 i Range Rover Sport to przez dwa lata non stop naprawiałem instalację elektryczną, bo gniły wiązki.
Słyszałem kiedyś opinię od osoby ze specjalistycznego warsztatu LR, że jedyne miejsce, gdzie nie należy naprawiać LR to polskie ASO. Miałeś klientów, którym ASO nie pomogło, a Ty rozwiązałeś problem?
Nie można tak mówić, że ASO sobie nie poradzi, ale trzeba dobrze zrozumieć ten temat. Ktoś, kto nigdy nie pracował w ASO nie wie jakie są obostrzenia ze strony producenta, czego mechanik nie może zrobić, na przykład pójść na skróty znając przyczynę awarii, ponieważ fabryka na to nie pozwala. Serwis jest zablokowany pewnymi procedurami, o których nie mogę powiedzieć, ale generalnie nie mogą przeskoczyć pewnych rzeczy, które mogą przeskoczyć serwisy niezależne. Ja mogę przejść bezpośrednio z punktu A od razu do Z, natomiast mechanik z ASO musi przejść przez wszystkie literki, które nakazuje producent. Ważne, że stamtąd wychodzi wiedza, więc zawsze stanę w obronie serwisu autoryzowanego. Producent robi też biuletyny techniczne, które pokazują jak poprawić pewne elementy psujące się częściej, a wydają je dlatego, że mechanik przechodził przez wszystkie punkty kontrolne. My byśmy tego nie wymyślili. Tam są mądrzejsi ludzie, którzy pracują przy projektowaniu pojazdów i należy ich słuchać, może nie zawsze się z nimi zgadzać, ale słuchać co mówią.
Natomiast jeśli chodzi o klientów to serwisujemy nawet auta na gwarancji, ale już zgodnie z procedurą narzuconą przez producenta.
Teraz MINI. Co myślisz o tych samochodach? Serwisujesz oryginalne MINI, nawet takie miałeś i masz też styczność z MINI by BMW. Wiadomo, że to dwa różne auta, a my dziennikarze często mówimy, że nowe MINI ma charakter starego. Zgadzasz się z tym?
Tak, miałem to MINI, ale je sprzedałem klientowi, który ma Land Rovera i dwa inne MINI: Coopera S i Cabrio. To było auto Małgorzaty Kidawy-Błońskiej (marszałek sejmu), a właściwie jej syna, który jeździ Defenderem i sprzedał to MINI.
Co łączy nowe i stare MINI? Znaczek i design. Nic innego.
Co byś powiedział o awaryjności silnika 1.6 turbo w Cooperze S. To francuski silnik THP, który ma bardzo złą opinię. Rzeczywiście jest wadliwy czy to mit?
Tu jest podobieństwo między brytyjskimi samochodami, o które wcześniej pytałeś, polegające na tym, że to silnik francuski, tak jak nieszczęsny 2.7 HDI. Oba wymagają częstej zmiany i sprawdzania poziomu oleju. Już wymieniłem dwa takie silniki tylko dlatego, że nie miały oleju. Dodatkowo ludzie nie wymieniają oleju. To jest przyczyna problemów, a nie wadliwy rozrząd. Mam klientów z tym silnikiem, których uczulam na temat związany z olejem i nie ma z nimi problemu. Każdy ma szmatkę pod maską i butelkę oleju w bagażniku. Poza tym, wymiana nie rzadziej niż co 12 tys. km. To samo jest zresztą w Land Roverze 2.7. Tamte silniki wymagają po prostu częstszej wymiany oleju. Mam klienta, który ma od nowości taki silnik w swoim Land Roverze i przejechał prawie 400 tys. km, a jedyna rzecz, jaka mu się popsuła to zawór EGR. Tak jak się dba, to się ma. Ważne jest uczulanie klientów na takie rzeczy, a nie łapanie ich na kolejne awarie.
Dużo Jaguarów do Ciebie przyjeżdża?
Mamy małą, ale stałą grupę klientów. Nie mogę powiedzieć, że nie mam z nimi styczności.
Więcej nowszych czy starszych?
I takie i takie. Mamy chyba klientów ze wszystkimi modelami ze sportowymi XK włącznie. Mamy też Daimlera. Nie ukrywam, że jeżeli w tych starszych Jaguarach nie potrafię czegoś zrobić, to mam znajomych, którzy mi doradzają. Natomiast jako jedna z niewielu osób w Polsce potrafię usunąć przypadłość w XFR polegającą na przechodzeniu silnika w tryb awaryjny, ale nie mogę zdradzić o co chodzi.
Rover – to w zasadzie tylko stare auta, a klienci nie należą do zamożnych, a Ty powiedziałeś, że nie jesteś najtańszy. Mimo to chyba Ci nie brakuje tych aut w warsztacie?
Mam dwie grupy takich klientów. Pierwsza to osoby, którym robię listę rzeczy jakie należy naprawić i układamy usterki priorytetami. Później sukcesywnie je usuwamy, w zależności od tego ile klient ma pieniędzy. Druga grupa to taka, którzy z tą listą jadą do innego warsztatu, tam zaczynają mu coś naprawiać, a później taki klient wraca z listą, która po kolejnym przeglądzie u mnie się wydłuża. Zazwyczaj użytkownicy Rovera starają się jednak dbać o auto, są zaangażowani w naprawę, pomagają mi nawet znaleźć części, bo one nie są tak łatwo dostępne.
No właśnie, firma nie istnieje, a części skądś trzeba brać. Jak je pozyskujesz?
Mamy kilka hurtowni, z którymi się dogadaliśmy, że ściągają z Europy mi pewne grupy części. Jedni sprowadzają to, inni coś innego i oni wiedzą, że ja te części wezmę zawsze. Większość rzeczy można kupić, ale też niektóre trzeba zamawiać w Anglii. Z dostępnością części do Rovera nie jest źle, natomiast gorzej jest z MG. Niby to podobne samochody, niektórzy twierdzą, że identyczne, ale w rzeczywistości niektóre specyficzne części się różnią.
Czy uważasz, że Rover jest tańszą alternatywą dla Opli i VW czy raczej samochodem dla indywidualistów, których na nie stać?
Mogą być alternatywą, ale najlepiej takie samochody, które nie jeździły w kraju. Im mniej skażone ręką polskiego mechanika, tym lepsze. Większość samochodów jeżdżących w Polsce jest naprawiana niewłaściwie i później są opinie o awaryjności tych aut.
No właśnie, jeden mit lub fakt na temat Rovera i MG – silniki serii K są awaryjne. Fakt czy mit?
Mit. Poza usterką znaną jako HGF jest to bardzo dobry silnik, który nie ma żadnych innych wad. Jeżeli naprawisz uszczelkę pod głowicą prawidłowo, to nie masz problemu przez kolejne 150 tys. Tylko trzeba to zrobić dobrze i dbać o płyny.
Czy jakiś Rover ma szansę stać się klasykiem?
Odrestaurowaliśmy pięknego Rovera 220 Coupé. Został rozebrany, wypiaskowany i złożony na nowo, na częściach oryginalnych. Niektóre rzeczy były dorobione na zamówienie, więc są ludzie, którzy kochają tą markę.
Wiem, że serwisujesz JLR, MINI i Rovery, a co z marką Rolls-Royce, Bentley, Aston Martin, Lotus, starszymi MG czy Tryumphami, czy ich użytkownicy mogą również liczyć na fachową pomoc w British Cars?
Pewne rzeczy są podobne, bo na przykład starsze Lotusy miały silniki serii K Rovera, więc w tym temacie nie ma problemów. Serwisujemy jednego Bentleya i dwa Aston Martiny. Zajmuje się wszystkim, na czym się znam, a jak czegoś nie wiem to mam kilku znajomych specjalistów.
Czy możesz powiedzieć o sobie, że jesteś miłośnikiem brytyjskich samochodów?
Zawsze jak sprowadzam MG i Rovery to powtarzałem, że już koniec i nie sprowadzę kolejnego i wciąż nie mogę przestać. To chyba choroba.
Odpowiedzi udzielał Mariusz Stanisławski, właściciel serwisu British Cars.