Za błędy kierowców płacą z kasy miejskiej. NIK wprost: "niegospodarność"

Wjechałeś w znak, zniszczyłeś barierkę czy miejską zieleń? Istnieje bardzo duże prawdopodobieństwo, że nie zostaniesz pociągnięty do odpowiedzialności. Nie wzrośnie nawet twoja składka ubezpieczenia, bo urzędnicy nie chcą "bawić się" w windykację. NIK wprost mówi o niegospodarności.

Ten kierowca "skasował" wcześniej znak. Miasto może - ale nie musi - naprawić szkody z ubezpieczenia sprawcy
Ten kierowca "skasował" wcześniej znak. Miasto może - ale nie musi - naprawić szkody z ubezpieczenia sprawcy
Źródło zdjęć: © fot. policja.pl
Mateusz Lubczański

15.12.2021 | aktual.: 14.03.2023 14:00

Zalogowani mogą więcej

Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika

Naprawa uszkodzonej infrastruktury – słupków sygnalizacji, znaków czy barierek – kosztowała w ciągu 3 lat prawie 19 mln zł. 7,6 mln zł musiały zapłacić miasta z własnej kieszeni, bo zarządcy dróg nie wyegzekwowali pieniędzy od sprawców, ich ubezpieczycieli lub – co najgorsze – z polis zawartych przez miasto.

Najgorzej jest w Piotrkowie Trybunalskim, gdzie 98,8 proc. (!) kwot nie zostało odzyskanych. Co więcej, za szkodę wycenioną na 8,4 tys. zł, miasto dostało… 300 zł. W Katowicach jest niewiele lepiej – tam współczynnik pokrywania kosztów z kasy miejskiej wynosi 85,1 proc. Jedynie Zarząd Dróg Miejskich i Komunikacji Publicznej w Bydgoszczy w całości odzyskał koszty napraw.

Głównym problemem – według Najwyższej Izby Kontroli – jest współpraca z policją. Tylko 14 proc. zgłoszeń uszkodzeń pochodziło od mundurowych. W Poznaniu, Świnoujściu, Płocku czy Jeleniej Górze przez 3 lata nie uzyskano żadnej informacji. Policja nie musi przekazywać informacji zarządcom dróg ws. wypadków (z systemu SEWIK), bo nie ma takiej podstawy prawnej. Niektóre z jednostek przekazywały takie informacje po prostu "z dobrej woli".

W prawie 70 proc. przypadków zarządcy dróg nie ustalili sprawców zniszczeń (poprzez zaniechanie lub zwłokę). Bez ustalenia sprawcy nie da się odzyskać pieniędzy z odszkodowania.

Co gorsza, nawet jeśli to ustalono, w 226 przypadkach sprawy były prowadzone przewlekle, bez monitorowania wpłat od ubezpieczycieli. Przez to w 6 miastach przez 3 lata nie udało się odzyskać pieniędzy. Ale to nie koniec. Nawet jeśli miasto miało "swoje" ubezpieczenie, w 46 przypadkach koszty napraw i tak uzupełniano z budżetu. Łącznie dało to 120 tys. zł z miejskich kas, które można było uzyskać z opłaconych polis.

Utrzymanie elementów infrastruktury to olbrzymie koszty. Wystarczy zauważyć, że w Warszawie w 2019 roku (czyli z normalnym ruchem samochodów) dziennie uszkadzany był ponad 1 słupek przeszkodowy U-5a (wyceniany na ok. 100 zł).

"To jeden z elementów bieżących napraw" – informuje Jakub Dybalski z warszawskiego Zarządu Dróg Miejskich. Tendencja jest jednak malejąca. "Kolejne przebudowy niebezpiecznych miejsc i chyba lepiej jeżdżący kierowcy, którzy przyzwyczajają się do nowej organizacji ruchu, powodują, że skoszonych pylonów jest mniej" – dodaje.

Kontrola NIK skończyła się wystawieniem 10 zawiadomień o naruszeniu finansów publicznych, a w Toruniu skierowano sprawę do naczelnika urzędu skarbowego.

Komentarze (2)