Wideorejestratory zostają, bo mają zatwierdzenie. GUM wydał je, bo takie są przepisy
Policja mimo kontrowersji i niekorzystnych wyroków sądów używa wideorejestratorów do pomiaru prędkości. Jak tłumaczy resort infrastruktury, na razie to się nie zmieni, ponieważ urządzenia te mają zatwierdzenie Głównego Urzędu Miar. Rzecz w tym, że wcale nie pokazują prędkości "namierzanego" pojazdu.
25.03.2019 | aktual.: 28.03.2023 11:29
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Pomiary "na oko"
Na stronie internetowej policji co kilka dni ukazują się doniesienia o przyłapaniu za pomocą wideorejestratora kierowców drastycznie przekraczających dozwoloną prędkość. A przecież to tylko najbardziej spektakularne przypadki. W 2016 r. policja dysponowała 160 oznakowanymi radiowozami z wideorejestratorem oraz 283 nieoznakowanymi pojazdami posiadającymi takie urządzenia. Od tamtego czasu policja kupiła jeszcze 140 nieoznakowanych radiowozów BMW - oczywiście również z wideorejestratorami.
Funkcjonariusze mają więc do dyspozycji sporo sprzętu. Kłopot w tym, że jest on mało uczciwy względem kierowców. Policyjny wideorejestrator nie mierzy prędkości kontrolowanego pojazdu. Zasada jego działania polega na rejestrowaniu materiału wideo oraz prędkości radiowozu, w którym zamontowane jest urządzenie. Instrukcja posługiwania się wideorejestratorem mówi, że aby pomiar był wierny, należy zachowywać stałą odległość pomiędzy radiowozem a śledzonym pojazdem. Rzecz w tym, że na ekranie wideorejestratora nie jest wyświetlana ta odległość.
Policjant nie może wybrać na urządzeniu, który samochód jest śledzony. Brak jakiegokolwiek wskaźnika odległości sprawia, że kierowca radiowozu utrzymuje stałą odległość "na oko". Taką samą dokładność ma zatem pomiar.
Ministerstwo nie zrezygnuje
Sprawę wideorejestratorów w interpelacji do ministra spraw wewnętrznych i administracji poruszył poseł PO Józef Lassota. Parlamentarzysta zapytał ministra, czy zamierza rozwiązać problem tych urządzeń w polskiej policji. Odpowiedź niestety nie napawa optymizmem.
Resort nie zamierza wycofywać z użytku wideorejestratorów. Zdaniem ministerstwa policja ma z nich korzystać, ponieważ zostały zatwierdzone przez Główny Urząd Miar w 2006 r. Jak czytamy w odpowiedzi MSWiA - to prezes GUM może cofnąć zatwierdzenie, a skoro tego nie zrobił, to policja może nadal korzystać z wideorejestratorów.
Okazuje się więc, że MSWiA mogłoby wycofać wideorejestratory z użytku lub choćby zakazać mierzenia nimi prędkości, gdyby GUM zweryfikował swoją decyzję.
GUM umywa ręce
Zapytaliśmy więc Główny Urząd Miar o to, czy zamierza wycofać zatwierdzenie z 2006 r. lub choćby zmodyfikować listę wykroczeń, które można rejestrować za pomocą wideorejestratorów. GUM stwierdził jednak, że nie ma do tego podstaw, gdyż zatwierdzenie oparte było o obowiązujące przepisy. Koło się więc zamyka.
Jak się okazuje, nawet gdyby GUM wydał decyzję o wygaśnięciu zatwierdzenia typu dla wideorejestratorów, nie oznaczałoby to ich zniknięcia z polskich dróg. Zgodnie z prawem w takim przypadku nie wolno służbom kupować nowych urządzeń tego rodzaju. Jednak te wideorejestratory, które dziś posiada policja, mogłyby być dalej używane.
Kierowcy płacą
W sierpniu 2018 r. policjanci w Goławinie zatrzymali kierowcę, który – według pomiaru za pomocą wideorejestratora – jechał w terenie zabudowanym z prędkością 103 km/h. We wrześniu 2018 r. w Bydgoszczy kierowcy zarzucono jazdę z prędkością 107 km/h. W obydwu przypadkach mężczyźni stracili prawa jazdy na trzy miesiące. Pytanie tylko, czy słusznie?
Trudno na nie odpowiedzieć. Co prawda kierowca ma prawo obejrzeć nagranie zdarzenia, ale wielu z zatrzymanych nie korzysta z tej możliwości. Ci, którzy się na to decydują, mogą nie wiedzieć, że należy zwracać uwagę na to, czy odległość pomiędzy radiowozem a pojazdem nie uległa zmianie podczas pomiaru. Wreszcie na ekranie urządzenia zamontowanym w radiowozie niewiele widać. A błędy mogą być naprawdę duże.
W najgłośniejszym takim przypadku Krzysztof Hołowczyc został zatrzymany przez policję za przekroczenie dozwolonej prędkości. W miejscu, gdzie wolno rozwijać 90 km/h, zdaniem policji jechał 204,4 km/h. Podczas procesu biegły orzekł, że rzeczywista prędkość Hołowczyca wynosiła 161 km/h. Oczywiście nie usprawiedliwiam postępku Krzysztofa Hołowczyca. Chodzi o to, że rzeczywista prędkość samochodu może się znacznie różnić od tej zmierzonej za pomocą wideorejestratora. W przytoczonym przypadku było to ponad 25 proc. Łatwo więc sobie wyobrazić, że codziennie wielu kierowców płaci mandaty wyższe, niż wynikałoby to z rzeczywistego przekroczenia prędkości, a części niesłusznie zatrzymuje się prawa jazdy.
Czy wideorejestratory powinny zniknąć z radiowozów? Oczywiście nie, bo byłoby to wyrzucanie w błoto pieniędzy podatników. Rzecz w tym, że nie powinno się używać ich do mierzenia prędkości. Jest wiele niebezpiecznych wykroczeń, w udowadnianiu których wideorejestrator może być bardzo przydatny. Chodzi m.in. o niezatrzymywanie się przed strzałką warunkowego skrętu czy wyprzedzanie bezpośrednio przed przejściem dla pieszych. Pomiar prędkości powinno się zostawić pewniejszym urządzeniom, jak używane z niewielkiej odległości mierniki laserowe czy fotoradary.