Test: Kia ProCeed GT 1.6 T‑GDI 204 KM 7DCT - Samochodowy solony orzeszek
Kia konsekwentnie rozbudowuje linię Ceedów. Wprowadzając na rynek ProCeeda nie tylko ją wzbogaciła o kolejną linię nadwozia, ale również zrobiła układ w kierunku „niegrzecznych” kierowców. Nie, nie tych, którzy łamią przepisy, a tych nie mających za cel wtopienie się w krajobraz. Potwierdzeniem tego była długość sesji zdjęciowej, większość przechodzących osób chciała zobaczyć ją z bliska i nie ważne czy była to kobieta, czy mężczyzna.
04.01.2020 | aktual.: 22.03.2023 16:49
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Już przy samym podejściu (nocą) do ProCeeda widać, że Kia przyłożyła się do jego projektowania. Klamki zewnętrzne zostaną podświetlone, aby ułatwić ci wsiadanie, a przy wysiadaniu pozostaną włączone na chwilę światła abyś bezpiecznie dotarł do celu. O samo wsiadanie – i wysiadanie – również zadbała. Jeżeli spłaszczona na dole kierownica to dla ciebie za mało, ustawiasz sobie „ułatwienie wsiadania” i fotel będzie automatycznie przesuwał się do tyłu – po wyłączeniu zapłonu i otwarciu drzwi. Przysunie się z powrotem jak wsiądziesz i zamkniesz drzwi. Zajęcie odpowiedniej pozycji bez względu na posturę nie powinno stanowić najmniejszego problemu, również pasażerowi. Fotel regulowany jest elektrycznie (pasażera manualnie) w każdej płaszczyźnie, również z odcinkiem lędźwiowym. Bez utraty komfortu podróżowania i konieczności ciągłego dostosowywania fotela mogą prowadzić ją dwie osoby – oczywiście nie na raz. Fotel kierowcy ma pamięć ustawień, a ich zapisanie jest szybkie i proste. Pasażerowie tylnej kanapy nie zostali rozpieszczeni. Mają do swojej dyspozycji tylko nawiew, podłokietnik z dwoma miejscami na napoje oraz siatki umiejscowione w przednich fotelach. Tyle. Czarna podsufitka nadaje wnętrzu swoisty klimat - czujemy się w nim dobrze. Koreańczycy poszli na łatwiznę (to miłe) i nie dublują wskazania przycisków na centralnym monitorze. Ustawiłeś kierunki nawiewu i jego prędkość, wystarczy że przyciski twojego wyboru zostaną podświetlone.
Doskonałym rozwiązaniem (i sprawdzającym się znakomicie) jeżeli masz obie ręce zajęte jest automatycznie otwierana klapa bagażnika. Wystarczy podejść do ProCeeda (z kluczykiem np. w kieszeni) i stanąć przy niej. Po wydaniu kilku dźwięków sama się otworzy. Odsłoni przed tobą bagażnik o pojemności 594 litrów. Za pierwszym razem stwierdzisz, że pomiaru dokonywała osoba, której mylą się mililitry z litrami (może miała słabą głowę i tak już od czasów szkolnych zamieniała te jednostki?). Masz przed sobą płaski, ale niezbyt głęboki bagażnik z haczykami na siatki na jego bocznych burtach. Sekret tkwi w schowkach pod podłogą, to tam ukryły się brakujące litry.
Kia przyłożyła się do precyzji czujników parkowania oraz kamery cofania. Skutecznie pomagają w sprawnym parkowaniu, a ich wskazaniom można zaufać. Równie dobrze działa system monitorowania ruchu pojazdów podczas cofania. Reaguje z odpowiednim wyprzedzeniem, pokazując równocześnie z której strony zbliża się pojazd.
Benzynowa, 204-konna jednostka ma dosyć głośny, ale przyjemny dla uszu gang, który sygnalizuje wszystkim dookoła, że nie mają do czynienia ze zwykłym modelem. To prawda, nie ma dla niej znaczenia kąt nachylenia drogi, daje dokładnie tyle mocy i momentu ile potrzebujesz w danej chwili. Jedziesz z taką prędkością na jaką pozwalają ci umiejętności i (oczywiście) przepisy, a ProCeed grzecznie podąża zgodnie z komendami wydawanymi przez ciebie. Pierwotnie mogłoby się wydawać iż taka moc będzie potęgowała nieodpowiedzialne zachowanie za kierownicą. Jest zupełnie odwrotnie. Świadomość, że możesz wyprzedzać praktycznie kiedy chcesz, a nie tylko wtedy kiedy pojawi się wystarczające „okienko” (o ile w ogóle) uspokaja i wręcz relaksuje za kierownicą. Tak zestrojony dźwięk silnika wydawało się, że jest dobry tylko na krótkich odcinkach. I tutaj kolejne pozytywne zaskoczenie. Nie przeszkadza, nie męczy i nie denerwuje, i to bez względu, czy poruszamy się z prędkością autostradową, czy dostojnie przemykamy między miasteczkami drogami lokalnymi. Skrzynia biegów w trybie Normal ma minimalne opóźnienie na reakcję pedału gazu. Tak minimalne, że gdyby był to model o innej charakterystyce należałoby stwierdzić, że działa bez opóźnienia. W trybie Sport o żadnym opóźnieniu nie ma mowy. Tandem skrzynia-silnik udało się Koreańczykom zestroić niemal wzorcowo.
Wydawać by się mogło, że przy takim charakterze modelu zawieszenie powinno być twarde, a nie jest. Dobrze tłumi nierówności nawierzchni oraz zapewnia odpowiednią amortyzację i stanowi doskonały kompromis pomiędzy komfortem jazdy, a twardością. Oczywiście nie podróżujemy jak kanapowym SUVem, ale wszystkie organy wewnętrzne są na swoim miejscu, a w kabinie nie musimy szukać plomb wypadających z zębów.
Światła (wraz z kontrolką zapalonych świateł dziennych – miło) dają dobrą widoczność, a funkcja automatycznego włączania i wyłączania świateł drogowych działa sprawnie i nie naraża nas na nerwowe reakcje innych kierowców.
System nagłośnienia JBL nie tylko dostarcza dobrej jakości dźwięku do kabiny, ale również właściwie radzi sobie z posegregowaniem nagranych utworów, jednak pod warunkiem, że pamiętasz, w którym folderze zapisałeś album, którego właśnie chcesz słuchać. Jeżeli lubisz słuchać zapisanych plików w kolejności alfabetycznej, a nie tak jak zostały nagrane, wystarczy wyszukać odpowiedni album i będziesz „wniebowzięty”. Niestety nie ustawisz czułości podgłaśniania się dźwięku w zależności od prędkości jazdy (możesz go tylko wyłączyć). Reaguje on zbyt agresywnie i zbyt mocno podbija głośność. Zestaw głośnomówiący, to kolejna mocna strona ProCeeda. Nie dość, że łatwo sparujesz swój telefon, to jakość połączenia – bez względu na prędkość z którą się poruszasz – jest bardzo dobra. Komendy głosowe pozwalają m.in. na wybór punktu docelowego nawigacji (ale tylko wśród tych miejsc w których już byłeś), czy też połączenia telefonicznego (jednak zdecydowanie lepiej mu idzie wybieranie numeru niż znajdowanie kontaktu w książce telefonicznej).
Czy Kia stworzyła model doskonały? Niestety nie.
Koreańczycy doszli do wniosku, że każdy użytkownik ProCeeda ma komórkę z indukcyjnym ładowaniem i wszyscy tą opcję dokupią (dostępna za 4500 PLN w pakiecie Navi System Plus) i do dyspozycji mamy tylko jedno gniazdo USB. Nie masz takiej? A to pech. Chcesz równocześnie słuchać nagranej muzyki i ładować z USB telefon? Kup rozdzielacz.
Podłokietnik – pomimo że przesuwany – oferuje tylko miejsce i nic więcej. Kręte drogi Beskidu Żywieckiego uwypukliły jeszcze dwie niedoskonałości: brak (nawet w opcji) doświetlania zakrętów oraz zbyt gwałtowne zanikanie wspomagania kierownicy. To rozczarowujące. O ile możemy starać się nie jeździć nocą po krętych drogach, o tyle musimy bardzo łagodnie przyspieszać, żeby zachować progresywną siłę wspomagania. Jeżeli dynamicznie wciśniesz gaz, praktycznie w tym samym momencie potrzebujesz dwóch rąk do wydawania poleceń kierownicą. A może to przemyślany manewr przez Kie, żeby nie korzystać z pełnych możliwości modelu?
Asystent parkowania, szumnie nazwany przez Koreańczyków systemem automatycznego parkowania w teorii daje możliwość zaparkowania ProCeeda prostopadle lub równolegle po prawej lub lewej stronie. W praktyce czasami uda mu się zaparkować, ale zdecydowanie częściej będzie próbował, a kiedy uzna że już mu się nie chce, poprosi cię o przejęcie kierowania. Jeżeli jednak masz dużo czasu i bawi cię blokowanie parkingu, wtedy sprawdzi się znakomicie, bo w końcu uda mu się właściwie wykonać ten manewr. Szybciej chyba Adam Słodowy by rozebrał ProCeeda i złożył na miejscu parkingowym, niż ten system go tam umieści. Napisałbym, że dokupienie go to wyrzucone pieniądze, ale jest w standardzie.
System monitorowania martwego pola działa na zasadzie „masz prawo jazdy więc powinieneś wiedzieć do czego służą i jak działają lusterka”. O ile jeszcze chce mu się działać w mieście o tyle na trasie zupełnie nie przejmuje się zbliżającymi się do nas pojazdami. Jak mu się chce to zadziała, ale z reguły mu się nie chce. Jego przeciwieństwem jest system start-stop. Jego nie trzeba zachęcać do pracy i nie przeszkadza mu nawet fakt, że dopiero odpaliliśmy ProCeeda.
Tempomat adaptacyjny połączony z aktywnym systemem utrzymania samochodu w pasie ruchu ma w sobie coś z programisty gier komputerowych. Zachowuje się tak jakbyśmy mieli parę żyć. Dopóki jedziemy za innym samochodem działa sprawnie, samodzielnie przyspiesza (do zadeklarowanej prędkości), hamuje, jak również skręca za drogą. Problemy pojawiają się jak nie ma żadnego pojazdu przed nami, wtedy włącza mu się tryb nieśmiertelności. Nie widzi zakrętu i próbuje wejść w niego z maksymalnie ustawioną przez nas prędkością. Efekt zmęczenia (jeżeli jakiekolwiek było) i skoku adrenaliny za kierownicą jest natychmiastowy, jakbyśmy właśnie dostali dożylnie Epinefrynę.
Dodatkowo Koreańczycy nie mają zaufania do swoich klientów i każdorazowo przy włączeniu silnika aktywowane są – wcześniej wyłączone przez nas - wszystkie systemy. O ile samo aktywowanie ich dało by się jakoś „przełknąć”, tak dzieje się u większości producentów, o tyle rozczarowujące jest, iż wcześniej ustawiony np. system utrzymania samochodu w osi jezdni na ostrzeganie, znów będzie chciał odbijać się od linii. To frustrujące jak poznałeś samochód, wiesz czego potrzebujesz, ustawiasz działania systemów zgodnie ze swoimi oczekiwaniami, a na koniec okazuje się, że producent wie lepiej. Tyle twojej swobody w wyborze. Pozostaje ci pogodzić się z tym, albo przed każdą drogą przeprowadzać całą procedurę każdorazowo.
Kia wyceniła podstawową wersję ProCeeda (GT Line z silnikiem benzynowym 1.0 i manualną skrzynia biegów) na 94 990 PLN. Bazowa wersja z automatyczną skrzynią biegów w wersji GT to koszt 115 990 PLN, a po dodaniu prawie wszystkich pakietów (zabrakło tylko szklanego dachu) cena testowanego egzemplarza zatrzymała się na 132 290 PLN.
ProCeed jest jak orzeszki solone. Niby zdajesz sobie sprawę z nikłej ich właściwości odżywczej, ale jak tylko otworzysz paczkę, jesz dopóki nie pochłoniesz całej jej zawartości. Tak samo jest z ProCeedem. Możesz „kręcić nosem” na elektroniczny gang czy niedoskonałość systemów, ale jak tylko rozpoczniesz podróż nie będziesz chciał żeby dobiegła końca. A jak dojedziesz do celu zaczniesz planować nową.
Kulisy testu
Miejscem docelowym testu była Istebna, a na nocleg został wybrany Hotel Złoty Groń. Zanim jednak o hotelu kilka słów o trasie. Z Krakowa do Istebnej możemy dotrzeć trzema drogami o rożnej charakterystyce. Do Istebnej pojechaliśmy autostradą (płatna 20 PLN), a wróciliśmy – co było rewelacyjnym wyborem – przez Suchą Beskidzką. Podróż przez A4 powinna wg nawigacji zająć 2h i 15 minut, a zajęła ze względu na natężony ruch i remonty prawie 3h. Powrót za to odbył się zgodnie z planem i trwał 2h i 20 minut.
Hotel Złoty Groń umiejscowiony jest na szczycie góry na wysokości 710 m n.p.m. i oferuje 40 pokoi z których roztacza się uroczy widok na okolicę. Nam przypadł pokój (212) z ogromnym łóżkiem, serwisem kawowym, kącikiem telewizyjnym (z dwoma fotelami i ławą) oraz ogromnym tarasem z którego aż nie chciało się schodzić. Już pierwsze godziny naszego pobytu przyniosły ukojenie ciszą i refleksję – najgorszą z możliwych dla właścicieli lokalnych atrakcji: jeżeli masz dość wszechobecnego gwaru, to miejsce sprawdzi się idealnie. Nawet nie będziesz czuł potrzeby ruszania się z hotelu. Wszystko czego możesz zapragnąć do zrelaksowana się znajdziesz na miejscu. Chcesz obcować z naturą? Proszę bardzo, dookoła są same łąki, a w odległości paru kroków do dyspozycji jest wyciąg krzesełkowy. Możesz wybrać się na spacer lub zrobić piknik. Wciągnęła cię książka? Nie ma problemu, możesz w pełni dać się jej pochłonąć na tarasie pokoju lub restauracji, a żadne dźwięki nie będą cię rozpraszały. Mało? Do dyspozycji masz basen, jak również SPA z długa listą zabiegów (również dla mężczyzn).
Hotel Złoty Groń jest bardzo dobrze rozplanowany. Tak dobrze, że prawie nie zauważyliśmy odbywającej się w nim imprezy weselnej. O jakichkolwiek dźwiękach już nie wspominając, było tak samo cicho. Gdyby nie fakt, że para młoda robiła sesję zdjęciową przed hotelem, w ogóle byśmy nie wiedzieli, że odbywał się ślub. W trakcie naszego pobytu hotel obłożony był prawie w 100%. W ogóle było to niezauważalne, tak w samym hotelu, jak i przy śniadaniu czy też obiedzie. Bez problemu można było zająć miejsce w ulubionej strefie (jeżeli już taką sobie upatrzyłeś) i delektować się – tak, to właściwe słowo - zamówioną potrawą. Nie ważne co zamówisz, kubki smakowe będą ci wdzięczne. W naszym przypadku właśnie tak było. I nie ważne czy było to śniadanie, obiad, czy deser.
Po paru dniach pobytu nasuwa się tylko jeden wniosek: jeżeli chcesz oderwać się na chwilę (lub dłużej) od miejskiego zgiełku, w Hotelu Złoty Groń znajdziesz ciszę, spokój i wszelkie atrybuty do „naładowania baterii” i relaksu ocierającego się o błogostan.
Na koniec trochę danych. W Beskidach ceny paliwa są o parę groszy niższe niż w Krakowie W trakcie testu zrobiliśmy 486 kilometrów, a średnie spalanie na drogach lokalnych oscylowało w granicach 7,7 l na 100 km, a na autostradzie i w mieście nie przekroczyło 12,2 l na 100 km uzyskując średnią z całego testu 11,5 l/100 km.
Dziękuję firmie IM Patecki z Krakowa – Autoryzowanemu Dealerowi Kia – za udostępnienie samochodu do testu oraz hotelowi Złoty Groń z Istebnej za umożliwienie wykonania zdjęć.