PiS idzie po kierowców. Zmiana przepisów przed wyborami
Polska ledwie odbiła się od dna pod względem bezpieczeństwa na drogach, a już partia rządząca odwraca się od zmian, które sama wprowadziła. Stawka jest jednak wysoka – zadowolenie milionów ludzi, mających prawa wyborcze. A koszty? Te będą liczone w ofiarach wypadków drogowych.
12.04.2023 | aktual.: 12.04.2023 19:10
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Dobry polityk nie ogranicza się do utrzymywania zastanego obrazu. Ze zdecydowaniem, ale i rozwagą, zmienia rzeczywistość, dążąc do obranego celu. W Ministerstwie Infrastruktury sprawy mają się jednak inaczej. Tu wprowadza się rewolucyjne nowości, których efekty później wykraczają poza nakreślony plan. Ale w resorcie nie ma chętnych, by przyznać się do przeszarżowania. Zamiast tego przed szereg wysuwa się kogoś spoza rządu. Tak było w sprawie punktów karnych. Tryb ich likwidacji ponownie zostanie zmieniony. Jak informuje Patryk Michalski z Wirtualnej Polski, zmiany zostały po cichu wprowadzone do nowelizacji dotykającej problemu przejazdów na aplikację, a posłowie nawet nie byli świadomi, co zostało przyjęte ich głosami.
Zobacz także
Patryk Michalski podaje, że poprawkę w sprawie punktów karnych zgłosił poseł PiS Jerzy Polaczek, były minister transportu. Projekt miał jednak powstać w Kancelarii Prezesa Rady Ministrów. Dlaczego oficjalnie nie ogłoszono zamiaru wprowadzenia zmian? Dlaczego nie zostały one przygotowane i wdrożone przez Ministerstwo Infrastruktury, które we wrześniu 2022 r. zmodyfikowało przepisy o punktach karnych?
Na to pytanie nie ma oczywiście oficjalnej odpowiedzi. Łatwo się jednak domyślić, że w roku wyborczym liczą się głosy, a kierowcy – oprócz praw jazdy – mają w portfelach również dowody osobiste. Jeśli zaczną masowo tracić uprawnienia, mogą dać upust swojemu niezadowoleniu przy urnach. Jeszcze bardziej zaskakujące jest to, że w Ministerstwie Infrastruktury nie znalazł się nikt, kto przyznałby się, że operację chirurgiczną próbowano przeprowadzać za pomocą saperki. Nikt nie powiedział: "Popełniliśmy błąd, przesadziliśmy z surowością użytych instrumentów". Być może zabrakło odwagi do przyznania się do błędu. Możliwe jednak, że zaostrzenie przepisów nie było błędem.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Jak wynika z danych Komisji Europejskiej, w 2022 r. w Polsce w wypadkach drogowych zginęło 51 osób na milion mieszkańców. Zbliżyliśmy się do unijnej średniej wynoszącej 46 osób i wyprzedziliśmy dziewięć państw UE, w tym zamożniejsze kraje jak Belgia (52) czy Włochy (53). Dla przypomnienia – przed pandemią, w 2019 r., w Polsce życie straciło 77 ofiar wypadków na milion mieszkańców, a gorzej niż u nas było tylko w Rumunii (96) i Bułgarii (90).
Takiej zmiany po prostu nie da się postrzegać inaczej niż jako rewolucji, a punkty karne były jej istotną częścią. Owszem, do wyobraźni najłatwiej przemawiają nam wysokości mandatów, które od 1 stycznia 2022 r. potrafią robić wrażenie. Tak naprawdę jednak dopiero wprowadzenie we wrześniu 2022 r. nowego taryfikatora punktów karnych i nowych zasad z nimi związanych przekonało kierowców, że przepisów nie można ignorować. Nawet jeśli ma się tak dużo pieniędzy, że kwota 1500 czy 2000 zł mandatu nie robi szczególnego wrażenia.
Tymczasem partia rządząca zdecydowała się na wprowadzenie tylnymi – i do tego zamaskowanymi – drzwiami złagodzenia przepisów o punktach karnych z myślą o zawodowych kierowcach. No cóż, rzeczywiście przejeżdżają oni więcej kilometrów niż inni kierujący, ale mogą korzystać z pewnego niezawodnego sposobu, by unikać naliczania oczek. Wystarczy jeździć zgodnie z przepisami. Niestety, nie wszyscy za kierownicą zachowują się tak, by bezpieczeństwo na drogach było jak najwyższe. Doskonale wiedzą to władze Austrii czy Szwajcarii, które utrzymują system surowych restrykcji za naruszenia przepisów. Jeśli tam można, to dlaczego u nas jest to niewykonalne?
Obecnie punkty karne kasują się po upływie dwóch lat od opłacenia mandatu nałożonego za popełnione wykroczenie. Nie ma też żadnego sposobu na obniżenie liczby oczek na koncie. Po zmianach – najprawdopodobniej od lata lub wczesnej jesieni – punkty mają znikać rok po opłaceniu mandatu. Dodatkowo, nie częściej niż co sześć miesięcy, ma być możliwość udziału w kursach redukujących liczbę punktów karnych o sześć oczek. W tym trybie będą mogły zostać wymazane punkty nałożone za wykroczenia wraz z mandatami, tylko jeśli mandaty te zostały opłacone.
PiS chce więc zapewnić sobie ściągalność mandatów, ale jednocześnie wraca do kursów redukujących liczbę punktów karnych, jakie do września 2022 r. funkcjonowały od wielu lat. I udowodniły swoją nieskuteczność, bo przez lata byliśmy w ogonie UE pod względem bezpieczeństwa na drogach. Szkoda, bo wcześniej Ministerstwo Infrastruktury informowało o pracach nad "kursem ostatniej szansy", który realizowałoby się dopiero po przekroczeniu maksymalnej liczby oczek. Udział w kilkudniowych zajęciach wymazywałby wszystkie punkty karne, ale byłby też sposobnością do nadrobienia zaległości z przepisów, bo na wielogodzinnych zajęciach można byłoby wyjść poza utarte przez lata ramy prezentacji statystyk wypadków i zdjęć z najbardziej tragicznych zdarzeń.
Kurs w nowej formule mógłby prowadzić do rzeczywistej poprawy umiejętności, zmiany sposobu myślenia kierowców. Jeśli nowe kursy będą takie same jak te dawniejsze, wszystko zostanie po startemu, a para pójdzie w gwizdek. Tyle że kierowcy wciąż będą płacić o wiele wyższe mandaty.
Tomasz Budzik, dziennikarz Autokult.pl