Pierwszy test Hamiltona w Maranello. Zapowiedział zrobienie modelu Ferrari, którego Ferrari zrobić nie chce
Lewis Hamilton to postać kalibru, który wykracza poza Formułę 1. Zdobywca największej liczby zwycięstw w historii królowej motorsportu chce wyznaczać trendy w świecie mody i próbować swoich sił przy projektowaniu aut. Kilka tygodni po debiucie w barwach Ferrari podzielił się już wizją swojego modelu tej marki. I tu zaczynają się schody.
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Pierwszy start Hamiltona w najbardziej utytułowanym zespole w stawce F1 nie zapisał się jako historyczne wydarzenie. Po trudnym weekendzie Brytyjczyk opuszczał Australię z 1 punktem przypisanym do swojego konta za zajęcie dziesiątego miejsca. Uwagę kibiców i mediów udało mu się za to przykuć w inny sposób.
- Jedną z rzeczy, które naprawdę chciałbym zrobić, to zaprojektować Ferrari. Chcę zrobić F44 - ogłosił publicznie w Melbourne Park. I już po chwili przedstawił główne cechy tworzące ten przyszły model. - Profil F40, z prawdziwą ręczną skrzynią biegów. To jest coś, nad czym będę pracował w najbliższych latach - zdecydował.
Swój afekt do produkowanego w latach 1987 - 1992 pierwszego supersamochodu Ferrari zdradził już w końcu na swoim pierwszym oficjalnym zdjęciu u nowego pracodawcy, na którym pozował przed historycznym biurem Enzo Ferrariego na przyfabrycznym torze w Fiorano właśnie z kawałkiem F40 symbolicznie wstawionym w kadr.
Ciągoty do pozostawienia po sobie czegoś w materii samochodów Hamilton wykazywał już dużo wcześniej. W 2013 r. zamówił sobie Pagani Zondę w wyjątkowej, powstałej w jednym egzemplarzu wersji 760 LH - w praktyce była to Zonda 760, specjalnie dla tego wówczas 28-letniego nowego kierowcy Mercedesa wyposażona w skrzynię ręczną oraz szereg agresywniej zaprojektowanych elementów nadwozia.
Sześć lat później oznajmił, że chciałby zrobić Mercedesa-AMG One w wersji LH. - Już rozmawiałem o tym z zespołem i rozważają to. Nie mają powodów, by go NIE zrobić, skoro wygraliśmy tytuł mistrzowski - przekonywał Hamilton w rozmowie z serwisem topgear.com.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Wtedy również nie krył szczegółów, które powinny się znaleźć w wyjątkowym modelu sygnowanym jego nazwiskiem: - Zmieniłbym wydech na głośniejszy, zmotywowałbym też Andy'ego Cowella [ówczesnego szefa silników Mercedes-AMG F1 - przyp. red.] do wyciśnięcia trochę większej mocy z silnika - zasugerował, mimo że zespołowi z Brixworth już udało się wycisnąć 574 KM z pojemności 1,6 l…
Ostatecznie projekt stworzenia bolidu F1 na drogi okazał się zbyt wielkim wyzwaniem nawet dla ośmiokrotnych Mistrzów Świata F1 konstruktorów: projekt One rodził się w wielkich bólach i notował wieloletnie opóźnienia. Dopiero niedawno producent oznajmił dostarczenie wszystkich z 275 zaplanowanych egzemplarzy do właścicieli i zapewne nie chce powracać myślami do tego przedsięwzięcia.
Pomysł stworzenia jeszcze bardziej zaawansowanej pochodnej One'a nie zdążył więc zostać zrealizowany nim jego pomysłodawca przeniósł się do innej marki, w której nie boi się sięgać po swoje marzenia. To jednak rodzi pewne problemy.
Ferrari Hamiltona to samochód, który Włosi już oznajmili, że nie zrobią
Wychodzi na to, że Sir Hamilton chyba niestety nie czyta Autokultu. Wtedy wiedziałby, że w wywiadach ze mną (odpowiedzialni za decyzje) członkowie zarządu Ferrari zdecydowanie, czy nawet z pewną pogardą odrzucali dokładnie takie pomysły, jakie teraz ich nowa gwiazda ma na auto upamiętniające już w nazwie jego numer startowy.
Po pierwsze: jak zapewniał szef designu Flavio Manzoni, Ferrari absolutnie nie zamierza tworzyć nowych wersji swoich historycznych modeli. Oczywiście bardzo dużo czerpie ze swojego bogatego dorobku i w każdej nowości zawiera jakieś motywy znane z przeszłości, ale miesza je w taki sposób, by nie dało się powiedzieć "to jest nowe 250 GTO" albo "to nowe F40".
Nawet w serii modeli Icona, która jest takiej idei najbliżej, Ferrari ostrożnie spienięża swoją legendę. Jeśli odwołuje się do konkretnych wozów z przeszłości, to tych naprawdę mało znanych. I robi to w niedosłowny sposób. Pewnie nawet dziś mało kto wie, że SP1/SP2 Monza jest osadzone na kanwie historii modelu 750 Monza z 1954 r., a SP3 Daytona wspomina model 330 P4, który w 1967 r. zapewnił Ferrari dwa z wszystkich trzech miejsc podium na wyścigu 24h Daytonie.
Po drugie: Ferrari już na dobre skończyło ze skrzyniami ręcznymi. Odniósł się do tego bezpośrednio w wywiadzie dla Autokultu członek zarządu marki ds. sprzedaży Enrico Galliera. Z uśmiechem stwierdził on, że Ferrari jak najbardziej ma modele ze skrzynią ręczną w ofercie - są to klasyczne auta z dawnych lat.
Jego argumentację rozszerzył ówczesny dyrektor techniczny marki Michael Leiters, który oświadczył, że skrzynie ręczne stoją w opozycji do najlepszych osiągów i najnowocześniejszych rozwiązań technicznych - czyli dokładnie tego, czym ma być Ferrari.
Zgadzają się z tym sami klienci marki. W dwóch ostatnich modelach, w których była ona oferowana jako bezpłatna opcja - California i 599 GTB Fiorano - zdecydowało się na nią zaledwie odpowiednio dwóch i trzydziestu klientów. Manual odszedł z Maranello śmiercią naturalną.
Z tych względów ostatnia wypowiedź Hamiltona raczej nie była konsultowana z drogowym działem marki i spodziewam się, że wkraczający dopiero w świat Ferrari Brytyjczyk zostanie teraz w niego jeszcze staranniej wprowadzony.
Z naszej perspektywy ciekawie będzie jednak obserwować, w którym kierunku rozwinie się ta sytuacja. Niezależnie od jej ostatecznego rozwiązania, gdy jesteśmy bogatsi o tę wiedzę przekonamy się, jaki panuje rozkład sił w Maranello. Czy włoska legenda pozostanie niewzruszona, czy może jednak ugnie się pod charyzmą Hamiltona?