Budzik: Quadem i motocyklem po pieszym szlaku? U nas to norma (opinia)
Beskid Sądecki to jedno z tych pasm górskich, w których przy sprzyjających okolicznościach można liczyć na spokój. Przynajmniej dopóki na szlaki nie wjadą quady i motocykle. Dlaczego ich użytkownicy to robią? Odpowiedź, której udzielił mi jeden z nich, to kwintesencja nonsensu co roku zabijającego setki osób.
11.05.2020 | aktual.: 22.03.2023 11:37
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Obidza to imponująco ulokowana mała miejscowość, znajdująca się na południowy zachód od Piwnicznej, która może być świetną bazą dla tych, którzy chcą przemierzać południową część Beskidu Sądeckiego. Dociera tu znacznie mniej turystów niż w Tatry, choć w niedzielę 10 maja jak na dłoni widać było wejście w życie kolejnego etapu odmrażania gospodarki. Na szlaku w kierunku Przehyby pojawiło się nie tylko więcej turystów, ale też... zmotoryzowanych.
Tak, nie jest to pomyłka, kierujący quadami i motocykliści bez żenady wjeżdżali na szlak przeznaczony dla pieszych i narciarzy biegowych (których obecnie oczywiście nie ma), za nic mając umiejscowione przy parkingach zakazy wjazdu. W ciągu dwóch godzin minęło mnie więcej niż 20 takich pojazdów. Były wśród nich spore czterokołowce i takie, które przywodziły na myśl ciągniki do koszenia trawników, tyle że na sterydach. Poważne motocykle crossowe i jednoślady przypominające motorynki z terenowymi oponami.
Wszystkie miały jednak wspólną cechę – bardzo słabe ramki do montażu tablic rejestracyjnych. Najwyraźniej podczas przeprawy w terenie z takich maszyn nagminnie odpadają "blachy", bo żaden ze "zmotoryzowanych turystów" nie miał ich ani z przodu, ani z tyłu.
Motocykle i quady słychać już z kilku kilometrów. Dzięki temu piesi turyści na szlaku mogli z wyprzedzeniem zejść z drogi lub na wąskim odcinku schować się między drzewa. Wiosną zapach spalin w górach jest właśnie tym, co wszyscy najmocniej kochamy o poranku. Jednego z tych wolnych jeźdźców udało mi się zatrzymać. Zapytałem go, dlaczego porusza się quadem po szlaku przeznaczonym dla turystów pieszych. "A gdzie mamy jeździć?" - odpowiedział i odjechał.
W myśl tej zasady kierowcy, którzy jadą SUV-ami, po natknięciu się na korek powinni kontynuować jazdę chodnikami – przecież mogą, bo pozwala na to wyższe zawieszenie wozu. Powinniśmy zrozumieć właściciela sportowego samochodu, który z autostradową prędkością sunie obok szkoły czy szpitala w centrum miasta. Przecież jego bryka potrafi się rozpędzić do 140 czy 150 km/h na niezbyt długim odcinku od ostatnich świateł. Właściciele samochodów powinni wybaczyć pogniecione dachy i maski adeptom parkouru, jeśli ci nie mają w pobliżu do dyspozycji najeżonej przeszkodami przestrzeni do ćwiczeń. Wreszcie miłośnik broni palnej, który akurat nie mieszka w pobliżu strzelnicy, powinien bez skrępowania strzelać do znaków drogowych czy miejskich latarni.
Zdejmowanie tablic rejestracyjnych przed wyjechaniem na szlak jasno świadczy o tym, że użytkownicy quadów i motocykli, których spotkałem już wcześniej zaplanowali łamanie przepisów. Rzeczywiście, miłośnicy takich pojazdów w Popradzkim Parku Krajobrazowym nie mają czego szukać. Każda droga, którą można się tam dostać, w pewnym momencie opatrzona jest zakazem wjazdu. Należy zadać sobie pytanie: co stałoby się, gdyby kierujący taką maszyną doprowadził do wypadku. Zatrzymałby się i udzielił pomocy potrąconej osobie czy uciekł? Brak "blachy" i kask na głowie każą domyślać się tego drugiego. Nic więc dziwnego, że piesi wolą zejść im z drogi.
"Wolność człowieka kończy się tam, gdzie zaczyna się wolność drugiego człowieka" - twierdził Alexis de Tocqueville. Jak widać, część tak zwanych zmotoryzowanych miłośników przyrody albo nie zna tej maksymy, albo odmawia człowieczeństwa wszystkim, którzy nie znajdują się aktualnie na quadzie lub motocyklu.