Oferowali darmowe przejazdy transportem publicznym. Był jednak pewien haczyk
Kampania promocyjna dotycząca przejazdów transportem publicznym, która towarzyszyła letnim imprezom w Austrii, spotkała się ze sporą krytyką. Żeby jeździć za darmo trzeba było podjąć bardzo ważną decyzję.
04.09.2023 17:17
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
W ramach swoich ambicji ekologicznych Austria stara się ograniczyć korzystanie z samochodów prywatnych o 16 proc. do 2024 r. Żeby to osiągnąć, kraj zdecydował się wprowadzić tzw. KlimaTicket, czyli ujednolicony bilet transportowy ważny przez jeden rok. Cena "biletu klimatycznego" została ustalona na 1095 euro, co daje około 3 euro dziennie. Obecnie z korzysta z niego 245 tys. osób.
Próbując zwrócić uwagę młodych ludzi na korzyść dla środowiska, jaka wynika z używania z transportu publicznego, rozpoczęto dość nietuzinkową kampanię. Na różnego rodzaju festiwalach muzycznych i innych imprezach, które miały miejsce tego lata w Austrii, pojawiały się salony tatuażu oferujące KlimaTicket każdemu, kto zrobi sobie tatuaż z nazwą marki.
Ciężko jest mówić o dużym zainteresowaniu promocją, bowiem na tatuaż zdecydowało się jedynie sześć osób. Cała kampania została skrytykowana w mediach społecznościowych. Internauci pytali, czy zachęcanie młodych osób do zrobienia sobie tatuażu w zamian za bilet jest właściwym ruchem. Skargi napływały także z wnętrza rządu. Henrike Brandsötter, posłanka do parlamentu austriackiej liberalnej partii NEOS, napisała na X (Twitterze), że zachęcanie ludzi do umieszczania reklam na skórze "ukazuje niedopuszczalny pogląd ministra na człowieczeństwo".
Przedstawiciele KlimaTicket odpowiedzieli, że kampania została "przeprowadzona z wielką starannością". Dodali, że większość osób, które zrobiły sobie tatuaż, miała już inne, a reakcje bywalców imprez były "niezwykle pozytywne". Nie ma jednak pewności, czy promocja zostanie powtórzona w przyszłym roku.