Drogie samochody? To dopiero początek. Lepiej kupić teraz, niż czekać
Bez 50 tys. zł przeciętny Kowalski nie ma czego szukać w salonie. Auta stojące na placach schodzą na pniu. — Kupcie teraz, bo będzie tylko drożej i to długo — mówi anonimowo prezes jednej z czołowych marek w Polsce.
13.04.2022 | aktual.: 14.03.2023 12:32
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Mając 40 tys. zł, w 2016 roku można było pokusić się o wyjechanie z salonu nowym, choć ubogim, citroënem C3. Mniej więcej w tym samym czasie z budżetem sięgającym 100 tys. zł kupno dobrze wyposażonej škody superb nie stanowiło problemu. Teraz takie auto "startuje" z poziomu 127 tys. zł w najuboższej wersji wyposażenia.
- Myślicie, że samochody są drogie? – reaguje prezes jednego z najważniejszych importerów samochodów w Polsce. - Kupujcie, póki są tanie, bo drogo to dopiero będzie – stwierdza.
Na taką sytuację złożyło się wiele czynników, zarówno krajowych, jak i światowych. Od początku pandemii przemysł boryka się z brakiem półprzewodników, a prognozy nie są optymistyczne. Szef działu finansów Volkswagena, Arno Antlizt, zauważył, że nie wrócimy do normalności przed 2024 rokiem. Dyrektor generalny BMW, Oliver Zipse, mówi o "fundamentalnych brakach" w 2023 roku.
Jakby tego było mało, wojna w Ukrainie sprawiła, że poddostawcy np. wiązek kabli musieli przerwać produkcję.
Prezes chcący zachować anonimowość zauważa, że rynek znajduje się na równi pochyłej.
- Teraz ktoś kupuje samochód za X zł i czeka w kolejce np. 10 miesięcy, to za te 10 miesięcy ten samochód będzie wyprodukowany już znacznie drożej, więc producent sprzeda go ze znacznie niższą marżą – wyjaśnia.
- Chociaż sytuacja dotycząca produkcji komponentów nieco się poprawiła, gdyż ukraińscy dostawcy wznowili produkcję, to jednak jej aktualna wielkość nie pozwoliła na skompensowanie strat zanotowanych po inwazji – informuje Wojciech Drzewiecki, prezes Instytutu Badań Rynku Motoryzacyjnego SAMAR.
- Dodatkowo zdarzenie to wpłynęło na ceny surowców, w tym niklu wykorzystywanego do produkcji baterii. O ile na początku roku cena tony niklu oscylowała pomiędzy 20 a 30 tys. dolarów, to po agresji rosyjskiej przekroczyła poziom 100 tys. dolarów – wyjaśnia Drzewiecki
- W przypadku rynku polskiego dodatkowym czynnikiem jest inflacja oraz słaby złoty, co również przyczynia się do wzrostu cen. Wzrosty obserwujemy nie tylko na rynku samochodów nowych, ale także używanych – zauważa ekspert. To oznacza, że jeśli tylko coś "porusza się o własnych siłach”, zdobywa na wartości.