Dlatego tankuję na prywatnych stacjach. Cena paliwa 5,95 zł za litr i nie tylko
Często nieuniknione jest tankowanie na stacjach dużych znanych sieci, ale nierzadko wystarczy odjechać kawałek w bok z trasy, by zaoszczędzić naprawdę sporo. Od kilku miesięcy tankuję na prywatnych stacjach, kiedy tylko mam taką możliwość. Doceniam nie tylko tańsze paliwo.
09.05.2023 | aktual.: 09.05.2023 10:26
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Wczoraj byłem na mojej ulubionej stacji paliw, by zatankować. Ceny zawsze są tam sporo niższe niż na dużych sieciówkach, ale tym razem 5,95 zł/l wydało mi się błędem. Włożyłem pistolet do wlewu i poszedłem zapytać, czy naprawdę jest to cena, czy to jakaś usterka dystrybutora. Okazało się, że jest prawdziwa. Gdybym zatankował "po drodze", zapłaciłbym 6,24 zł/l. Czy jednak oszczędność rzędu 29 gr/l mi się opłacała, kiedy musiałem przejechać 20 km więcej?
Zatankowałem łącznie 80 l oleju napędowego, za co zapłaciłem 476 zł. Gdybym zatankował po drodze, zapłaciłbym 499 zł. Zaoszczędziłem 23 zł. Przejechałem ok. 20 km więcej, co kosztowało mnie ok. 12 zł na paliwie plus ok. 25 minut straty czasu. Wątpliwa to oszczędność, nawet przy tak dużej różnicy w cenie. W tym przypadku raczej się nie opłacało, bo specjalnie zjechałem z głównej drogi, by pojechać tam zatankować. Ale to niejedyny powód, dla którego tankuję tam, kiedy tylko mogę. Nawet jeśli mam specjalnie jechać.
Bez głupich pytań i pokus
Zawsze, kiedy podchodzę zapłacić za paliwo przy kasie na stacji w dużej sieci i kupuję tylko paliwo, to i tak sprzedawca pyta mnie, czy tylko paliwo. Kiedy odpowiadam, że tak, tylko paliwo, to i tak proponuje w promocyjnej cenie płyn do spryskiwaczy lub kawę, czy coś innego. Potem jest pytanie o kartę na punkty lub aplikację, a jeśli jej nie mam, to pada informacja o tym, że można sobie założyć.
Podobnie jest w innych sytuacjach, np. przy wystawianiu faktur, które sprawiają, że można odnieść wrażenie, że sprzedawca nie słucha lub nie słyszy. Prawda jest taka, że sprzedawca dużej sieciówki musi powiedzieć to, co ma powiedzieć, bez względu na to, co powie klient. Trudno ich za to winić, skoro za zaniechanie mogą stracić pracę (lub pracę straci kierownik). Z drugiej jednak strony, nie są to z reguły osoby, które byłyby chętne do porozmawiania o czymkolwiek innym. Nie twierdzę, że zawsze są niemiłe, ale z reguły zachowują ogromny dystans do klienta.
Dla odmiany, na prawie każdej małej prywatnej stacji, na której tankuję regularnie, już nawet nie mówię "dzień dobry", tylko "cześć", a z właścicielem lub pracownikiem jesteśmy na "ty". Niczego mi nie wciska, nie pyta o kartę na punkty i słyszy oraz rozumie, co do niego mówię. Zazwyczaj chwilkę porozmawiamy, czasami zapytam, czy paliwo w najbliższym czasie podrożeje czy stanieje i od lutego zawsze odpowiedź się potwierdza.
Zauważyłem też, że małe stacje mają inaczej ustawioną przestrzeń w budynku, w którym dokonuje się płatności. Tu priorytetem jest kasa, a sklep, jeśli w ogóle jest, znajduje się z boku lub za plecami klienta. W przypadku znanych sieciówek, od wejścia mamy sklep i przechodzimy między półkami do kasy. Co sprawia, że czasami skusimy się na napój, słodycz, czasopismo czy inny towar, po który nie przyjechaliśmy.
Ostatnio doszedłem do wniosku, że niemal przy każdym tankowaniu na dużej sieciówce wydaję minimum kilkanaście złotych na inne rzeczy niż paliwo i wcale nie dlatego, że chcę się napić kawy czy zjeść hot doga, lecz dlatego, że są. Uświadomiłem sobie to na jednej prywatnej stacji, gdzie zapytałem, czy jest tu coś do picia, a właściciel odpowiedział, że sprzedaje tylko produkty motoryzacyjne. Natomiast sklep spożywczy był kilkadziesiąt metrów od stacji, a ceny produktów są tam o wiele niższe niż na typowych stacjach paliw dużych sieci.
Więc w praktyce każde tankowanie kosztuje mnie nie tylko około 20 zł mniej, czyli ok. 30 groszy na litrze, lecz o dodatkowe kilkanaście-kilkadziesiąt złotych, które na sieciówkach wydaję na inne produkty, których nie potrzebuję. Cenię sobie też to, że płacę za paliwo w miłej, koleżeńskiej atmosferze, a najbardziej, że nikt mi niczego nie wciska i nie zadaje niepotrzebnych pytań.