Po kolizji wezwała policję. Funkcjonariusz: "Biorę 1000 zł i słucham"
Pewnego dnia zadzwonił znajomy, który zapytał mnie, czy pamiętam popularny teleturniej "Awantura o kasę". Zaintrygowany zapytałem go, co ma na myśli. Na co on opowiedział mi, co niedawno przydarzyło się mu na drodze. Otóż policjant wysiadł z radiowozu, przedstawił się i powiedział: "Biorę 1000 zł i słucham państwa".
26.10.2023 | aktual.: 26.10.2023 21:11
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Cała sytuacja rozegrała się na rondzie, na które mój znajomy wjechał, mając zamiar jechać prosto. Niespodziewanie, z prawej strony wjechała kobieta, która wydawała się nie zauważać jego samochodu. Mój znajomy nie zdążył zareagować na czas i uderzył lekko w lewy bok jej auta, ocierając przednie i tylne drzwi.
Na szczęście, w samochodzie mojego znajomego nie doszło do żadnych poważnych uszkodzeń. Jedyną szkodą było otarcie zderzaka, które na dodatek nie spowodowało jego pęknięcia.
Znajomy próbował dojść do porozumienia z kobietą. Zaproponował jej, że jeśli zapłaci mu 500 zł, to nie będą musieli wypełniać oświadczenia i po prostu się pożegnają, a on sam zajmie się naprawą zderzaka. Jednak kobieta była innego zdania, twierdząc, że to on jest winny, ponieważ jechał za szybko. Ten próbował jej wytłumaczyć, że to ona wymusiła pierwszeństwo, nie powinna wjeżdżać na rondo, ale kobieta nie była w stanie tego zaakceptować. W rezultacie wezwała policję.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Po około 20 minutach na miejsce przyjechał radiowóz. Jak opowiedział znajomy, policjant wysiadł z auta, przedstawił się i z uśmiechem na twarzy powiedział: "Biorę 1000 zł i słucham państwa".
Mój znajomy przyznał, że zarówno on, jak i kobieta byli zaskoczeni. Na początku nawet pomyślał, że policjant chce łapówki. Jednak szybko okazało się, że chodziło o mandat za niezachowanie ostrożności na drodze i spowodowanie zagrożenia. Łącznie kobieta otrzymała mandat w wysokości 1300 zł.
Kwota mandatu wynikała z dwóch elementów. Podstawą był zapis z taryfikatora mandatów mówiący o "niezachowaniu należytej ostrożności na drodze publicznej, w strefie zamieszkania lub strefie ruchu i spowodowanie zagrożenia bezpieczeństwa w ruchu drogowym przez kierującego pojazdem mechanicznym". Za takie wykroczenie przewidziano mandat karny powiększony o 1000 zł.
Każda kolizja lub wypadek drogowy, nawet bez udziału innego uczestnika ruchu, może skutkować nałożeniem mandatu. Wysokość mandatu zależy od wykroczenia, jakie popełnia kierowca powodujący zagrożenie. W tym przypadku kierująca prawdopodobnie została ukarana mandatem w wysokości 300 zł za nieustąpienie pierwszeństwa przejazdu, a kwota ta została zgodnie z przepisem powiększona o 1000 zł.
Dlatego też policjant żartobliwie powiedział, że "bierze 1000 zł" i słucha wyjaśnień uczestników zdarzenia. Było jasne, że doszło do niezachowania ostrożności i spowodowania zagrożenia, więc policjant wiedział, że jeden z kierowców otrzyma mandat o jeszcze nieznanej mu wysokości, ale na pewno powiększony o 1000 zł.
Moim zdaniem, policjant, obserwując tę drobną kolizję, za pomocą dobrze dobranego żartu, dał do zrozumienia obu kierowcom, że nie było sensu wzywać patrolu. Gdyby doszli do porozumienia na miejscu, nikt nie musiałby płacić 1000 zł mandatu.
Zobacz także