Bezczelny sposób na OC nie działa. Kupują polisę po spowodowaniu kolizji
W czasach drożyzny każda oszczędność jest na miarę złota. Przynajmniej ta sensowna. Nie da się tego jednak powiedzieć o nowym "patencie" zmotoryzowanych. Czy można jeździć bez OC, a polisę wykupić szybko przez telefon już po ewentualnym spowodowaniu szkody? Można. Ale nic to nie da.
20.09.2022 | aktual.: 13.03.2023 15:39
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Przypadek kombajnisty
Nowoczesne technologie dają nam możliwości, o jakich jeszcze dziesięć czy dwadzieścia lat temu mogliśmy jedynie marzyć. Tak jest też z ubezpieczeniem OC. Brak polisy dla pojazdu, którym spowodujemy szkodę oznacza, że z własnej kieszeni będziemy musieli zapłacić za jej likwidację. Dziś niektórzy próbują jednak "zaoszczędzić" na OC, a następnie szybko kupić ją na miejscu spowodowanego przez siebie zdarzenia, licząc na to, że ubezpieczyciel przejmie na siebie cały ciężar wydatków. Bezczelne, ale czy skuteczne?
Tak właśnie postąpił kierowca kombajnu, który przed dwoma laty uderzył w jadący drogą z naprzeciwka samochód osobowy. Gdy na miejsce przybyła policja, kierowca sprzętu rolniczego mógł już pokazać polisę. Sprawą zajmował się Polsat, którego dziennikarze alarmowali, że poszkodowany przez kilkanaście miesięcy nie otrzymał odszkodowania.
Jak poinformowano, miało tak być z tego powodu, że firma, w której "awaryjnie" wykupiono polisę, wyparła się odpowiedzialności za szkodę, która zaszła przed jej zawarciem. Jak informował Polsat, Ubezpieczeniowy Fundusz Gwarancyjny, którego zadaniem jest wypłacanie odszkodowania osobom poszkodowanym w zdarzeniach drogowych z nieubezpieczonymi sprawcami, wziął pod uwagę jedynie dzień zawarcia polisy, a nie godzinę, i uchylił się od odpowiedzialności. Jak tłumaczy Autokult.pl rzecznik prasowy UFG, przedłużające się rozstrzygnięcie co do finansowej odpowiedzialności za zdarzenie miało inne podłoże.
– Należało ustalić, kto w tym konkretnym przypadku ponosił odpowiedzialność: ubezpieczyciel czy UFG. A przy okazji sprawdzić dodatkową kwestię. Chodzi o posiadanie OC rolnika, bo takie ubezpieczenie obejmuje również szkody wyrządzone przez ruch pojazdów wolnobieżnych będących w jego posiadaniu – powiedział w rozmowie z Autokult.pl Damian Ziąber, rzecznik prasowy UFG.
Tego typu ubezpieczenie dotyczy zdarzeń w gospodarstwie, ale też tych, które wiążą się z użyciem sprzętu rolniczego, w tym kombajnu, w związku z prowadzeniem gospodarstwa rolnego. Polisa obowiązuje więc na drodze publicznej, ale tylko wtedy, gdy pojazd jest wykorzystywany na polu ubezpieczonego. Jeżeli maszyna byłaby używana zarobkowo na cudzych uprawach, rolnicze OC jest niewystarczające.
Wróćmy jednak do kupowania przez sprawcę kolizji OC już po spowodowaniu zdarzenia. Czy to działa?
Moment, nie dzień
Odpowiedź na tak postawione pytanie brzmi po prostu "nie".
– Przepisy mówią, że ochrona ubezpieczeniowa obowiązuje od momentu zakupu polisy. Nie można więc spodziewać się, że zakład ubezpieczeniowy odpowie finansowo za szkodę, która została wyrządzona przed zawarciem polisy. W takiej sytuacji sprawa zostanie potraktowana jako zdarzenie spowodowane przez nieubezpieczonego sprawcę. W efekcie taka osoba będzie musiała zapłacić za wszystkie skutki kolizji, do której doprowadziła – stwierdza Damian Ziąber.
Jak wygląda to w praktyce? Nawet jeśli sprawca kolizji natychmiast wykupi ubezpieczenie, sytuację należy traktować jako zdarzenie z nieubezpieczonym pojazdem. Najlepiej wezwać na miejsce policję, a w swoim zakresie wykonać dokumentację zdjęciową. Gdy na miejscu pojawią się mundurowi, należy dokładnie podać godzinę kolizji i przekazać policji informację o zakupie polisy przez sprawcę już po zdarzeniu. Potem wraz z całą dokumentacją należy zgłosić się do dowolnego towarzystwa ubezpieczeniowego, które na terenie Polski oferuje komunikacyjne polisy OC.
Wybrane przez poszkodowanego towarzystwo ma obowiązek zająć się sprawą. W efekcie doprowadzi do likwidacji szkody, co oznacza pieniądze dla poszkodowanego. Co dzieje się dalej? Dla sprawcy nic wesołego. Ubezpieczyciel, który likwidował szkodę, przekazuje sprawę do UFG, a fundusz zwraca się do sprawcy z żądaniem regresu. Oznacza to, że kierowca nieubezpieczonego pojazdu musi pokryć sumę odszkodowań z własnej kieszeni. W najbardziej drastycznych zdarzeniach może to oznaczać konieczność zwrócenia nawet setek tysięcy złotych.
Nierozsądne jest również stosowanie taktyki "a może się uda", jako sposobu na oszczędzanie na OC. W przypadku kombajnu OC nie jest obowiązkowe, a dobrowolnie może być wykupywane na krótki czas. Inaczej jest z samochodami czy jednośladami. One – o ile są zarejestrowane – muszą posiadać OC, a Ubezpieczeniowy Fundusz Gwarancyjny posiada całkiem skuteczne narzędzie do wykrywania przerw w obowiązkowej ochronie. To system informatyczny, który porównuje informacje o zawieranych polisach OC z bazą danych o zarejestrowanych pojazdach. Nawet jeśli pojazd nie wyjeżdża na drogi, UFG może wyłapać brak OC. Kary są potężne i w 2023 r będą sięgać 7200 zł dla aut osobowych.
W 2021 r. w ramach odszkodowania dla ofiar zdarzeń drogowych spowodowanych przez nieubezpieczonych i nieznanych sprawców UFG wypłaciło ponad 100 mln zł. Nieubezpieczeni musieli zwrócić całą tę należność. Nie warto, więc szukać "sprytnych" sposobów na oszczędzanie, bo OC zawarte po zdarzeniu to brak OC.