Używane auta poflotowe. Zakup to loteria jak nigdy dotąd
Używanych samochodów po firmach przybywa i będzie ich jeszcze więcej, ponieważ tak wygląda struktura rynku. Aby jednak — kupując takie auto — nie trafić na minę, warto się najpierw nieco doszkolić. I to jeszcze przed przystąpieniem do oglądania konkretnego egzemplarza.
09.08.2021 | aktual.: 14.03.2023 15:36
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Kupić auto poflotowe czy auto od firmy nie jest łatwo. A to z kilku powodów. W ostatnich latach bardzo modne i dostępne dla wszystkich stały się takie produkty finansowe jak leasing i wynajem. Różnice są zasadnicze i ostatecznie mają też wpływ na użytkowanie samochodu. Co więcej, warto też wiedzieć, że firma firmie nierówna.
Flota a firma
Często zamiennie stosowane określenia skrajnie się od siebie różnią. Samochód flotowy to typowe narzędzie pracy. Co prawda często jest on przypisany do jednej osoby, ale nie jest ona ani jego właścicielem, ani też — z dużym prawdopodobieństwem — nie jest z nim związana emocjonalnie. To niezwykle istotne.
Użytkownik, który jeździ swoim własnym autem, zwykle o nie dba. Przykładowo zimą z rana, zaraz po uruchomieniu, przypilnuje właściwej temperatury silnika, nim wciśnie gaz w podłogę. Tymczasem pracownik, który dostał samochód jako narzędzie pracy, raczej nie będzie tego robił. Nie musi też omijać dziur na drodze — przecież nie z własnej kieszeni będzie remontował później zawieszenie.
Z kolei z samochodami firmowymi, czyli niepochodzącymi z dużej floty, bywa różnie. Nadal można tam trafić na egzemplarz wykorzystywany wyłącznie jako typowe narzędzie pracy, szczególnie gdy mowa o firmie, w której są zatrudnieni kierowcy. O zadbany wóz łatwiej będzie natomiast w małych przedsiębiorstwach, gdzie z uwagi na koszty samochody zmienia się rzadziej.
W przypadku jednoosobowej działalności gospodarczej (JDG) bardzo często samochód jest traktowany jako prywatne auto, co oznacza, że prawdopodobnie użytkownik jeździł nim jak swoim. Ale jest też haczyk — sporo zależy od finansowania, o czym za chwilę.
Kierowca a właściciel
W firmach kierowcy często nie są właścicielami aut — to nie oni za nie płacą. Istnieje więc spore prawdopodobieństwo, że o samochód najzwyczajniej nie dbają. Używają go bardzo intensywnie i bez zważania na to, co z nim się stanie za jakiś czas.
Z kolei właściciele (w tym zarządcy flot) dbają o to, by auto było sprawne, ale też niedrogie w utrzymaniu. Ma to swoje zalety i wady — wszystko zależy od polityki firmy. Jedne szukają oszczędności na paliwie (np. bonusy za ekonomiczną jazdę), inne na serwisie (np. obsługa auta poza ASO lub brak takiej obsługi).
Leasing a wynajem
Na to, jaka będzie kondycja samochodu, ma też wpływ forma finansowania. Wynika to ze specyfiki dostępnych narzędzi.
Z punktu widzenia eksploatacji leasing to — w dużym uproszczeniu — kredyt na auto. Jednym z warunków jest konieczność serwisowania wozu zgodnie z zaleceniem producenta. Faktycznym właścicielem nie jest ani kierowca, ani płacąca firma, lecz leasingodawca, czyli bank. To jednak użytkownik ponosi wszelkie koszty związane z eksploatacją pojazdu, więc jest właścicielem praktycznym. I to od niego bank oczekuje, by auto było w jak najlepszym stanie.
W przypadku wynajmu jest zupełnie inaczej. Tu również właścicielem pojazdu jest bank, ale zazwyczaj to on ponosi niemal wszystkie koszty. Użytkownik kupuje tylko paliwo lub ładuje baterię, płaci za podstawowe materiały eksploatacyjne (płyny, czasami opony) i jeździ. Zatem — w przeciwieństwie do leasingu — serwis samochodu stoi po stronie banku. I tu jest pies pogrzebany.
Wynajem kończy się zazwyczaj zwrotem auta, więc istotna jest głównie kondycja wizualna. Bank jednak chce możliwie dużo na wynajmie zarobić, a jedyne, na co realnie ma wpływ, to koszty, jakie ponosi — w tym koszty serwisu. Chce więc płacić za niego możliwie najmniej, dlatego samochody po wynajmie mogą być serwisowane skrajnie tanio (niewłaściwy olej, brak niektórych czynności serwisowych podczas przeglądów, itp.).
Najtaniej może być w dużych flotach, gdzie wynajmowane pojazdy to nie tylko narzędzia, ale też koszty. A te mają być możliwie niskie, więc najczęściej oszczędza się na wszystkim. Jak nieoficjalnie udało mi się dowiedzieć, w skrajnych przypadkach auta trafiają do serwisu tylko wtedy, kiedy nastąpi awaria. A tam są naprawiane po najniższych kosztach.
Nie ma tu żadnej reguły
Samochody poflotowe i pofirmowe de facto niewiele różnią się od aut prywatnych. Wszystko zależy od sposobu użytkowania, serwisowania, ale przede wszystkim od prawdziwej historii auta, której z reguły kupujący w pełni nie pozna. Jeśli jednak się to uda, wtedy samochód po firmie może być lepszym wyborem niż taki od "Kowalskiego".
Użytkownik korzystający z leasingu czy wynajmu jest najlepszym źródłem informacji o aucie. Nie był on faktycznym właścicielem, więc nie ma czego ukrywać przed kupującym. Jemu już nie zależy na sprzedaży, bo oddaje auto — zgodnie z umową. Dobrze natomiast zna jego historię (choć niekoniecznie dokładnie serwisową) oraz sposób, w jaki samochód był użytkowany.
W niezłej sytuacji są osoby, które kupują auta po małych firmach, ale bezpośrednio od nich, a nie w komisie. Jest bowiem możliwość porozmawiania z użytkownikiem czy kierowcą pojazdu. I w rzeczywistości wygląda to tak, jakby się kupowało auto prywatne, choć i tu istnieje duże ryzyko, że sprzedający będzie ukrywał pewne fakty.
Z kolei zakup samochodu od osoby prowadzącej jednoosobową działalność, która nie zatrudnia pracowników, niczym nie różni się od zakupu od osoby prywatnej.
Najtrudniej jest kupić samochód po dużej flocie, gdy wszystkie auta trafiają do komisu czy salonu sprzedaży. Nie ma kontaktu z użytkownikiem i kierowcami, więc sprzedający tak naprawdę nie znają historii poszczególnych egzemplarzy. Dysponują jednak dokumentacją i protokołami odbioru, nierzadko z wymienionymi naprawami i wadami pojazdów, co można uznać za pewną zaletę, o ile nie zostały one sfałszowane.
Nawet jeśli na placu stoi 10 takich samych samochodów poflotowych, każdy z nich może być w innym stanie. Choć kolor, marka, model i rocznik się zgadzają, to w praktyce każdy może być w zupełnie innej kondycji technicznej. To kupowanie w ciemno, a wybór jest jak gra na loterii.
Samochód poflotowy – czego się spodziewać?
Przyjmuje się, że auta poflotowe, używane dość krótko, są w najgorszej kondycji, choć nie jest to oczywiście regułą.
Jeśli traficie na auto, z którego korzystał menedżer czy prezes, to potencjalnie jest w lepszej kondycji niż auto użytkowane przez handlowca, serwisanta czy dostawcę. Samochody robocze często nie mają taryfy ulgowej. Jeździ się nimi z gazem w podłodze i bez patrzenia na dziury. Wyjątkiem mogą być pojazdy, które były wyposażone w dodatkowe moduły GPS, monitorujące zwłaszcza zużycie paliwa.
Po samochodach poflotowych można spodziewać się złej kondycji silnika i skrzyni biegów. W najgorszym stanie jest z reguły układ napędowy (w tym koło dwumasowe), turbosprężarka oraz zawieszenie. Może się okazać, że w młodym aucie do wymiany są części, które w prywatnych samochodach wytrzymują lata.
Zakup auta po firmie jest zatem trudniejszy, niż mogłoby się w pierwszej chwili wydawać.