To była kwestia czasu. Tuner zdejmuje limiter prędkości z nowych volvo
Pytanie brzmiało nie czy, ale kiedy tunerzy zajmujący się nowymi volvo zdejmą elektroniczny kaganiec. Fabryczny limit prędkości maksymalnej to w tych samochodach 180 km/h. Pojawiły się pierwsze oferty, ale operacja nie jest tania.
16.10.2020 | aktual.: 16.03.2023 16:02
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Volvo chce promować się jako producent samochodów na wskroś bezpiecznych, a jednym z elementów tego planu jest wprowadzenie limitera prędkości ustawionego na 180 km/h. Takie wyposażenie pojawiło się we wszystkich modelach z rocznika modelowego 2021. Można się zastanawiać, czy 180 km/h to nadal nie za dużo. Złośliwi twierdzą, że chodzi o ochronę elementów mechanicznych, które "wymiękają" przy utrzymaniu wyższych prędkości przez dłuższy czas.
Niezależnie od powodów, nie każdy klient jest gotowy na takie ograniczenie. Niemiecka (jakżeby inaczej!) firma Heico Sportiv pod koniec listopada będzie w stanie zaoferować zdjęcie elektronicznego kagańca. Dzięki temu prędkość maksymalna auta wzrośnie od 30 do 70 km/h.
Nie jest to jednak tani zabieg. Operacja na modelu z serii 40 – czyli na razie najmniejszym szwedzkim SUV-ie – kosztuje od 1112 do 1198 euro. Większa seria 60 – zarówno sedany, kombi jak i SUV-y – to już nawet 1370 euro. Topowa seria 90 zamyka się kwotą 1543 euro.
Nie jest to operacja tania, ale nie dziwi fakt, że do takiego rozwiązania doszli Niemcy. To jedyny kraj który ma odcinki autostrad bez ograniczeń prędkości, a kierowcy nierzadko przekraczają prędkość 180 km/h. Wbrew pozorom w tym kraju o wiele większy nacisk kładzie się nie na limity prędkości na autostradzie, a na zachowanie odpowiedniej odległości. Na niemieckich autostradach można spotkać fotoradary, których zadaniem jest badanie tylko tego parametru.
Ominięcie systemu bezpieczeństwa… daje nadzieje kierowcom. Od 2022 roku samochody sprzedawane w Unii Europejskiej będą wyposażone w układ ISA. To – przynajmniej we wstępnych założeniach – układ odczytujący znaki drogowe i ograniczający moc w taki sposób, by pojazd zwolnił do obowiązującej prędkości na danym terenie. Oczywiście, kierowca będzie mógł system "ominąć", ale samo pojawienie się takiej elektroniki budzi olbrzymie emocje.
Badania z Wielkiej Brytanii wskazują, że 54 proc. kierowców będzie chciało kupić samochód bez układu ISA, a 68 proc. badanych zadeklarowało, że będzie wyłączać system przy każdej podróży, tak jak ma to miejsce np. z modułem start/stop. Ten ostatni można deaktywować przy pomocy elektroniki. Nie będzie więc dziwne, gdy i ISA zostanie wyłączona przez jakiegoś tunera.