Producenci będą mieć problem ze spełnieniem nowych norm emisji CO2. Koronawirus nie pomoże

W 2021 r. w życie wchodzą nowe europejskie regulacje dotyczące emisji dwutlenku węgla. Epidemia koronawirusa może dodatkowo utrudnić spełnienie wyśrubowanej normy. Jeśli się nie uda, producentom grożą potężne kary.

W 2019 r. średnia emisja CO2 nowego samochodu wzrosła względem 2018 r.
W 2019 r. średnia emisja CO2 nowego samochodu wzrosła względem 2018 r.
Źródło zdjęć: © Getty Images
Tomasz Budzik

20.04.2020 | aktual.: 22.03.2023 11:51

Zalogowani mogą więcej

Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika

Cel wciąż odległy

  • Zadanie osiągnięcia nowych celów emisji CO2 może być trudniejsze ze względu na wpływ pandemii koronawirusa - stwierdził cytowany przez "Automotive News Europe" Bernd Althusmann, członek zarządu Volkswagena. Obawy producentów samochodów nie są bezpodstawne. W marcu spadek sprzedaży nowych aut w Europie wyniósł 55 proc. w marcu i 26 proc. w pierwszym kwartale 2020 r. Do tego dochodzą przestoje produkcyjne i dyktowana odpowiedzialnością biznesu konieczność utrzymywania miejsc pracy. W praktyce oznacza to mniej pieniędzy na rozwój, a ten jest konieczny, by uniknąć klęski.

W 2021 r. wejdą w życie nowe przepisy, zgodnie z którymi średnia emisja CO2 dla całej puli pojazdów osobowych poszczególnych marek nie będzie mogła przekraczać 95 g/km. Dziś limit wynosi 120 g CO2/km, a większość producentów jest daleko od nowej normy.

W najlepszej sytuacji jest Toyota (97,5 g/km w 2019 r.), Citroen (106,4 g/km), Peugeot (108,2 g/km) i Renault (113,3 g/km). Po drugiej stronie tabeli mamy Audi (130,3 g/km), Volvo (133,8 g/km), Mazdę (135,4 g/km) oraz Mercedesa (140,9 g/km).

Minięcie się z wyznaczonym przez Unię Europejską celem będzie oznaczało karę. Producent, który nie będzie w stanie obniżyć średniej emisji CO2 wśród sprzedanych aut do wartości niższej niż 95 g/km, będzie musiał zapłacić 95 euro za każdy gram CO2 powyżej normy. Kwota ta będzie mnożona przez liczbę samochodów danej marki, które znajdą w Europie swoich nabywców w 2020 r. Zdaniem brytyjskiej firmy analitycznej PA Consulting kary w branży motoryzacyjnej mogą sięgnąć 14,5 mld euro. W trudnej sytuacji związanej z epidemią koronawirusa byłaby to dodatkowa strata.

Jak wyjść z sytuacji?

Wspomniany wcześniej Bernd Althusmann, mimo przewidywanych trudności, nie jest zwolennikiem zmiany proekologicznych zamiarów Unii Europejskiej. Podobnie jak Volkswagen na nowy limit CO2 zapatruje się BMW czy francuski koncern PSA. Zdaniem Haralda Hendrickse'a z banku inwestycyjnego Morgan Stanley dla wielu firm oznaczałoby to spore straty, ponieważ producenci od lat przygotowują się do nowego limitu, inwestując w rozwój znaczne środki.

Zdaniem cytowanego przez "Automotive News Europe" Xaviera Mosqueta z Boston Colsulting Group dobrym rozwiązaniem byłoby utrzymanie przez UE limitu na założonym wcześniej poziomie, ale powstrzymanie się od nakładania na producentów samochodów kar za przekroczenie przepisów lub ich zmniejszenie.

To rozwiązanie miałoby pozwolić producentom na pokonanie przejściowych trudności, ale jednocześnie nie zwolniłoby ich z konieczności intensywnego rozwoju gamy samochodów elektrycznych i hybryd typu plug-in, które najskuteczniej obniżają średnią emisję CO2 w ofercie. Pod tym względem przed producentami jeszcze ogrom pracy. Jak przewiduje agencja Transport and Enviroment, aż 97 proc. elektrycznych aut, które zgodnie z przewidywaniami mają jeździć po europejskich drogach w 2030 r., jeszcze nie zostało zakupionych. Obecnie na Starym Kontynencie jest ich 1,3 mln. W 2030 r. ma być 44 mln. Czas pokaże, czy te śmiałe plany wypalą.

Komentarze (8)