Policjant: "Biorę 1000 zł i słucham państwa". Kierowca był zdumiony, kiedy to usłyszał
Zadzwonił do mnie znajomy i pyta, czy pamiętam teleturniej "Awantura o kasę". Kiedy dopytałem, o co mu chodzi, wyjaśnił, co spotkało go na drodze – policjant wyszedł z radiowozu i po przedstawieniu się powiedział: "biorę 1000 zł i słucham państwa".
09.11.2022 | aktual.: 12.12.2024 08:23
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Chodziło o kolizję na rondzie. Znajomy wjechał na nie z zamiarem jazdy na wprost. Nagle z prawej strony wyjechała kobieta, jakby nie widząc jego pojazdu. Znajomy nie zdążył wyhamować, w efekcie czego uderzył lekko w lewy bok jej auta, ocierając przednie i tylne drzwi.
Okazało się, że w aucie znajomego nic poważnego się nie wydarzyło, otarty zderzak to jedyna szkoda – nawet nie pękł.
- Chciałem się dogadać, zaproponowałem pani, że jak mi zapłaci 500 zł to nawet nie będziemy pisać oświadczenia i się pożegnamy, a ja sobie pomaluję zderzak – opowiadał Krzysztof. – Ale ona była innego zdania, że to ja jestem winny, bo jechałem za szybko. Próbowałem jej wyjaśnić, że wymusiła pierwszeństwo, ale nie była w stanie przyjąć tego do wiadomości. Więc wezwała policję – dodał.
Po 20 minutach na miejsce przyjechał radiowóz. Jak opowiedział znajomy, funkcjonariusz wyszedł z auta, przedstawił się i z uśmiechem na twarzy rzucił: "biorę 1000 zł i słucham państwa".
- Tak szczerze, to ja i ona (kierowca jaguara) byliśmy zaskoczeni, ja nawet pomyślałem, że chodzi o łapówkę – relacjonuje Krzysztof. - Ale policjant szybko wyjaśnił, że tyle kosztuje mandat za niezachowanie ostrożności na drodze i spowodowanie zagrożenia, a łącznie pani dostała 1300 zł mandatu – dodał.
1000 zł "za wezwanie policji" – a mogło być mniej
Już wyjaśniam, o co tu chodziło. Otóż kwota mandatu wynikała z dwóch elementów, gdzie podstawą był następujący zapis z taryfikatora mandatów:
Zatem każda kolizja lub wypadek drogowy, nawet bez udziału innego uczestnika ruchu, jest zagrożona mandatem. Podstawa tego mandatu jest zależna od wykroczenia, jakie popełnia kierowca powodujący zagrożenie. W tym przypadku prawdopodobnie kobieta została ukarana mandatem w wysokości 300 zł za nieustąpienie pierwszeństwa przejazdu i kwota ta została zgodnie z powyższym przepisem powiększona o 1000 zł.
To dlatego funkcjonariusz zażartował, że "bierze 1000 zł" i słucha - w domyśle wyjaśnień - uczestników zdarzenia, ponieważ było pewne, że doszło w tym przypadku do niezachowania ostrożności i spowodowania zagrożenia. Wiedział więc, że któryś z kierowców dostanie mandat w jeszcze nieznanej mu kwocie, ale na pewno powiększony o 1000 zł.
W mojej opinii, widząc tę drobną kolizję, z dobrze dobranym żartem funkcjonariusz dał do zrozumienia obu kierowcom, że nie było sensu wzywać patrolu, bo gdyby się tu dogadano, nikt nie zapłaciłby 1000 zł mandatu.