Policja kupuje nowe radary. Ich zasięg to nawet 1200 m
Wykryją pojazd gnający nawet 220 km/h z odległości nawet 1200 m. Policja szuka nowych "suszarek" do łapania kierowców. Szkoda tylko, że taki pomiar będzie daleki od precyzyjnego.
30.05.2019 | aktual.: 28.03.2023 10:52
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
1200 m to ponad 11 boisk piłkarskich. Z takiej odległości najnowsze sprzęty policji będą mogły zmierzyć prędkość poruszającego się pojazdu. Dodatkowo – według wymagań postawionych przez służby – laserowe mierniki prędkości będą nagrywały cały pomiar, ustalą dokładną lokalizację przez GPS, a w swojej pamięci będą przechowywać nawet 2 tys. nagrań. Na razie policja planuje zakup 78 egzemplarzy, ale warunki przetargu wskazują, że opcjonalnie tę pulę będzie można zwiększyć. Jaki będzie to sprzęt?
Zasięg 1200 m mają wykorzystywane przez funkcjonariuszy urządzenia LTI 20/20 TruCam – to atut, który będzie miał znaczenie w przetargu. TruCam robi też zdjęcia w niezłej rozdzielczości (2048x1536 px) i pozwala na geolokalizację. To wszystko doskonale wygląda na papierze, ale ostatnie doniesienia w sprawie pomiarów są już mniej optymistyczne.
Miernik laserowy mierzy prędkość za pomocą wiązki, która emitowana jest przez układ umieszczony pod systemem optycznym. Jeśli pomiar dokonywany jest z odległości kilkuset metrów, punkt, w który celuje policjant, nie jest miejscem, od którego odbija się wiązka lasera. To właśnie ten aspekt jest często poruszany przez kierowców.
Sprawą zajęli się posłowie, którzy zauważyli, że specyfikacja wskazuje na dokładny pomiar ze zdjęciem na odległość 100 metrów. W interpelacji skierowanej do ministra spraw wewnętrznych zauważono, że ta odległość powinna być jeszcze mniejsza.
- Pragmatyka służbowa to mierzenie prędkości z maksymalnej odległości wynoszącej 300 m. Jeśli pomiary wykonywane są na większą odległość, musi to być sytuacja, w której nikt nie jedzie w pobliżu "namierzanego" pojazdu – mówił w rozmowie z Autokult.pl podinsp. Radosław Kobryś z Wydziału Ruchu Drogowego Komendy Głównej Policji.
Można oczywiście mandatu nie przyjąć i udać się do sądu. Te stoją jednak po stronie służb. Od początku 2016 do czerwca 2018 roku uniewinniono tylko 0,76 proc. osób, które wkroczyły na ścieżkę sądową.