Tomasz Budzik: "Ministerstwo Zdrowia nie chce zakazu palenia przy dzieciach w aucie. Nie mam wątpliwości, że go potrzebujemy" (opinia)

Według Światowej Organizacji Zdrowia jest jednym z najistotniejszych czynników zagrażających ludzkiemu zdrowiu. Tytoń naprawdę zabija. Mimo to Ministerstwo Zdrowia nie myśli na razie o prawnym ograniczeniu ryzyka narażenia na bierne palenie dzieci przewożonych w samochodach.

Palenie w samochodzie przy dzieciach jest karane m.in. w Anglii, Austrii, Grecji, Francji, Walii czy we Włoszech.
Palenie w samochodzie przy dzieciach jest karane m.in. w Anglii, Austrii, Grecji, Francji, Walii czy we Włoszech.
Źródło zdjęć: © Policja
Tomasz Budzik

21.04.2020 | aktual.: 22.03.2023 11:51

Zalogowani mogą więcej

Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika

Pandemia koronawirusa stanowi zagrożenie dla zdrowia i życia nas wszystkich. Godzimy się więc z ograniczeniami i karami za ich łamanie. Jednocześnie wiele osób, w tym rodziców, naraża jadące w samochodach dzieci na kontakt z dymem tytoniowym. Polskie przepisy w żaden sposób nie zakazują takiego zachowania i na razie nic się w tej materii nie zmieni. Tak wynika z odpowiedzi Józefy Szczurek-Żelazko, sekretarz stanu w Ministerstwie Zdrowia, na interpelację posłanki Anity Sowińskiej.

Parlamentarzystka SLD w swoim wystąpieniu zapytała resort, czy planuje wprowadzenie zakazu palenia w samochodach, którymi przewożone są osoby niepełnoletnie. Jak dowiadujemy się z odpowiedzi, Ministerstwo Zdrowia nie prowadzi obecnie prac nad takimi przepisami. Wbrew temu, czego można byłoby oczekiwać, Józefa Szczurek-Żelazko nie napisała również, że ministerstwo choćby rozważy tę kwestię. Zamiast tego wymienia prowadzone obecnie akcje profilaktyczne wymierzone w nałóg tytoniowy oraz te, które wystartują w najbliższym czasie.

Swoją odpowiedź sekretarz stanu kwituje zaś stwierdzeniem: "(...) w ocenie Ministerstwa Zdrowia zmniejszenie strat społecznych i ekonomicznych powodowanych używaniem tytoniu możliwe jest jedynie przez stworzenie warunków koniecznych dla zmniejszenia rozpowszechnienia palenia tytoniu, m.in. poprzez podejmowanie przez obywateli świadomych decyzji dotyczących konsumpcji wyrobów tytoniowych na podstawie wiarygodnych informacji o skutkach zdrowotnych palenia tytoniu".

Może więc w rzeczywistości sytuacja wcale nie jest zła i nie trzeba zmieniać prawa? Z raportu Głównego Inspektoratu Sanitarnego z 2018 r. wynika, że tytoń pali 21 proc. Polaków, zaś 8 proc. palaczy przyznaje się do oddawania się nałogowi w obecności dzieci. Oznacza to, że szacunkowo 645 tys. dorosłych Polaków zapewnia swoim dzieciom szkołę biernego palenia. Gdy dzieje się to w domu, zawsze można wyjść z pokoju. Jadące samochodem dziecko nie ma takiej możliwości. Pozostaje na (nie)łasce rodzica, a mała kabina auta szybko wypełnia się dymem. "Pośmierdzi i zaraz przestanie", powiedzą niektórzy. Tymczasem realia są znacznie bardziej przerażające.

Według raportu WHO z 2019 r. na całym świecie rocznie z powodu tytoniu umiera ponad 8 mln ludzi. Aż 1,2 mln spośród nich to osoby, które były tylko biernymi palaczami, a 65 tys. z tej puli stanowią dzieci. Jak to możliwe? Spośród 7 tys. związków chemicznych obecnych w dymie palonego papierosa 250 jest groźnych dla zdrowia, a 69 może powodować raka.

Dla mnie sprawa jest jasna. Prawo powinno chronić słabszego, a w relacji z dorosłym dziecko zawsze jest słabsze. Przepisy powinny więc zakazać palenia przy dziecku w samochodzie. W ten sposób, bez wkraczania w prywatność rodzin, bo przecież wszystko widać przez szyby auta, można byłoby chronić dzieci przed dymem tytoniowym w sytuacji, gdy nie mają przed nim dokąd uciec. Robi tak już wiele europejskich państw, a kary sięgają nawet 1500 euro w przypadku Grecji.

Zapewne część czytających już nazwała mnie, lub zaraz nazwie, piewcą rozwiązań ograniczających wolność osobistą. Bo przecież prawo do stanowienia o sobie stoi ponad wszystkim. Dla tych, którzy mają ochotę do użycia wobec mnie podobnych określeń, mam radę: opowiedzcie mroczną bajkę o zamordystycznym państwie tym, którzy w dzieciństwie uniknęli śmierci czy poważnych obrażeń tylko dzięki temu, że od 1999 r. obowiązkowe są foteliki, tym, którzy żyją dzięki nakazowi zapinania pasów bezpieczeństwa czy tym, którzy dosłownie straciliby głowę, gdyby nie wymagany przepisami podczas jazdy na motocyklu kask.

Czasami prawo musi wychodzić poza krąg naszej małostkowości, braku wiedzy i wyobraźni. Szkoda, że w przypadku palenia przy dzieciach w samochodzie na razie tak się nie stanie.

Komentarze (20)