Napęd na cztery koła to mit przekuty w wielki rynkowy sukces
Napęd na cztery koła potrzebował rajdów bardziej niż rajdy napędu na cztery koła, a Symmetrical AWD i quattro, to marki silniejsze od Subaru i Audi. W samochodzie osobowym 4x4 podnosi skuteczniej jego atrakcyjność niż rzeczywiste możliwości jezdne, a to czy go pożądanym, czy nie, mocno zależy od modelu auta, jaki wybierzemy.
19.09.2016 | aktual.: 01.10.2022 21:58
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Kilka lat temu mój ojciec podjął decyzję, że kupi sobie samochód z napędem na cztery koła. Było to o tyle uzasadnione, że mieszkając na wsi miał przez lata spore problemy z dojechaniem do pracy, ponieważ biegnące wśród pól drogi często zasypywała półmetrowa warstwa śniegu. Drogę odśnieżano najczęściej raz na sezon i jej utrzymanie pozostawiano w gestii kierowców, którzy się przez nią przedzierali. Niestety decyzja okazała się o tyle nietrafna, że po zakupie auta, przez kolejne kilka zim ani razu nie spadło więcej niż 10 centymetrów śniegu.
Przypominam sobie, jak kilka lat wcześniej kuzyn zabrał mnie na przejażdżkę swoim nowym nabytkiem – starym Audi z napędem quattro. Tym „prawdziwym”, stałym, z centralnym mechanizmem różnicowym Torsen – robi wrażenie, nieprawdaż? W pewnym momencie odniosłem wrażenie, że prędkość jest zbyt wysoka, zwłaszcza, że padał deszcz. Nie mam w zwyczaju wtrącać się w czyjąś technikę jazdy, pod warunkiem, że nie prowadzi mojego samochodu. Nawet w sytuacjach, w których powinienem już wyskakiwać z auta, zwykle jestem spokojny więc wypaliłem tylko krótkie: „jakie masz opony?” One same mi odpowiedziały, bo w tej samej chwili kierowca nacisnął hamulec i nic się nie działo. Jakieś ruchy kierownicą, chwila strachu i zatrzymaliśmy się na… Kii Sephii. Może to i dobrze, bo nikomu nic się nie stało, a koreańskie auto i tak nie nadawało się do ruchu – swoją drogą jego właścicielka była nawet zadowolona. Napęd quattro na nic się zdał.
Kilka lat później. Przejażdżka Audi, ale bez napędu quattro i tym razem z kolegą, który zadał proste, a jakże mądre pytanie, na które fani motoryzacji zwykle mają jednoznaczną odpowiedź: czy napęd na cztery koła w samochodzie osobowym rzeczywiście się przydaje? Na takie pytania zwykle mam już gotowe odpowiedzi, ale pod warunkiem, że nie ma w nich słowa osobowy. Jasne, że w terenówkach i samochodach sportowych o mocy powyżej 300 KM napęd na cztery koła jest na wagę złota. Ale w normalnych autach osobowych? Musiałem trochę sięgnąć pamięcią do swoich własnych doświadczeń i pomyśleć o fizyce jazdy nowoczesnym samochodem.
Analizując typowe sytuacje drogowe trudno w jakikolwiek sposób uzasadnić obecność napędu na cztery koła w osobówce. Niezależnie od tego czy jedziemy po suchym, czy mokrym asfalcie, zwykle i tak w poślizgu dominuje przerażająca podsterowność. W normalnych warunkach napęd na cztery koła to… strata pieniędzy. Czy to gwałtowne hamowanie, czy nagły manewr, sposób przeniesienia napędu nie ma żadnego znaczenia we współczesnym aucie wyposażonym w system ESP.
Jeździłem nie tak dawno Seatem Leonem ST 4Drive, którego test mogliście czytać w zeszłym tygodniu. Rzeczywiście napęd tylnej osi dokręcał samochód od środka zakrętu, ale nie z taką skutecznością jak robi to przednionapędowy Focus wyposażony w elektroniczny system TVC. Nowa Astra nie ma napędu na cztery koła, a jest jednym z najlepiej prowadzących się kompaktów na rynku. Testowałem mocne Audi A6 3.0 TDI quattro, którego napęd na cztery koła przydał się jedynie podczas pomiaru przyspieszenia na drodze szutrowej. Przez kilka dni pokonałem nim kilkaset kilometrów i ani razu nie poczułem zbawiennego działania quattro.
Teraz podam trzy przykłady, które być może was zaskoczą. Tor w Kielcach i premiera nowego Porsche 911. Tak, kupiłbym wyłącznie wersję z 4x4 bo na torze rzeczywiście jest stabilniejsza, a na drodze miałbym wyższe poczucie bezpieczeństwa, choć w tym miejscu zupełnym zaprzeczeniem była przygotowana próba na polanym wodą asfalcie.
Mokry zakręt mieliśmy wykorzystać do tego, by poznać nadsterowność Dziewięćset Jedenastki. Próbę wykonywaliśmy modelem S i 4S. To, co udało nam się poznać to przede wszystkim podsterowność, a gdy tył zaczynał wychodzić na zewnątrz, nie było żadnego znaczenia to, jakim modelem jechaliśmy. Tak, na suchym asfalcie można wersją 4S cisnąć do oporu, bez ryzyka, że się coś stanie, a żeby to zrobić w odmianie tylnonapędowej, trzeba mieć wielkie umiejętności. Jednak tu mówimy o samochodzie z ponad 400-konnym motorem. W warunkach rzeczywistych, jakie nam zaimprowizowano, gdzie moc nie miała żadnego znaczenia, napęd na cztery koła na nic się zdał.
Próba na mokrym torze testowym Škody z szarpakiem wyrzucającym tylną oś z toru jazdy nie odzwierciedla warunków rzeczywistych, ale doskonale uczy jak reagować w sytuacji wystąpienia gwałtownego zerwania przyczepności tylnych kół. Liczy się refleks, orientacja i właściwe reakcje. Spóźnienie się o ćwierć sekundy nie wchodziło w grę, jeżeli miało się zaliczyć próbę, czyli wyprowadzić auto z poślizgu. Do przejazdów udostępniano mi zamiennie auta z napędem na przednią oś i 4x4. Co przejazd zmiana, by poznać różnice.
Ku mojemu zaskoczeniu, wyprowadzenie Octavii 4x4 z nadsterownego poślizgu jest dużo trudniejsze, niż to samo w przednionapędowej. Na początku nie wierzyłem, myślałem, że może to kwestia mojego zachowania, ale kilkanaście przejazdów raz za razem uświadomiło mi, że wolałbym się znaleźć w tej sytuacji bez napędu 4x4 Škody. Oczywiście później udowadniano nam na podjeździe wyłożonym płytą poślizgową, że 4x4 jest lepsze, ale nie o to chodzi. Audi też udowadniało, że quattro jest lepsze na trawiastym zboczu, ale nie pamiętam, bym jadąc samochodem napotkał na drodze trawiaste zbocze.
Trzecia historia dotyczy tym razem samochodu uterenowionego, jakim było Volvo XC70. Zawsze takimi autami podczas testu wybieram się na przejażdżki poza drogą i tak zrobiłem tym razem. Pojechałem daleko, bez większego wysiłku radząc sobie ze wszystkimi przeszkodami. Volvo spisywało się bez zarzutu, czasami zapalając kontrolkę ESP, by dać do zrozumienia, że przyczepność nie jest idealna. Ostatecznie znalazłem się miejscu, w którym nie każdym crossoverem udało mi się dojechać. Na przykład Mitsubishi ASX wadził już podłogą, a w teoretycznie konkurencyjnej dla Volvo Insignii Country Tourer 4x4 dawno urwałbym zderzak. Co to ma wspólnego z napędem 4x4?
No właśnie to, że testowe Volvo było go pozbawione. Pomimo wyłącznie napędu przedniej osi, w lekkim terenie czułem się pewniej niż wieloma czteronapędowymi crossoverami. Gdzieś kiedyś czytałem w artykule poświęconym trzeciej generacji tego modelu, że Volvo zrobiło straszną głupotę produkując odmianę przednionapędową XC70. Pewnie, że wolałbym AWD, ale nie nazwałbym tego posunięcia głupotą. Tylko… dlaczego wolałbym AWD?
I tu dochodzimy do sedna sprawy. Napęd na cztery koła w samochodzie osobowym, a nawet w crossoverze przydaje się rzadziej niż system ABS - tak naprawdę niezwykle rzadko i zazwyczaj w sytuacjach wyjątkowo niecodziennych. Miał rację Jean-Louis Schlesser mówiąc, że nie ma takiej drogi, na której napęd 4x4 byłby naprawdę potrzebny. On jako pierwszy udowodnił, że w sporcie nikt nie potrzebuje napędu na cztery koła, za to napęd na cztery koła potrzebuje sportu do promocji. Z punktu widzenia bezpieczeństwa jazdy lepiej mieć bowiem bardzo dobre opony i obojętnie jaki napęd niż kiepskie ogumienie i najlepszy system 4x4. Zwłaszcza w nowoczesnym aucie. Natomiast w sporcie wolimy oglądać efektowne poślizgi tylnonapędówek, niż jazdę jak po szynach dzięki 4x4.
Skąd więc rosnąca popularność tego rozwiązania? Moim zdaniem to wina Audi. Już w latach 80 absurdalnie udowadniało, że napęd quattro jest lepszy, bo można podjechać pod wspomniane trawiaste zbocze, a jakby kogoś to nie przekonało, to również na skocznię narciarską pokrytą śniegiem. Potem wygrali parę rajdów, a ludzie kupili tę ideologię. Quattro stało się gwiazdą, która szybko zgasła w rajdach, ale rozpaliła serca użytkowników w krajach alpejskich. W czasach gdy opony zimowe nie zawsze były dostępne, utrzymanie dróg stało na niskim poziomie, a z nieba w zimie spadał śnieg, a nie jak dziś deszcz, quattro robiło różnicę. Dziś quattro to zwykły chwyt marketingowy, na który wciąż się nabieramy. W tej grupie jestem i ja.
Na rynku wtórnym wciąż panuje przekonanie, że prawdziwy SUV musi mieć napęd na cztery koła, najlepiej stały i jeszcze z reduktorem. Natomiast w czasach, gdy 4x4 można mieć w niemal każdym rodzaju samochodu, za niedużą dopłatą – nie to co w latach 80. – klienci liczący pieniądze dokładniej niż osoby kupujący marki premium, brutalnie zweryfikowali jego popularność, wybierając nierzadko przednionapędowe SUV-y. Producenci się do tego dostosowali i tworzą przednionapędowe Volvo XC70, Nissana X-Traila czy nawet Audi Q2, które przecież są teoretycznie uterenowione.
Ten mit, ta świadomość posiadania napędu na cztery koła gdzieś w głowie siedzi. Tylko, że musi to być napęd z historią, związany z jakąś legendą, kultem. Nie jakieś tam Allgrip czy xDrive. Ludzie kupują Subaru nie dlatego, że to dobre auta, ale dlatego, że mają napęd na cztery koła. Absolutnie nic nie przemawia za modelami tej marki – są okropne. Forester jest nudny, Impreza jeszcze bardziej, a Legacy jest po prostu przeciętne. Ten XV, równie dobrze mógłby być chińskim kompaktem, a Levorg już z nazwy zdaje się być odpychający. Jednak Subaru to napęd Symmetrical AWD, a to z kolei jest rdzeniem tej marki. Daję firmie 2 lata przetrwania gdyby nagle zrezygnowano we wszystkich modelach z napędu 4x4. A jednak sam pożądam Subaru, a konkretnie Imprezy GD WRX w wersji kombi. Tylko proszę, nie pytajcie mnie dlaczego. Nie wiem.
To samo dotyczy quattro. To marka sama w sobie, moim zdaniem silniejsza niż samo Audi. Jakoś specjalnie o Audi nie marzę – no może poza RS6 – ale chciałbym mieć w swoim garażu jakieś klasyczne quattro. Nie ten brzydki model Quattro z lat 80., ale na przykład 100 quattro lub nawet 80 quattro. Tylko nie pytajcie mnie dlaczego, ja tego nie rozumiem. Kompletnie nie interesuje mnie wersja przednionapędowa, a jedyne Audi, jakie chciałbym mieć bez quattro macie na zdjęciu poniżej.
BMW i Mercedes też mogą mieć napęd na cztery koła – odpowiednio xDrive i 4MATIC. Marzę o nich tak bardzo, jak o posypce czekoladowej na ładnie przygotowane cappuccino. Uwielbiam jedno i drugie, ale razem psują smak. Nie po to kupuje się BMW, by mieć napęd na cztery koła. Rozumiecie?
Nagle okazuje się, że jednak nie jest to takie fajne, gdy zestawić z marką, niekojarzącą się z tym rozwiązaniem. Wyobraźcie sobie napęd na cztery koła w Ferrari F40 czy BMW M3. A teraz Porsche 959 i Lancię Deltę HF Integrale bez napędu na cztery koła. Nie pasuje prawda? Więc gdzie tu logika? Wszystkie te auta muszą mieć tarczowe hamulce, sportowe zawieszenie i manualną skrzynię biegów – to oczywiste – ale napęd na cztery koła to wyłącznie kwestia marki i niekiedy konkretnego, specyficznego modelu. To dlatego w dwóch pierwszych generacjach Focusa RS coś nie grało, a teraz to ideał.
Napęd na cztery koła w samochodzie osobowym to mit i kult, a nie coś, co naprawdę wam się przyda. To rozwiązanie tak samo przydatne jak poduszka powietrzna – nie chciałbyś się znaleźć w sytuacji, gdy jest ci potrzebna. Patrzcie z przymrużeniem oka na reklamy quattro, choć fajnie się je ogląda. Zapomnijcie o możliwości wjechania na skocznię dla narciarzy. Raczej zastanówcie się jak byście z niej zjechali. Jednak nikomu nie powiem, że napęd na cztery koła jest bez sensu, bo sam to kupiłem i pożądam quattro oraz S-AWD, choć niekoniecznie Audi i Subaru.