Najtańsze auto świata okazało się wielką klapą. Tata Nano znika z rynku
Styczeń 2008 roku. Media na całym świecie mówią o motoryzacyjnej rewolucji, aucie, które zmotoryzuje Indie. Dziś wiemy już, że nikt nie miał racji. Tata Nano okazała się wielką porażką. 10 lat i 7 miesięcy po premierze żegnamy się z tym modelem.
12.07.2018 | aktual.: 14.10.2022 14:48
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Nano jest najlepszym przykładem na to, że niska cena to nie wszystko. Nawet na tak mało wymagających rynkach jak Indie. Twórcy małej taty sądzili, że w kraju, w którym większość osób porusza się na jednośladach, tani pojazd z dachem nad głową i czterema kołami, ma szanse na sukces. Niestety bardzo się pomylili.
Początkowo Nano, kosztujące równowartość około 8 tys. zł, cieszyło się sporą popularnością. Auto trafiło jednak na rynek w dość pechowym okresie, silnego rozwoju rynku motoryzacyjnego w Indiach. Hindusi nie chcieli alternatywy dla motocykla. Chcieli samochodu z prawdziwego zdarzenia. Mógł nie być wyposażony w poduszki powietrzne czy klimatyzację. Mógł kosztować więcej niż Nano, ale musiał być samochodem w pełnym tego słowa znaczeniu.
Kolejne lata pokazały, że klienci z Indii znacznie chętniej sięgali po podstawowe modele Hondy, Suzuki czy Maruti, niż po namiastkę samochodu, jaką tak naprawdę stanowiło Nano. Jakby tego było mało, nie cieszyło się ono najlepszą prasą. Historie o przypadkach samozapłonu i śmiertelnych w skutkach wypadkach z udziałem tego modelu sprawiły, że klienci zaczęli się od niego odwracać.
Do tego stopnia, że 10 lat po rozpoczęciu produkcji ostatecznie zdecydowano się na uśmiercenie małej taty. Czy ktokolwiek będzie tęsknił za jej zabawkowym designem? A może za 37-konnym silnikiem o pojemności 0,6 l? Nie wspominając już o słabym wykonaniu i spartańskim wnętrzu. Chyba nawet Hindusi szybko zapomną o Nano. Mimo to nietrudno oprzeć się wrażeniu, że sukces był w zasięgu ręki. Gdyby tylko Tata nie spóźniła się z premierą o 10 lat. Pod koniec XX wieku taki pomysł mógł chwycić. Potem, wbrew entuzjazmowi mediów, okazało się już za późno.