Lubczański: Różnica pomiędzy kasą a klasą to tylko jedna litera (Opinia)
Czym droższe auto, tym większy komfort, bezpieczeństwo i prawdopodobnie… ego właściciela. Odnoszę wrażenie, że czym wyższa cena (albo rata leasingowa) samochodu, tym umiejętności kierowcy, zwłaszcza przy parkowaniu, są coraz mniejsze. Chyba że chodzi o pokazanie, jak bardzo ma się innych w czterech literach.
22.09.2020 | aktual.: 22.03.2023 10:11
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
"Ja tylko na chwileczkę" – mówi do mnie pani, która stanęła w niedozwolonym miejscu i zablokowała ruch pod niewielkim centrum handlowym. Tak, to zupełnie zmienia postać rzeczy. Gdyby zaparkowała na kilka godzin, skutecznie blokując ruch, mogłaby się czuć winna. Wspomniana "chwileczka" to słowo-klucz, które usprawiedliwia ją chyba tylko w jej własnych oczach, bo to, że jej SUV za ratę leasingu w wysokości średniej krajowej (wrzuconej w "koszty", a co!) stoi w niedozwolonym miejscu, jest niezaprzeczalnym faktem.
Jeszcze nie tak dawno pisaliśmy o kierowcy lamborghini, który zaparkował na dwóch miejscach dla niepełnosprawnych… w poprzek. W sumie trudno mu się dziwić – jeździ przecież autem, które pozbawia jakiejkolwiek godności przy wysiadaniu, a widoczność z pozycji kierowcy jest co najmniej dyskusyjna. Żeby jakoś to sobie wynagrodzić, musi zwrócić na siebie uwagę. To już wystarczający powód, by otrzymać kartę parkingową osoby niepełnosprawnej, a że nasz gagatek z lamborghini od życia chce więcej, więc jedno miejsce mu po prostu nie wystarcza. A może jego koordynacja ruchowa sprawia, że nie potrafi zmieścić się na niebieskiej kopercie? Kto wie…
"Gdybym miał jeździć Macanem i cały czas myśleć o tym, że mi go ktoś obije, to chyba wybrałbym coś tańszego" – pisze kolega, komentując zdjęcie źle zaparkowanego porsche w centrum handlowym. Jako człowiek pełny zrozumienia zacząłem się zastanawiać: może wcześniej jakieś auto zmieściło się przy słupie i "tak wyszło", że ten po prostu zaparkował obok - nieważne, że na linii? Cóż, chyba nie.
Doskonale wiem, że miejsca parkingowe są wyznaczane dla aut sprzed 20 lat, kiedy te były mniejsze i węższe, więc wszyscy jedziemy na tym samym wózku. Nawet nowa Toyota Yaris jest szersza niż swój poprzednik, co nie pomaga w wydostaniu się z auta. Można jednak zaparkować dalej, zgodnie z (martwymi) wytycznymi Ministerstwa Zdrowia, wprowadzonymi w związku z pandemią koronawirusa, zalecającymi zostawienie przynajmniej jednego wolnego miejsca obok. Nikomu z głowy korona nie spadnie.
A może – zupełnie przypadkiem – całe to parkowanie wynika z frustracji? Uwielbiam przytaczać historię, w której kilkunastokilometrowy odcinek pokonywałem w jedną stronę w Porsche Cayenne Turbo S e-hybrid (ten samochód razem z opcjami wyceniany jest na ponad milion zł), a wracałem z kolei Kią Picanto (ceny od 39 990 zł!). Przy pierwszym aucie dwa razy wymuszono mi pierwszeństwo i raz strąbiono. Gdy wracałem malutką koreańską puszeczką, nawet zostałem uprzejmie wpuszczony do ruchu. Coś z naszymi drogami jest mocno nie tak.
Warto jednak zapamiętać, że jeśli ktoś ma auto za 100 tys. zł, nie pracuje na nie krócej niż osoba w samochodzie 5 razy droższym. Ludzie dobierają cztery kółka w zależności od zarobków. Nie chcę generalizować, ale jakimś dziwnym trafem pojazd zajmujący dwa miejsca parkingowe zazwyczaj nie należy do tanich... a może po prostu - bardziej rzuca się w oczy?