Kubica nie jest pierwszą ofiarą wyścigu Le Mans. Powtórzyła się historia z 2016 roku
24-godzinny wyścig Le Mans zakończył się zwycięstwem Toyoty i niespodziewaną awarią Oreki teamu W. Polscy kibice są zdumieni - to była szansa Roberta Kubicy na olbrzymi sukces. Takie tragiczne historie są jednak powszechne na tym torze. Wiedzą o tym sami Japończycy.
22.08.2021 | aktual.: 14.03.2023 15:27
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Wyścigi długodystansowe są nieubłagane, a ten w Le Mans należy do najsurowszych. Przez 24 godziny kierowcy i maszyny poddawani są niemal kosmicznemu wysiłkowi, a zwycięstwo zgarnie nie ten, kto jedzie najszybciej, lecz ten, kto dojedzie do mety w jednym kawałku.
To zadanie nie udało się samochodowi Oreca w barwach teamu W. Auto zgasło na ostatnim okrążeniu. To w nim Robert Kubica – wraz z kolegami – walczył o zwycięstwo. Był bardzo blisko. Dosłownie – zespół W jechał po pierwsze miejsce w klasie LMP2. "To coś niesamowitego" – przyznali komentatorzy.
Niemal taka sama sytuacja miała miejsce w 2016 roku. Wówczas to toyoty gnały do mety, pozostawiając w tyle Porsche. Lider stracił jednak momentalnie moc. Po chwili zatrzymał się na poboczu. Po 23 godzinach i 57 minutach wyścigu Kazuki Nakajima przyznał przez radio, że jest gotowy się rozpłakać. Zwycięstwo Japończyków byłoby naprawdę zdumiewające – przed laty udało się to tylko Maździe. Powód postoju był prozaiczny – strata ciśnienia w turbinie. W boksie Toyoty wszyscy byli załamani.
Three minutes from the finish, the leading Toyota breaks down on start finish straight
Tę samą gorycz porażki będą musieli teraz przełknąć członkowie zespołu W. Nie wiadomo jeszcze co było przyczyną awarii – pierwsze komentarze wskazywały, że zabrakło paliwa, ale biorąc pod uwagę doświadczenie zawodników, jest to niemal niemożliwe.