Jazda youngtimerem - cz. 14: lakierowanie mercedesa 190E W201
Lakierowanie to długotrwały proces, w dodatku niełatwy. Drobne błędy mogą sprawić, że efekt końcowy nie będzie taki, jakiego oczekuje właściciel pojazdu. Przy lakierowaniu mojego Mercedesa nie było miejsca na błędy. Po tak wielkim wysiłku rezultat musiał być powalający. Jak lakierowaliśmy białego mercedesa 190E W201?
28.08.2013 | aktual.: 30.03.2023 12:04
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
O przygotowaniu do lakierowania pisałem w poprzedniej części. Do tego czasu 190 została pokryta żółtym podkładem reaktywnym. Zanim jednak znów zmieniła się w białą ślicznotkę, musiałem wybrać się na pokaźne zakupy, aby było czym lakierować.
W jednej z wcześniejszych opowieści przedstawiałem próby lakiernicze wykonane na starym błotniku. Wtedy dużo lepiej wypadł zwykły biały kolor – oryginalny Arctic Weiss z palety Mercedesa. Sam lakier perłowy wydawał się zbyt kremowy i zdecydowanie nie pasował do samochodu. Jednak gdy ponownie wyjęliśmy błotnik polakierowany testowo, zauważyliśmy pewną prawidłowość.
Biały wyszedł świetnie, bo osadziło się na nim trochę perły polakierowanej tuż obok. A gdyby spróbować polakierować w ten sposób cały samochód? Klasyczny biały kolor delikatnie przyprószyć białą perłą. Brzmi jak wyzwanie, któremu trudno sprostać i efekt może być różny. Dlatego w pierwszej kolejności plan obejmował polakierowanie całej maski w ten sposób. Głównie po to, aby sprawdzić, czy na dużym elemencie możliwe jest równomierne wyproszenie lakieru perłowego.
Z takim zamiarem udałem się do specjalistów mieszających lakiery. Zakupy zrobiłem z rozmachem. Nabyłem wszystko, co było potrzebne do polakierowania: papiery do maskowania, wiaderka do lakieru, sitka do nalewania, papiery ścierne do polerowania na mokro.
Do tego oczywiście sam lakier. Zdecydowałem się na biały podkład i trzy litry lakieru Arctic Weiss z palety Mercedesa. Co ciekawe, jest to barwa iście nieśmiertelna, bo stosowana nieprzerwanie od 1986 roku. Niestety, nie jest to kolor najtańszy, co pewnie wynika z zastosowania domieszek lakierów czerwonego i niebieskiego (pozwala to na uzyskanie chłodnej, arktycznej barwy). Do lakierów dokupiłem rozcieńczalniki i utwardzacze oraz 100 ml białej perły – w sam raz do lekkiego pokrycia maski.
Jednak gdy przyszło do lakierowania, plan zmienił się na dość ryzykowny – polakierowania szkieletu karoserii w sposób, który miał być przetestowany na masce. Gdyby nie wyszło, trzeba byłoby zedrzeć lakier, ale gdyby wyszło, oszczędziłoby trochę pracy, a co najważniejsze, karoseria byłaby wreszcie w pełni zabezpieczona przed środowiskiem zewnętrznym. Ciekawi efektu białej perły na mercedesie 190E W201 przystąpiliśmy do pracy.
Najpierw jednak konieczne było zmatowienie podkładu reaktywnego. Bardzo delikatnie, filcem o gradacji 800, tak aby nie przerwać zabezpieczeń powierzchni blach. Następnie odtłuszczenie benzyną ekstrakcyjną i można było położyć warstwę podkładu.
Po kolejnych 20 minutach położyliśmy drugą warstwę podkładową i odczekaliśmy chwilę do wstępnego wyschnięcia. Następnie auto zostało wystawione na słońce, gdzie odczekało jeszcze jakiś czas. Niestety, ten etap jest pracochłonny, bo wymaga wzięcia w dłoń papieru ściernego na kostce, wiadra z wodą i ciężkiej pracy.
Na całej karoserii trzeba było dotrzeć podkład do pełnej gładkości. Wszystko papierem 800, tartym na wodę. Ważna jest odpowiednia jakość, bo niedotarty podkład potrafi dać trwały ślad na lakierze właściwym.
Wzięliśmy zatem w pełni profesjonalny pistolet lakierniczy i zmieszaliśmy biały kolor bazowy. Nałożyliśmy dwie warstwy w odstępie 15 minut. Już podczas nakładania warstw widać było, że efekt może być naprawdę świetny. Na tym etapie kontrolowanie czasu i przestrzeganie zaleceń jest bardzo ważne.
Po drugiej warstwie znów można było odczekać 15 minut na podeschnięcie. Wykorzystane zostały na zmieszanie próbki lakieru perłowego. 100 ml to bardzo mało, dlatego została rozcieńczona aż 1 do 1. Miało to umożliwić uzyskanie efektu domieszki. Pistolet lakierniczy został ustawiony na najmniejszy możliwy strumień. W przeciwnym razie cały lakier perłowy zostałby zużyty błyskawicznie.
Delikatnie, miejsce po miejscu, cała karoseria pokryta została rozcieńczoną perłą. Starczyło wprost idealnie. Pozostało kolejne 15 minut - trzymałem kciuki, żeby wszystko wyszło jak trzeba. To moment, w którym nie było odwrotu, a błąd w lakierowaniu wpłynąłby znacząco na efekt końcowy. Udało się bez efektu mory i bez zacieków.
Po położeniu lakieru bazowego należy chwilę odczekać i położyć lakier bezbarwny. To dlatego, że musi się on związać z bazą. Jeśli widzicie czasem odłażący na samochodach lakier bezbarwny, to prawdopodobnie ktoś nałożył zbyt późno warstwę klaru.
Lakieru bezbarwnego kolejne dwie warstwy, z których druga z założenia wymaga wylania, aby uzyskać połysk. Udało się.
Później już tylko schnięcie i obserwowanie efektu. Nawet przez szybę było widać, że wyszło zjawiskowo. Tak dobrze, że nikt się tego nie spodziewał. Lekka domieszka perły była strzałem w dziesiątkę. Bardzo ryzykownym, ale skutecznym.
Jednak nie należy się cieszyć przedwcześnie, bo efekt końcowy można zobaczyć dopiero po kilku godzinach. Nadmiar lakieru może w każdej chwili popłynąć i zostawić zacieki. Oczywiście da się je usunąć, ale to dodatkowa praca.
W tym przypadku delikatnie popłynął po kilku godzinach prawy tylny błotnik. Na szczęście drobny zaciek będzie łatwy do wyprowadzenia. Ale nawet na moment nie przysłoniło to radości z pięknie polakierowanej "budy". W słońcu lakier wygląda zjawiskowo i żałuję, że zdjęcia nie potrafią tego oddać.
Mercedesa oglądało już kilka osób - wszyscy byli pod wrażeniem. Co więcej, nawet bez polerowania wyszło świetnie, a po polerowaniu efekt będzie jeszcze lepszy. Wyszło tak dobrze, że nawet lakiernicy byli przekonani, że samochód jest już po polerce. Czasem warto marzyć, bo marzenia się spełniają, nawet jeśli są okupione naprawdę ciężką pracą.
To oczywiście nie koniec, bo teraz trzeba zająć się maską, klapą bagażnika, drzwiami, a na końcu listwami. Ale teraz z każdym elementem dokładanym do nadwozia pracuje się przyjemniej, bo doskonale widać efekty pracy.
O lakierowaniu innych elementów i składaniu całości już niedługo w następnej części. Teraz mercedes czeka na lakierowanie pozostałych elementów nadwozia. Niestety, trzeba je wcześniej do tego przygotować, co jest bardzo pracochłonne.
Postaram się także lepiej sfotografować efekt finalny białej perły (na zdjęciach trudno to uchwycić). Ale do tego potrzebny jest mi pusty warsztatowy parking, o który w pełni sezonu niełatwo.