Jak Mona Lisa na kołach. Pojechałem zobaczyć BMW Art Cars w Warszawie
Wyobrażacie sobie sytuację, żeby ktoś wyciągnął cztery bezcenne dzieła sztuki ze swojej pilnie strzeżonej kolekcji i wystawił je jak gdyby nigdy nic w centrum miasta? To właśnie zrobiło BMW, które zaprezentowało nad Wisłą cztery klasyczne auta pokryte dziełami sztuki światowej sławy malarzy. Czas na krótki spacer.
19.06.2021 | aktual.: 14.03.2023 16:08
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
BMW Art Cars to stale rosnąca kolekcja aut marki, które posłużyły jako płótna dla najznamienitszych artystów swoich czasów. Przez ostatnie 46 lat powstało w sumie 19 takich dzieł sztuki, bo tak należy mówić o efektach tych prac. Przez ten czas pojawiały się one w przeróżnych miejscach na całym świecie i wszędzie zdobywały powszechne uznanie zarówno krytyków, jak i szerokiej publiczności.
Teraz przyszedł czas na Warszawę. W dniach 16 – 30 czerwca cztery szczególnie ważne auta z tej kolekcji wystawione są na skwerze niedaleko Pomnika Syreny na Wybrzeżu Kościuszkowskim. W przeciwieństwie do zwykłego muzeum z opłatą za wstęp, tutaj eksponaty w szklanych gablotach wystawione są publicznie przez całą dobę pośród nadwiślańskich ścieżek i hamaków. Brzmi jak świetny pomysł na wakacyjne popołudnie, albo chociaż krótki spacer. Zapraszam ze mną!
Wszystko zaczęło się na torze
Wbrew pozorom historia powstania Art Carów nie zaczęła się w żadnym muzeum czy domu kolekcjonera sztuki, a, jak to często w przypadku BMW bywa, na torze wyścigowym. W 1975 roku francuski kierowca Hervé Poulain wpadł na niezwykły pomysł, by poprosić amerykańskiego malarza i rzeźbiarza Alexandra Caldera o przyozdobienie w artystyczny sposób wyścigowego BMW 3.0 CSL.
Francuski fan sztuki wystartował nim potem w wyścigu 24h Le Mans. Co prawda nie dojechał do mety, ale sam fakt występu takiego auta na torze stał się tak dużym wydarzeniem, że zawodnik postanowił pójść za ciosem. Rok później wystartował tam kolejnym rozwinięciem modelu 3.0 CSL, tym razem pomalowanym przez słynnego amerykańskiego artystę Franka Stellę.
Liczący sobie 45 lat projekt do dziś sprawia bardzo współczesne wrażenie, podobnie zresztą jak i osiągi tego bolidu. Na prostej Mulsanne Poulain osiągał tym samochodem prędkości blisko 300 km/h, co czyniło z drugiego BMW Art Car niewątpliwie najszybsze dzieło sztuki na świecie.
Rok później Poulain zmienił auto na 320i Grupy 5, a w kwestii doboru artysty sięgnął już po samą światową czołówkę: Roya Lichtensteina. To najstarszy z samochodów, jaki można zobaczyć w Warszawie. Właściwie to klasyczne dzieło tego amerykańskiego artysty pop-art, które można postawić w jednym rzędzie z obrazem "Crying Girl" czy też rzeźbą "Cap de Barcelona". Tyle że w tym przypadku podstawę stanowiło nadwozie wyścigowego samochodu.
O ile samo ekstremalnie rozbudowane pod względem aerodynamicznym nadwozie klasycznego auta Grupy 5 zrobi już nie lada wrażenie na fanie motoryzacji, o tyle w połączeniu z grafiką Lichtensteina stwarza to jeszcze bardziej nieziemski efekt. Na pierwszy rzut oka typowe dla tego malarza kropki i grafiki sprawiają wrażenie rozrzuconych przypadkowo, ale po chwili dochodzi do nas, że układają się w przemyślany wzór, który wygląda jak mijany przez auto krajobraz.
Z BMW 320i przechodzimy do chyba najsłynniejszego Art Caru w historii: BMW M1 pomalowanego przez Andy'ego Warhola. To ciekawe zestawienie, bo Warhol zaczął tworzyć sztukę właśnie pod wpływem Lichtensteina, ale efekt, który osiągnął dwa lata po swoim inspiratorze, jest zgoła odmienny. O ile Lichtenstein długo i precyzyjnie pracował nad grafikami na 320i, Warhol wziął farby w ręce i ekspresyjnymi ruchami naniósł ją na nadwozie w, jak to odnotowują dziś historycy, dokładnie 28 minut.
42 lata później na nadwoziu pierwszego superauta z Monachium, jak mówi się o BMW M1, nadal można zobaczyć ślady palców Warhola i jego własnoręczny podpis pozostawiony na tylnym zderzaku. Tak ozdobione auto z rzędowym, sześciocylindrowym silnikiem o mocy 470 KM na 24h Le Mans w roku 1979 zajęło drugie miejsce w swojej klasie i szóste w klasyfikacji generalnej. Do naszych czasów nie przetrwały jednak ślady walki z toru. To dlatego, że Warhol od razu pomalował również serię części zapasowych, które również trzeba było wykorzystać w trakcie wyścigu!
Szybkie auta, przy których czas zwalnia
To był ostatni raz, gdy Art Car od BMW wyjechał na tory wyścigowe. Kolejne egzemplarze powstały już z inicjatywy BMW i bazowały na ówcześnie produkowanych modelach seryjnych. Wtedy też prezentowanie kolejnych premier nabrało tempa. W latach 80. i 90. Bawarski producent oddał do dyspozycji topowych artystów tych lat serie 5, 7, 8, czy też parę M3.
Jednym z ciekawszych okazów z tych lat jest czerwone BMW Z1 autorstwa drezdeńskiego artysty Ralfa Winklera, który tworzył pod pseudonimem A.R. Penck. Ręczne malowidła w stylu prahistorycznych rysunków jaskiniowych na żywo robi równie psychodeliczny efekt, co i sam roadster BMW z drzwiami osuwającymi się w progi.
Z tego samego czasu (BMW Z1 powstało w roku 1991, ostatni z prezentowanych eksponatów rok później) pochodzi BMW M3, które pomalował włoski artysta Sandro Chia. To również pokaz awangardowej sztuki współczesnej, w której twórca w metaforyczny sposób zawarł pożądliwe spojrzenia, jakie według niego wzbudza samo M3.
Choć tak ambitna sztuka wymaga pewnego przygotowania i zrozumienia, to w połączeniu z surowym i dalej nowoczesnym projektem wyczynowego M3 z klatką bezpieczeństwa i fotelem kubełkowym z pasami szelkowymi, z jakiegoś powodu powoduje przyspieszone bicie serca.
Albo przynajmniej sprawia, że nawet jeśli zupełnie nie interesujesz się ani samochodami, ani malarstwem, to podczas spaceru i tak zwolnisz kroku i się zamyślisz. Od tego właśnie są te auta. Nawet jeśli nie wiesz do końca czemu, to jednak przebywanie ze sztuką sprawia przyjemność. Jeśli chcesz sobie jej trochę podarować, masz czas do 30 czerwca, by odwiedzić centrum stolicy.