IV Zlot Mitsubishi w Mrągowie był inny niż wcześniejsze
Mój trzeci, a ogólnie czwarty zlot Mitsubishi zaliczony. Tym razem odbył się na Mazurach w okolicach Mrągowa i Mikołajek. W odróżnieniu od poprzednich było mniej jeżdżenia, ale za to więcej kontaktu z historią i ludźmi.
03.06.2019 | aktual.: 28.03.2023 10:50
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Od czterech lat Mitsubishi organizuje największy w Polsce zlot miłośników jednej marki samochodów i robi to bardzo dobrze. W tym roku wybrano również idealną datę, bo przecież 1 czerwca mamy dzień dziecka. A to właśnie rodzinna atmosfera i czas dla dzieci, spędzenie go w gronie najbliższych, jest jedną z największych wartości tego wydarzenia.
– Ludzie spieszą się z życiem, nie mają czasu, tu chcemy im go trochę dać. Żeby odetchnęli, zrelaksowali się, zwolnili chociaż na chwilę – powiedział mi jeden z organizatorów wydarzenia odpowiedzialny za ułożenie tras.
Wydarzenia z mojego punktu widzenia różniącego się znacząco od dwóch wcześniejszych. Skupionego właśnie na dzieciach i tym, by się wspólnie zrelaksować. Trasy były wyraźnie krótsze, mniej wymagające, za to było więcej zadań dla załóg, ale w mojej opinii łatwiejszych, by raczej zmierzać w kierunku relaksu niż atmosfery rywalizacji. By zaangażować tak samo dzieci jak dorosłych.
Jak zawsze zlot dzieli uczestników tylko w jednym miejscu – na odprawie. Każda załoga wybiera sposób, w jaki będzie się bawić. Do wyboru są trzy trasy:
- Turystyczna – dla właścicieli aut osobowych w formie turystycznego rajdu wytyczonego utwardzonymi drogami.
- Turystyczno-terenowa – dla właścicieli aut z napędem na cztery koła i trochę wyższym prześwitem (SUV-y i terenowe), wytyczona szlakami szutrowymi, drogami leśnymi i polnymi.
- Terenowa – najbardziej sportowa w formie rajdu terenowego z elementami wymagającymi nawet użycia wyciągarki. Przygotowana dla samochodów terenowych.
Moja załoga, czyli ja z rodziną, jak zawsze wystartowała w klasie turystyczno-terenowej i tak jak w ubiegłym roku, pojechaliśmy modelem Eclipse Cross. Oczywiście gdy tylko najmłodsi członkowie mojej ekipy dowiedzieli się o zlocie, od kilku tygodni odliczali dni. Ja w też, ale z innego powodu.
Jedną z atrakcji dla niektórych zlotowiczów oraz dla wszystkich dziennikarzy były jazdy po torze Mikołajki Arena, na którym co rok pojawiają się kierowcy startujący w Rajdzie Polski. Tyle tylko, że auta nie miałem prowadzić ja, lecz legenda Dakaru Hiroshi Masuoka. A tym autem było... moje Mitsubishi Eclipse Cross.
Tak między nami, nie jeździłbym w ten sposób ani autem prasowym, ani swoim, gdybym miał zrobić to co pan Masuoka. Blisko 60-letni rajdowiec z czarującym uśmiechem zaprasza mnie na prawy fotel seryjnego samochodu, włącza D i zaczyna odliczać wraz z zegarem. Po chwili wciska gaz w podłogę i zmierzamy w kierunku hopki, po której lądowanie jest twarde.
Przynajmniej być powinno, bo samochód na chwilę odrywa się od ziemi i ląduje znacznie niżej niż się wzbił w powietrze. Jednak uderzenie nie jest mocne. Eclipse siada stabilnie na kołach i bez zbędnego kołysania jedzie w kierunku zakrętów. Myślałem, że kierowca wyłączył wcześniej system ESC i będzie fruwał bokami, ale dopiero w trakcie jazdy wyjaśnia, że chodzi o coś innego.
Pokazuje, jak samochód spokojnie pokonuje ten tor, jak łatwo się go prowadzi, jak dobrze trzyma się asfaltowo-szutrowej nawierzchni. W moich myślach pojawia się: "aha, więc to nie jest przejażdżka dla zabawy, lecz test, którego sam bym raczej nie wykonał".
Pozornie zupełnie przeciętne Mitsubishi Eclipse Cross pokazuje swoje atuty. Jednym z nich jest spokojne, bezpieczne i komfortowe prowadzenie w trudnych warunkach. Kto widział nawierzchnię tego toru, wie o czym mówię. Szczerze nie sądziłem, że pojedziemy po niej tak szybko. Ale nie to zrobiło na mnie największe wrażenie.
Przez cały czas zerkałem na tablicę wskaźników i pracę rąk mistrza Dakaru. To zdumiewające, że przy tak ostrej jeździe kontrolka systemu ESC prawie nie zapalała się, co oznaczało, że auto miało jeszcze spory zapas. A ten system w Eclipse Crossie jest naprawdę czuły.
Aby zrozumieć, jak to się dzieje, wystarczyło popatrzeć na ręce pana Masuoki. Gdy to robiłem podczas jazdy, nasunęło mi się pewne skojarzenie. Do ich ruchu idealnie pasowałby początek utworu "An der schönen, blauen Donau" Johanna Straussa. Posłuchajcie i wyobraźcie sobie co mam na myśli.
Wspomnę krótko o jeszcze jednej osobie, nowej w gronie zlotowiczów Mitsubishi. Jest nią Bartłomiej Topa, aktor, który stał się nowym po Macieju Stuhrze ambasadorem marki. Facet sympatyczny, którego zlotowicze chwalili za zachowanie. Nie jest moją rolą oceniać, czy jest po prostu dobrym aktorem czy rzeczywiście kulturalnym, miłym i uprzejmym gościem, ale to bardzo duża odmiana względem poprzednika. Pozytywna.
Chciałbym też polecić przy okazji dwa miejsca, które dzięki tak a nie inaczej ułożonej trasie i zadaniom, mogłem zwiedzić. Jednym z nich jest Muzeum Sprzętu Wojskowego w Mrągowie i tu zaznaczę, że prywatne. Warto je zwiedzić, ale wcześniej zobaczyć Muzeum Polskiej Techniki Wojskowej w Warszawie i porównać obiekt państwowy z prywatnym.
Drugim bardzo ciekawym miejscem, jakie zwiedziłem, jest skromne Muzeum Mazurskie w miejscowości Owczarnia. Pozwoli wam w okamgnieniu przenieść się w przeszłość i poznać życie ludzi z okresu, który przedstawia m.in. film "Róża".