Budzik: Polacy niczego się nie nauczyli. Przepisy o odstępie nie działają. I nic dziwnego (Opinia)
Zachowujący się jak szaleniec kierowca BMW M3 na autostradzie A1 o mało nie doprowadził do karambolu. Na drodze S7 kierująca volskwagenem arteonem postanowiła dać nauczkę siedzącemu za kierownicą seata mężczyźnie – auto wypadło z drogi, a w zdarzeniu mogła zginąć rodzina. To nie przypadki, a efekt braku kontroli przestrzegania przepisów, które okazują się martwe.
13.08.2022 | aktual.: 13.03.2023 16:11
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
1 czerwca 2021 r. na polskich drogach rozpoczęła się rewolucja. Niestety tylko jedna, bo miały być przynajmniej dwie. Tego dnia wprowadzono zasadę ustępowania pierwszeństwa pieszym już w momencie, gdy wchodzą oni na przejście, ograniczenia prędkości w terenie zabudowanym do 50 km/h niezależnie od pory doby oraz określono minimalny odstęp od poprzedzającego pojazdu na autostradach i drogach ekspresowych. To, jak wiele zmieniło się w dziedzinie traktowania przez kierowców pieszych, widać na pierwszy rzut oka. Choć wciąż nie jest idealnie, bo wielu kierowców wyprzedza przed "zebrami", rewolucję można uznać za udaną. W dziedzinie prędkości rozwijanych nocą skuteczność zmienionych przepisów trudno ocenić. Więcej mogliby powiedzieć policjanci z drogówki. W trzecim filarze zmian państwo poniosło jednak druzgocącą klęskę.
Niemal przez godzinę furiat za kierownicą BMW M3 nękał kierującą na autostradzie A1. Mężczyzna zapewne był święcie przekonany, że ta niepotrzebnie zajmowała lewy pas i nie wyprzedzała kolumny aut we właściwym tempie. Dlatego też najpierw jechał tuż za jej zderzakiem, a potem, gdy już mógł wyprzedzić, tamował ruch, zwalniając bez przyczyny do około 60 km/h, a następnie pozwalając się wyprzedzić po to, by znów "siedzieć na ogonie" coraz bardziej zestresowanej kobiety.
Na drodze ekspresowej S7 kierująca volkswagenem arteonem również postanowiła dać nauczkę - mężczyźnie za kierownicą seata ibizy. Na nagraniu ze zdarzenia widać, jak jedzie tuż za hiszpańskim autem, którego kierowca wyprzedzał inny pojazd. Zapewne zdaniem kobiety powinien on od razu zjechać na prawy pas, ale postanowił wyprzedzić jeszcze jedno auto. Gdy po zakończeniu manewru zjechał na prawo, arteon przyspieszył, zrównał się z ibizą, a następnie zaczął zjeżdżać w prawo, zbliżając się do seata. Kierowca próbował uniknąć kolizji, ale stracił panowanie nad autem. Doszło do zderzenia z barierą, w wyniku którego zagrożone było życie czteroosobowej rodziny jadącej mniejszym z aut.
Potężna dawka agresji i zupełny brak wyobraźni - to dwie dominujące cechy osób odpowiedzialnych za zdarzenia na wspomnianych trasach. Niestety, nie tylko ich. By zdać sobie sprawę ze skali problemu na polskich trasach szybkiego ruchu, wystarczy wyjechać na dowolną autostradę. W ubiegłym tygodniu pokonałem ponad 400 km na A4 i śmiało mogę powiedzieć, że wielu kierowców nie zdaje sobie sprawy z przepisów o minimalnym odstępie od poprzedzającego pojazdu, nie potrafi go stosować lub z premedytacją go łamie, licząc na bezkarność. Niestety słusznie.
Uregulowanie kwestii minimalnego odstępu pomiędzy pojazdami było potrzebne. Problem jednak w tym, że do tej kwestii rząd nie podszedł systemowo i z wyprzedzeniem. Dokonano typowej wrzutki, bo przecież "coś" trzeba robić. Dlaczego tak sądzę? Ponieważ nikt nie zadbał o to, by możliwe było skuteczne egzekwowanie przepisu.
W Zachodniej Europie służby drogowe dysponują urządzeniami stacjonarnymi, które na autostradach automatycznie mierzą odstępy pomiędzy pojazdami. W Polsce trwa właśnie rozbudowa systemu fotoradarów. Mimo to żadne z urządzeń, które mają być kupione, nie będzie w stanie mierzyć odstępu.
Mogą to robić policyjne mierniki prędkości LTI 20/20 TruCam, ale fakt ten należy uznać po prostu za przypadek. Kiedy w 2017 r. policja kupowała ten sprzęt, o funkcji mierzenia odległości nawet nie wspominano. Co więcej, do dziś nie ma przepisów, które obligowałyby Główny Urząd Miar do sprawdzania, czy "suszarki" właściwie mierzą odległość. GUM musi jedynie sprawdzać, czy funkcja pomiaru odległości nie wpływa na skuteczność pomiaru prędkości. Co więcej, policja rzadko prowadzi pomiary, ponieważ jest to kłopotliwe. Funkcjonariusze muszą stać na wiadukcie i dokonywać pomiaru. Problemem jest zatrzymywanie sprawcy wykroczenia, bo trzeba zrobić to w bezpiecznym miejscu.
Nieustąpienie pierwszeństwa pieszym na przejściu może zostać łatwo ukarane przez policję, która obejmie przejście kontrolą. Może też zostać zarejestrowane przez innego kierowcę, który potem wyśle film policji. W przypadku odstępu na autostradzie czy drodze ekspresowej sprawa jest trudniejsza. Jeśli dowodem ma być film, należy najpierw określić prędkość pojazdów i dopiero na tej podstawie wyliczyć, jaki był właściwy minimalny odstęp. Potem trzeba wyliczyć, ile metrów dzieliło pojazdy. To zadanie dla biegłego, a tego można powołać dopiero w postępowaniu sądowym. Nawet jeśli taki film trafiłby na policję, mundurowi najpewniej skierują do sądu tylko te sprawy, które są najbardziej rażące.
Kierowcy czują się więc bezkarnie i nawet nie są zainteresowani poznaniem kształtu nowego prawa. Nie muszą więc zastanawiać się też nad tym, jakie są przepisy dotyczące bezpiecznej jazdy autostradą czy drogą ekspresową. Brak takiego namysłu połączony z niską kulturą motoryzacyjną w Polsce przynosi owoce w postaci autostrad rządzących się prawami dżungli. Kierowca mocniejszego i większego auta ma "prawo" nękać tych w mniejszych i słabszych autach. Ci zaś powinni natychmiast znikać z pola widzenia tego pierwszego. Gdy dzieje się inaczej, pojawia się dzika agresja. Swoje przywileje trzeba przecież jak najszybciej wyegzekwować, a winnego zburzenia spokoju ducha przykładnie ukarać. Nawet jeśli to może oznaczać narażenie jego czy jej śmierć.
Przesadzam? Niekoniecznie. Oto kilka komentarzy dotyczących bardzo niebezpiecznego i trwającego niemal godzinę zachowania kierowcy BMW M3. "Wystarczy umiejętnie jeździć po autostradzie i zgłoszenia nie będą potrzebna. Ludzie okupują lewy pas lub wyprzedzają jakby nie patrzyli w lusterka i potem zdziwienie". "A zastanawialiście się dla czego gość się tak z irytował może to on teraz powinien wrzucić nagranie". "Utopić to powinni tego zawalidrogę co na autostradzie tamuje lewy pas i myśli ze wszystko mu wolno bo jedzie 80 km/h skrajnym lewym pasem takich to do wwiezienia powinno się zamykać!!! Facet w tym BMW miał racje !!!". "A czy ktoś z tych niby nękanych zastanowił się kiedyś, że wyjeżdżając bezmyślnie na lewy pas, bo pani wyprzedza przyczepkę jadąc 5 km szybciej, stwarza większe zagrożenie, bo auto z tyłu jest dużo szybsze?".
Przepis bez możliwości pociągnięcia do odpowiedzialności tych, którzy go łamią, pozostaje jedynie pobożnym życzeniem. Tak jak to, by po polskich autostradach i drogach ekspresowych jeździło się bez poczucia zagrożenia ze strony drogowych wariatów.