"Bicie piany" dieselgate. Niemieckie media oskarżają, niemieckie władze dementują
Według niemieckiego dziennika "Bild am Sonntag" Volkswagen mógł manipulować nie tylko oprogramowaniem silników Diesla, ale także benzynowych i automatycznych skrzyń biegów. Koncern się nie wypowiada, a niemieckie władze same twierdzą, że nie ma na to żadnych dowodów.
03.09.2018 | aktual.: 14.10.2022 14:54
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Tygodnik swoje doniesienia opiera rzekomo na dokumentach przekazanych niemieckiej prokuratorze oraz na zeznaniach świadków, w których ich zdaniem znajdują się dowody na to, że manipulowano nie tylko w oprogramowaniu diesli, ale także silników benzynowych i automatycznych przekładni, które podczas testu na stanowisku badawczym miały pracować w zupełnie inny sposób niż w normalnym ruchu drogowym.
Wydaje się to być jednak wyłącznie "biciem piany", która powstała w wyniku dieselgate z 2015 roku. Dziennikarze nie mają na to żadnych dowodów, a niemieckie ministerstwo transportu oświadczyło, że nie ma żadnych podstaw, by przypuszczać, że nowe oskarżenia są prawdziwe. Co więcej, potwierdziło, że zarzuty jakie podniósł "Bild am Sonntag" były już badane.
Ani prokuratura w Monachium badająca tę sprawę, ani tym bardziej koncern Volkswagena nie chcą się na ten temat wypowiadać. Rzecznik niemieckiej firmy stwierdził tylko krótko, że raport niemieckiej gazety nie wnosi niczego nowego do śledztwa.
Volkswagen jeszcze w 2015 roku, po wybuchu dieselgate, badał 36 tys. samochodów wyposażonych w silniki benzynowe i ustalono, że odchylenia od norm emisji spalin były bardzo niewielkie. Na tyle, że nie trzeba było dokonywać żadnych zmian technicznych.
Afera dieselgate wybuchła 18 września 2015 roku, kiedy to amerykańskie organy kontrolne ujawniły, że niemiecki koncern manipuluje oprogramowaniem silników. Podczas testu badania emisji spalin komputer przechodził w alternatywny tryb i ustawiał parametry pracy zupełnie inne niż w normalnym ruchu drogowym. Elektronika sterująca sama wykrywała obecność pojazdu na stanowisku badawczym używając do tego informacji z czujnika kąta skrętu kierownicy.
Niemiecki koncern się do tego przyznał i do dziś płaci kary i odszkodowania, głównie za oceanem. Jako, że cała sprawa dotyczy około 11 mln samochodów, przyjmuje się, że Volkswagen poniesie łącznie koszty na poziomie ok. 27 mld dol.