Będą zabierać samochody za wyścigi i drift. Tylko co to znaczy?

Rząd oficjalnie przedstawił założenia rewolucyjnych zmian w przepisach dotyczących kierowców. Wśród nowości znalazły się o wiele bardziej dotkliwe konsekwencje dla tych, którzy swoim zachowaniem stwarzają zagrożenie na drodze. W grę będzie wchodzić przepadek samochodu czy więzienie. Komu będą grozić takie konsekwencje? To dobre pytanie.

Policja ma mieć więcej narzędzi do walki z kierowcami, narażającymi innych na niebezpieczeństwo
Policja ma mieć więcej narzędzi do walki z kierowcami, narażającymi innych na niebezpieczeństwo
Źródło zdjęć: © Policja
Tomasz Budzik

15.11.2024 | aktual.: 15.11.2024 16:23

Zalogowani mogą więcej

Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika

Zagrożenie wypadkiem na polskich drogach nieznacznie rośnie, zamiast – jak było to w ostatnich latach – spadać. Do tego opinię publiczną w ostatnim czasie poruszyły głośne przypadki tragicznych zdarzeń drogowych, u których źródła leżało rażące ignorowanie bezpieczeństwa innych uczestników ruchu. Politycy postanowili nie czekać dłużej i zmienić przepisy. Nowe regulacje mają przede wszystkim uderzyć w najbardziej zatwardziałych piratów drogowych. I dobrze. Łatwo jednak przewidzieć, że powstaną problemy z praktycznym zastosowaniem nowego prawa.

Drift to już nie przelewki

Celowe wprowadzanie w poślizg kół tylnej osi samochodu, czyli driftowanie, jeszcze kilka lat temu mogło zostać ukarane najwyżej mandatem w kwocie 500 zł. Od 1 stycznia 2021 r. taryfikator mandatów przewiduje tu karę do 5000 zł, a na horyzoncie mamy kolejne zaostrzenie kursu.

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo

Jak zapowiedział rząd, w przyszłości za driftowanie grozić będzie mandat nie niższy niż 1500 zł oraz zatrzymanie prawa jazdy. Prawdopodobnie, jak w przypadku drastycznego przekroczenia dozwolonej prędkości, na trzy miesiące. Do tego samochód kierowcy zostanie zabezpieczony na 30 dni, a sąd będzie mógł orzec przepadek pojazdu. Czym jednak jest drift?

Jak zapowiedział minister MSWiA Tomasz Siemoniak, każdy z przypadków będzie weryfikowany przez policję. Ma to zapewnić, że np. przypadkowy uślizg tylnej osi po opadach śniegu nie będzie rozpatrywany jako drift. Oczywiści wciąż pozostawia to spory udział własnej interpretacji funkcjonariuszy w sklasyfikowanie każdego konkretnego przypadku. Wygląda jednak na to, że za każdą próbę "podcinania" samochodu na śliskiej nawierzchni – nawet na pustym parkingu sklepowym – grozić będą poważne konsekwencje. Będą one tym większe, im bardziej narażone zostanie bezpieczeństwo innych.

Walka z nielegalnymi wyścigami

Policja od lat walczy z nielegalnymi, ulicznymi wyścigami. Z niewielkim skutkiem. Jest tak przede wszystkim dlatego, że prawo nie pozwala karać ich uczestników, póki nie stworzą zagrożenia. Mundurowi zwykle więc decydują się na przeprowadzanie kontroli technicznej pojazdów, które pojawiają się w takich miejscach. Jednak część uczestników takich wydarzeń możliwość otrzymania mandatu za drobne uchybienia traktuje niemal jak bilet wstępu do zabawy. Oczywiście kosztem bezpieczeństwa innych osób.

Po zmianie prawa wobec uczestników takich wyścigów będzie można orzec przepadek pojazdu. Oczywiście oprócz grzywny w wysokości do 5000 zł. Co więcej, organizacja ulicznych wyścigów będzie przestępstwem zagrożonym pozbawieniem wolności na czas od 3 miesięcy do 5 lat. Już nawet za samo promowanie takich wydarzeń będzie można pójść za kraty. Nawet na 3 lata. Przestępstwem ma być również udział w ulicznych wyścigach.

Tu jednak też można spodziewać się trudności interpretacyjnych. Czy jeśli ktoś da się sprowokować kierowcy oczekującemu na pasie obok na zielone światło i ruszy szybciej, to zostanie to sklasyfikowane jako uliczny wyścig? Na pewno za taki w oczach policji uchodzić będą zorganizowane wydarzenia, na przykład takie, na które uczestnicy umawiają się za pomocą internetu. Ilu kierowców będzie próbowało wykpić się, przekonując, że w miejscu wyścigu znaleźli się przypadkiem? Zapewne wielu.

Duże przekroczenie – różne konsekwencje

Zawiłe mogą wydawać się również powody różnego podejścia do drastycznego łamania limitów prędkości. Jak zapowiedziano, w wyniku zmiany przepisów prawo jazdy na trzy miesiące będzie się zatrzymywać kierowcom, który poza obszarem zabudowanym, na dwukierunkowej drodze o jednej jezdni, przekroczą dozwoloną prędkość o ponad 50 km/h. W zwykłych warunkach będzie więc chodziło o prędkość wyższą niż 140 km/h.

W takim przypadku kierowca oczywiście otrzyma też mandat zgodnie z obecnym taryfikatorem. Za przekroczenie o 51–60 km/h — 1500/3000 zł (druga kwota w warunkach recydywy), o 61–70 km/h — 2000/4000 zł, o 71 km/h i więcej — 2500/5000 zł.

Inne zasady mają panować na drogach ekspresowych i autostradach. Tam przekroczenie prędkości o ponad 50 proc. – a więc powyżej 180 km/h na drodze ekspresowej oraz powyżej 210 km/h na autostradzie – będzie traktowane jak przestępstwo. Szczegółów nie podano, ale można podejrzewać, że konsekwencje będą poważniejsze niż na drodze jednojezdniowej, bo na niej dojdzie jedynie do wykroczenia. Brak tu więc konsekwencji, bo przecież na autostradach i drogach ekspresowych nie ma pieszych czy rowerzystów, których spotkać możemy na zwykłych drogach pomiędzy miejscowościami, a to oni są najbardziej bezbronni w razie wypadku.

Minister Siemoniak zapowiedział również zaostrzenie kar za tzw. wyprzedzanie na trzeciego, a więc wykonanie manewru, który innego kierowcę zmusza do hamowania lub zmiany toru jazdy. O wiele bardziej restrykcyjne mają być również kary za jazdę z bardzo dużą prędkością przez "zaludnione miasto". Szczegółów jednak nie podano.

Projekt przepisów zapewne zostanie opublikowany w ciągu najbliższych dni lub tygodni. Zgodnie z planem ma zostać zatwierdzony przez Radę Ministrów w pierwszym kwartale 2025 r. Po przegłosowaniu przez parlament i uzyskaniu podpisu prezydenta prawo wejdzie w życie.

Komentarze (0)