Agresja na drodze to przekleństwo naszych czasów. Cierpi nasze bezpieczeństwo
5 kwietnia to Dzień Grzeczności za Kierownicą. Choć może zdawać się, że to mało sensowny wymysł, w rzeczywistości dotyczy on poważnego problemu, który przekłada się na nasze bezpieczeństwo – agresji za kierownicą.
05.04.2023 | aktual.: 05.04.2023 10:59
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Przepisy nie są w stanie objąć wszystkich aspektów życia człowieka. Dlatego poza przestrzeganiem prawa ważne jest również okazywanie innym użytkownikom dróg wyrozumiałości. I mam tu na myśli nie tylko innych kierowców, ale też rowerzystów czy pieszych. Niestety, szara rzeczywistość jest inna. Wyniki badań Instytutu Transportu Samochodowego (ITS) są niepokojące. Ponad 80 proc. kierowców deklaruje, że przynajmniej raz w tygodniu zdarza im się obserwować agresywne zachowania na drogach tj. oślepianie światłami, niebezpieczne zmiany pasa ruchu lub wyprzedzanie, zajeżdżanie drogi, jazdę na zderzaku, nadużywanie klaksonu, ruszanie z piskiem opon, krzyki czy obelgi.
Część takich przypadków w ostatnich miesiącach odbiła się szerokim echem. W drugiej połowie marca 2023 swój sądowy finał znalazła sprawa kierowcy volkswagena arteona, który w sierpniu 2022 r. postanowił "ukarać" innego kierowcę. Zdaniem sprawcy prowadzący seata niepotrzebnie zajmował lewy pas drogi S7. Po wyprzedzeniu go mężczyzna specjalnie nagle zahamował, co doprowadziło do wypadnięcia seata z drogi. Mężczyzna został ukarany grzywną 15 tys. zł oraz pozbawieniem prawa jazdy na rok i dwa miesiące.
Również w sierpniu mężczyzna jadący BMW M3 przez kilkanaście minut nękał kobietę, która – w jego opinii – utrudniła mu szybką jazdę lewym pasem. Po jej wyprzedzeniu bez powodu zwalniał, tworząc zagrożenie dla wszystkich, którzy wówczas tamtędy jechali. Kobiecie i jadącemu z nią mężczyźnie dawał również sygnały do zatrzymania się, być może planując bezpośrednią napaść. Sąd orzekł tu karę 5000 zł i zakaz prowadzenia na czas sześciu miesięcy.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
W październiku głośna była sprawa furiata, który w Koszalinie jechał swoim jeepem po chodniku, jak gdyby była to ulica. Na klakson zbulwersowanego tym innego kierowcy zareagował wybuchem zwierzęcej agresji. Wysiadł z samochodu, kopał w samochód drugiego mężczyzny, obrażał go wulgarnymi wyzwiskami i groził pobiciem. Mężczyźnie zatrzymano prawo jazdy i stanie od przed sądem.
To oczywiście najbardziej drastyczne przypadki drogowej agresji z ostatnich miesięcy. Podobne wybuchy nie zdarzają się często. Z drugiej jednak strony codziennością są znacznie bardziej ograniczone, ale jednak nadal agresywne zachowania, jak choćby jazda na zderzaku, błyskanie światłami czy trąbienie, gdy nie ma zagrożenia. Takie wybryki powodują, że drogę możemy odbierać jako pole walki, na którym jesteśmy zagrożeni, a to może sprawić, że sami zaczynamy zachowywać się agresywnie.
Uczestnicy ruchu mogą też odczuwać, że wsparcie wymiaru sprawiedliwości jest za małe. Wyroki w sprawach o ekstremalną agresję drogową często są postrzegane jako zbyt łagodne. W końcu w niektórych przypadkach dochodzi do realnego zagrożenia zdrowia i życia. Pocieszeniem może być jednak fakt, że brak policji nie musi oznaczać bezkarności. W czasach, gdy wiele osób korzysta z wideorejestratorów, za bandyckie zachowania można odpowiedzieć nawet zupełnie niespodziewanie.
Droga nie jest miejscem do udzielania komukolwiek lekcji, a samochód nie jest bronią odwetową. Nadmiaru emocji lepiej pozbyć się na siłowni, niż udowadniając swoją wyższość innemu kierowcy, pieszemu czy rowerzyście. Trzeba też przyzwyczaić się do myśli, że ludzie popełniają błędy i kierowcy nie są tu wyjątkiem.