Poradniki i mechanika"Jak krowa na wysokich nogach". W zderzeniu z łosiem nie masz szans, więc co robić?

"Jak krowa na wysokich nogach". W zderzeniu z łosiem nie masz szans, więc co robić?

Listopad to miesiąc, w którym po zmianie czasu wcześnie robi się ciemno, ale jest to też miesiąc wysokiej aktywności łosi, które przemieszczają się po szlakach przecinających drogi. Niestety kontakt z tym zwierzęciem, w porównaniu z innymi, często kończy się tragicznie.

Zwykle po kontakcie z łosiem przód auta wygląda nieźle, ale dach i przednia szyba są zniszczone.
Zwykle po kontakcie z łosiem przód auta wygląda nieźle, ale dach i przednia szyba są zniszczone.
Źródło zdjęć: © fot. policja.gov.pl
Marcin Łobodziński

03.11.2021 | aktual.: 14.03.2023 14:34

Zalogowani mogą więcej

Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika

– Łosie po okresie rui, która jest we wrześniu i październiku, są nadal aktywne w listopadzie – mówi mi doświadczony myśliwy, który często spotyka te zwierzęta. – Wieczorami wędrują po polach i często wychodzą na drogi, a w listopadzie wieczór to już godzina 16. Niestety łoś to zwierzę stosunkowo głupie w porównaniu z sarną, która wydaje się wybiegać wprost pod koła, czy dzikiem, dla którego przebiegnięcie przez drogę to tylko chwila. Łoś potrafi stać nawet przed trąbiącym autem, a zejdzie z drogi wtedy, kiedy będzie miał na to ochotę – dodaje.

– Miejsca, w których dochodzi do wypadków z łosiami, bywają zadziwiające – opowiada aspirant Daniel Gałązka z Komendy Powiatowej Państwowej Straży Pożarnej w Mińsku Mazowieckim. – Raz widziałem potrąconego łosia na szczycie wiaduktu i wraz z kolegami zastanawialiśmy się, co on tam robił i jak wszedł. Nie warto liczyć na to, że łosia spotkacie tylko na drogach przez las. On może wyjść z zarośli prosto pod koła, albo stać przy samej jezdni i bez problemu przechodzi przez wysokie siatki lub płoty – dodaje.

Łoś to taka krowa na dużych nogach

Kolizje z udziałem łosi są prawdopodobnie tak samo częste, jak z udziałem innych gatunków zwierząt, ale służby ratunkowe nie zawsze są wzywane, kiedy auto zderzy się z dzikiem, sarną czy czymś mniejszym. Potrącenie dzika i sarny zwykle kończy się tylko uszkodzeniem auta, ale kontakt z łosiem dość często kończy się poważnymi obrażeniami lub nawet śmiercią pasażerów.

– My nawet rzadko jesteśmy wzywani do zdarzeń z sarnami czy dzikami, bo najczęściej nikogo nie trzeba ratować, więc do zabezpieczenia wzywani są strażacy z OSP – mówi asp. Daniel Gałązka. – Do zdarzeń z łosiami jesteśmy wzywani bardzo często, bo skutki są groźniejsze – dodaje.

– Łoś to tak jakby krowa, ale na wysokich nogach – mówi kapitan Bartłomiej Bogdanowicz z tej samej Komendy Straży Pożarnej – Oba zwierzęta ważą po kilkaset kilogramów, nawet ponad pół tony, ale kiedy potrącisz autem krowę, to jej ciało spada często na maskę i najwyżej przetoczy się przez dach. W ten sam sposób potrącony łoś od razu wpadnie na przednią szybę albo na dach, bo ma długie nogi i przód auta je podcina, a ciało ląduje dokładnie tam, gdzie siedzą pasażerowie.

Wypadki z łosiami kończą się często tak, że zwierzę trzeba wyciągnąć z kabiny. Niestety to też utrudnia wyciągnięcie pasażerów z auta, bo są przygnieceni jego ciałem. Wystarczy wpisać w wyszukiwarkę "wypadek z łosiem", by zobaczyć, jak zniszczony jest dach auta, a niekoniecznie przód, i jak czasami mało pozostaje miejsca w kabinie dla kierowcy i pasażera.

Niestety wyjęcie łosia wymaga nierzadko ciężkiego sprzętu, a nawet dźwigu. O ile pasażerów auta ratuje się możliwie szybko, o tyle jeśli łoś jest martwy, to wyciąganie go z pojazdu może trwać kilka godzin. Niekiedy, jeśli wpadnie do środka, zwierzę się zakleszcza i trzeba rozcinać pojazd.

Problemem jest nie tylko wielkość

Jeśli zestawimy często występujące na drogach duże zwierzęta dzikie, to mamy ważącą do ok. 35 kg sarnę, do 100 kg dzika, do 200 kg jelenia i 500-700 kg łosia, choć najczęściej są to osobniki ważące ok. 500 kg. Zatem nietrudno się domyślić, że nie tylko ich wielkość, ale i masa mocno odróżnia kolizje czy wypadki z udziałem tych zwierząt.

Kiedy widzisz taką tablicę, to jej nie ignoruj. Kolizja z łosiem jest nie tylko bardzo niebezpieczna, ale też trudno będzie uzyskać odszkodowanie.
Kiedy widzisz taką tablicę, to jej nie ignoruj. Kolizja z łosiem jest nie tylko bardzo niebezpieczna, ale też trudno będzie uzyskać odszkodowanie.© fot. Marcin Łobodziński

– Uderzenie w dzika czy sarnę najczęściej jest niegroźne. Sam miałem dwukrotnie takie zdarzenie i uszkodzony był tylko przód auta – mówi Bartłomiej Bogdanowicz.

– Chyba, że ktoś próbuje ominąć dzika czy sarnę i ląduje na drzewie czy dochodzi do zderzenia czołowego – dodaje Daniel Gałązka. – Wiem, że to odruch, ale jeśli zauważysz wybiegającą sarnę na drogę, to lepiej zahamować i jechać prosto, nawet się z nią zderzyć, niż za wszelką cenę próbować ominąć – przestrzega strażak.

– Zupełnie inaczej jest z łosiem, bo najgorsze, co może się wydarzyć, to uderzenie go w cztery łapy i to przy niedużej prędkości – kontynuuje. – Tu najlepiej próbować go ominąć, chociaż tak, żeby uderzyć go w przednie lub tylne łapy, bo wtedy raczej nie wpadnie do środka. No i wiadomo, że nikt nie doda gazu, bo odruchem jest hamowanie, ale często zderzenie z łosiem przy dużej prędkości kończy się lepiej dla pasażerów niż przy małej, bo łoś przeleci wtedy nad dachem lub po dachu, a nie wpadnie do środka. Mówimy oczywiście o niskim aucie osobowym, bo zupełnie inaczej będzie z busem czy terenówką. Takimi najlepiej omijać i hamować, bo i tak nie przeleci nad dachem – dodaje.

Oczywiście trudno tu cokolwiek zalecać, bo trudno jest podjąć decyzję w czasie sekundy. W listopadzie, jadąc późnym popołudniem po autostradzie z prędkością 140 km/h na światłach mijania, praktycznie jedziemy na ślepo. W czasie sekundy pokonujemy dystans blisko 40 m, a to tyle, ile wynosi zasięg świateł w starszych samochodach – najlepsze mają ok. 80–100 m.

Jeśli więc przyjmiemy, że sekunda to czas na reakcję, to mając dobre oświetlenie, zostaje sekunda na działanie. Z tego co mówią strażacy i co podpowiada logika, widząc łosia na drodze naszej osobówki, najlepiej byłoby zmienić delikatnie tor jazdy tak, by próbować ominąć lub choć skręcić w kierunku przeciwnym do tego, w którym łoś idzie. I nie hamować, bo im mniejsza prędkość, tym większe ryzyko znalezienia się łosia w kabinie, a nie za autem.

Ja mam jednak zupełnie inną radę. Jadąc czy to drogą krajową czy też autostradą, jak najczęściej i jak najdłużej korzystajcie ze świateł drogowych (tzw. długich). Widzę, że kierowcy rzadko to robią, obawiając się oślepiania innych, zwłaszcza na drogach dwujezdniowych (ekspresowe, autostrady, obwodnice) gdzie jest małe prawdopodobieństwo realnego oślepienia kierowcy jadącego z naprzeciwka.

Komentarze (30)