Zdanie egzaminu na prawo jazdy nie jest gwarancją. Możesz go nie otrzymać lub je stracić

Już niejedna osoba przekonała się o tym, że uścisk ręki egzaminatora i krótkie "gratuluję", nie musi być okazją do świętowania. Ostateczną decyzję podejmuje marszałek województwa. Może nawet unieważnić prawo jazdy.

Ukończony z wynikiem pozytywnym egzamin państwowy to dopiero początek. Nawet gdy otrzymasz prawo jazdy, nie możesz być pewny, czy ci go nie odbiorą.
Ukończony z wynikiem pozytywnym egzamin państwowy to dopiero początek. Nawet gdy otrzymasz prawo jazdy, nie możesz być pewny, czy ci go nie odbiorą.
Źródło zdjęć: © fot. Piotr Kamionka/Reporter/East News
Marcin Łobodziński

12.03.2019 | aktual.: 28.03.2023 11:36

Zalogowani mogą więcej

Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika

Paulina Rybicka z Łodzi, jak tysiące innych kandydatów na kierowców, przystąpiła do egzaminu na prawo jazdy i zdała go. Następnie odebrała dokument, ale cieszyła się nim tylko przez miesiąc. Decyzją Marszałka Województwa Łódzkiego egzamin został unieważniony, musi być powtórzony, a prawo jazdy trzeba zwrócić.

To efekt nierzadko chwalonego systemu kamer w pojazdach egzaminacyjnych, które miały m.in. chronić praw kandydatów na kierowców. Bardzo często słyszeliśmy o niesłusznych decyzjach egzaminatora, które teraz można zaskarżyć, ale jak każdy kij, również i ten ma dwa końce.

Po obejrzeniu nagrania wideo w urzędzie marszałkowskim, który nadzoruje WORD-y, stwierdzono nieprawidłowość w postaci zbyt krótkiego egzaminu. Trwał 24 zamiast wymaganych 25 minut. To i tak jest wyjątek, bo normalnie egzamin powinien trwać minimum 40 min. Wyjątek ten stosuje się jednak wtedy, gdy kandydat na kierowcę wykona wszystkie wymagane zadania egzaminacyjne, a wynik egzaminu jest pozytywny.

Dlatego też kolejnym powodem cofnięcia decyzji przez marszałka był brak wykonania jednego z zadań, polegającego na jeździe drogami dwukierunkowymi, jednojezdniowymi o różnej liczbie wyznaczonych i niewyznaczonych pasów ruchu posiadających proste i łuki, wzniesienia i spadki.

Egzaminator twierdzi, że wykonanie tego zadania było trudne ze względu na zakorkowanie miasta w czasie prowadzenia egzaminu.

Pani Paulina odwołała się, ale Samorządowe Kolegium Odwoławcze podtrzymało decyzję marszałka. Zaskarżyła decyzję do Sądu Administracyjnego. Sam marszałek przyznaje, że pani Paulina nie ponosi winy za błąd egzaminatora, ale tu działa prawo administracyjne.

Na blogu Autoprawo.pl prowadzonym przez Oskara Możdzynia, który komentuje tę sprawę, czytamy:

"Prawo administracyjne ma to do siebie, że bierze pod uwagę tylko i wyłącznie to, czy przesłanki wynikające z przepisów zostały spełnione, czy nie. Organy administracji niemal nigdy nie mają luzu decyzyjnego, który pozwalałby brać pod uwagę takie rzeczy jak brak winy po stronie adresata decyzji administracyjnej.”

Znawca m.in. prawa samochodowego zagłębił się w historię różnych podobnych spraw i znalazł przypadki zbliżone do tego pani Pauliny. Jednym z ciekawszych był wyrok NSA w sprawie 547 kierowców z Legnicy, którym zaświadczenia o ukończeniu kursu w szkole nauki jazdy wystawiła osoba… bez uprawnień.

Choć organy państwa stwierdziły naruszenie prawa w kwestii legalizmu, to jednak stanęły po stronie obywateli, którzy nie mogą tracić zaufania do państwa. Przecież zdali egzaminy pod okiem urzędnika państwowego, jakim jest egzaminator.

Miejmy nadzieję, że podobnie zakończy się sprawa pani Pauliny. Tu również decyzję o pozytywnym wyniku egzaminu wydał urzędnik państwowy.

Komentarze (6)