Zaskakujące losy nowych przepisów o zatrzymywaniu prawa jazdy. Dwa projekty w Sejmie
Policja będzie zatrzymywać prawa jazdy za przekroczenie dozwolonej prędkości o ponad 50 km/h także poza terenem zabudowanym. Albo nie będzie. Do sejmowej komisji tego samego dnia trafiły dwa różne projekty dotyczące zmian w przepisach dla kierowców.
08.12.2020 | aktual.: 16.03.2023 15:19
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Mogłoby się wydawać, że bezpieczeństwo na drogach to kwestia, która powinna połączyć polityków wszystkich opcji. Trudno tu doszukiwać się partyjnych interesów, bo przecież jako kierowcy, pasażerowie czy piesi po ulicach poruszamy się wszyscy – niezależnie od sympatii dla tej czy innej opcji czy też przynależności do niej. Poza tym wiadomo, że każde działanie w dziedzinie bezpieczeństwa drogowego ma dalekosiężne skutki, więc planowanie zmian może i powinno przekraczać długość jednej kadencji. Jeśli jednak chodzi o najnowszą zapowiedzianą nowelizację, to sprawdza się tu stare powiedzenie: "Gdzie dwóch Polaków, tam trzy zdania".
Zobacz także
Do sejmowej komisji jednego dnia - 2 grudnia - zostały skierowane dwa projekty nowelizacji przepisów dotyczących zmian dla kierowców zapowiedzianych w 2019 r. przez premiera. Jeden z nich jest poselski, drugi zaś rządowy. O co chodzi? Po tragicznym wypadku, jaki w 2019 r. miał miejsce na ulicy Sokratesa w Warszawie, premier zapowiedział wprowadzenie zmian w przepisach. Chodziło o nadanie pierwszeństwa pieszym wchodzącym na przejście, obniżenie nocnego limitu prędkości w terenie zabudowanym do 50 km/h oraz zatrzymywanie prawa jazdy za przekroczenie prędkości o ponad 50 km/h także poza terenem zabudowanym.
Zmiany miały wejść w życie w lipcu 2020 r. Nic takiego jednak się nie stało. Skoro rząd zawiódł, grupa posłów postanowiła stworzyć projekt przewidujący zapowiedziane zmiany. Trafił on do Sejmu 25 sierpnia, ale utknął w martwym punkcie. Zmieniło się to dopiero teraz. 2 grudnia, jako druk nr 803, został on skierowany do czytania w sejmowej Komisji Infrastruktury. Jako druk nr 802 do tej samej komisji tego samego dnia skierowano rządowy projekt zmian w przepisach, będący realizacją obietnicy premiera z 2019 r. Ten na skierowanie do czytania nie czekał - jak projekt poselski - ponad trzy miesiące, a jedynie 7 dni.
W efekcie teraz Komisja Infrastruktury będzie jednocześnie rozważała dwa projekty przepisów powstałe jako odpowiedź na deklarację premiera. Obydwa wprowadzają zmianę w dziedzinie praw i obowiązków pomiędzy kierowcami i pieszymi. Obydwa wyrównują do 50 km/h prędkość dopuszczalną w terenie zabudowanym – niezależnie od pory dnia i nocy. W rządowym projekcie nie ma jednak przepisu nakazującego obligatoryjne zatrzymywanie prawa jazdy na 3 miesiące po przekroczeniu dozwolonej prędkości o ponad 50 km/h również poza terenem zabudowanym. Poselski projekt przewiduje takie rozwiązanie.
W toku prac nad rządowym projektem tłumaczono, że rezygnacja z zatrzymywania praw jazdy za przekroczenie o ponad 50 km/h poza terenem zabudowanym wiąże się z dbałością o zachowanie wydolności systemu. Zdaniem resortu infrastruktury doprowadziłoby to do zatorów w starostwach, które obsługują zmotoryzowanych w tej sprawie. Liczby pokazują, że urzędy rzeczywiście mają coraz więcej pracy. W 2018 r. policja za przekroczenie, o którym mowa, zatrzymała 24,4 tys. praw jazdy. W 2019 r. było to już 41,5 tys. dokumentów. Niewykluczone, że w 2020 r. wynik będzie jeszcze wyższy, bo choć ze względu na pandemię ruch zmalał, to kierowcy jeżdżą szybciej. Gdyby prawo nakazało zatrzymywanie praw jazdy również poza terenem zabudowanym, liczby wzrosłyby drastycznie.
Z drugiej jednak strony wprowadzone 5 grudnia przepisy zwalniają kierowców z posiadania przy sobie dokumentu prawa jazdy. To oznacza, że również jego zatrzymanie ma charakter elektroniczny. Policja nie zabiera już dokumentów kierowcy i nie wysyła ich do urzędów, w których je wydano. To oznacza, że i w starostwie pracy będzie teraz znacznie mniej. W końcu usunięcie wpisu w Centralnej Ewidencji Kierowców trwa krócej niż fizyczne wydanie blankietu kierowcy czekającemu w okienku. A w Polsce problemu wypadków poza terenem zabudowanym nie można lekceważyć.
Według danych Komendy Głównej Policji w 2019 r. aż do 70 proc. wypadków w Polsce doszło w terenie zabudowanym. Jednak to właśnie w owych 30 proc. wypadków poza nim życie straciło 60 proc. śmiertelnych ofiar zdarzeń drogowych, jakie miały miejsce w całym kraju. Śmiercią uczestnika kończyło się 5,5 proc. wypadków w terenie zabudowanym i aż 19,4 proc. wypadków poza nim. Oczywiście za część tych zdarzeń należy winić także niedostatki w infrastrukturze - brak chodników, słabe oświetlenie lub jego brak, przejścia dla pieszych prowadzone przez drogi o dwóch pasach w jedną stronę. Niezaprzeczalnym faktem pozostaje jednak to, że do tragicznych konsekwencji wielu z nich przyczyniła się nadmierna prędkość rozwijana przez kierowców. Niektórzy z nich traktują drogę w terenie niezabudowanym jak autostradę i rozpędzają się tam do podobnych prędkości. Widmo utraty prawa jazdy za taki wyczyn zapewne utemperowałoby ich zapędy.
Niewykluczone, że poselski projekt nowelizacji przepisów trafił do sejmowej komisji tylko po to, by został odrzucony w całości. Jeśli jednak przez trzy miesiące czekano z przedstawieniem go komisji tylko dlatego, że rząd nie mógł przeciwstawić mu swojego projektu, to jest to dowód na to, że polityczne gierki przy Wiejskiej wciąż są ważniejsze niż bezpieczeństwo.